09 lipca 2012
Bea Chorąży-Lech
Serial: Taniec po spirali
Mokosz
◀ Leśna droga ◀ ► Prześnienie Zimowe ►
Pramatka, Pierwsza Matka, Prabogini, Gaja, Pierwotna Kobieca Moc, Ta co wiele ma imion, dziś przyszła do mnie pod postacią Mokoszy, słowiańskiej Wilgotnej Matki Ziemi.
Utożsamiano ją z płodnością, ze strzyżeniem owiec, przędzeniem lnu i oczywiście z Ziemią karmicielką. Praktykowano spowiedź do Ziemi, czyli do Mokoszy, robiąc dołek do którego można było powiedzieć wszystko, zresztą z naturalnych zagłębień w ziemi, czy jaskiń można też było usłyszeć Jej głos. Można dotrzeć do opracowań na ten temat, poczytać i nawet zapamiętać.
Proponuję teraz doświadczenie, odpowiedz sobie na pytania:
„CO MYŚLISZ O MOKOSZY”?
………………………………….
„CO CZUJESZ JAKO MOKOSZ”?
……………………………………
Uchwyciliście różnicę?
Tak nasz ucywilizowany świat uczy nas – uczyć się o życiu, głową „co myślisz”?, „co sądzisz na ten temat”? więc automatycznie uruchomiamy głowę, i tylko głowę, odcinając się od czucia. Natomiast cały stary świat, cały szamanizm zanurza się w odczuciach „całości”, wykorzystując całe ciało i najbardziej pierwotną część mózgu zwaną „gadzim mózgiem”. Tu nic nie ma absolutnej pewności, wyrażalnej w arbitralnych stwierdzeniach. Tu trzeba zwolnić, pozwolić sobie popłynąć, zaufać sile, która prowadzi przez zapachy, skojarzenia, odczucia do innych obszarów. Dlatego naukowiec nie może być szamanem, a szaman naukowcem…
Nie ma przypadków że właśnie w tej chwili na gałęzi przysiadł Kruk, nie muszę wiedzieć jaki to znak od razu, ale to z całą pewnością informacja właśnie teraz, kiedy piszę te słowa zawieszona pomiędzy światem Mokoszy – Karmiącej Matki, a tym uzgodnionym, próbą linearnego zapisu tego co trwa…
Mokosz dla mnie, ma długą suknię z mchu, jest ogromna, niemierzalna jak samo życie.W mrokach trwa, łagodnie uśmiechnięta, uosobienie kobiecości, która nic nie musi, ponieważ swoim istnieniem – czystą miłością – powoduje, że całe ukryte w nasionkach życie, zaczyna się budzić dla Niej. Zna moc przemiany z gorąca lata w chłód zimy, z małego, czerwonego zarodka w białe kości. Jednakowo miłością karmi z niezmiennym błogosławieństwem, a życie wdzięcznie płynie, całe dla Niej. Do pomocy ma Dolę i Niedolę, które pająkami tkają nici doświadczenia. Kiedy Dola nici splata, czujemy miłość w każdym listku, kochamy siebie i innych, czując doskonałość stworzenia. Niedola, gdy zapominamy po co tu jesteśmy, by nam niedolą przypomnieć, że Życie cudem jest we wszystkich odcieniach miłości.
Dlatego pająkami przychodzi Mokosz, to jej słudzy, przypominajki, które nie przypadkowo dziś znalazłam wczepione w moją czerwoną spódnicę.
Pamiętam swój pierwszy „Pochówek wojownika”, warsztat w tradycji Tolteków, gdzie ostatecznym doświadczeniem jest noc, spędzona we własnoręcznie wykopanym dole. Prowadzący Siergiej Rolovets, przygotował nas tak, abyśmy w pełni skupili się na połączeniu z energią Ziemi – sprzymierzeńcem wojownika na „ścieżce serca”. To tu najmocniej przybyła do mnie..
Tak więc leżałam w mroku, zaopatrzona w latarkę, długopis, notes, niezbędne aby wizje które przychodzą nie rozproszyły się, abym mogła zapisem wyłowić je z tamtej rzeczywistości.
Pierwszy przyszedł strach – rozłomotał serce gonitwą myśli, gdy popsuła się latarka. Mocowanie się ze strachem na „twardzielkę” nic nie przynosi, tylko wydłuża galop.
Czuję, że już wtedy Jej energia zaczęła działać, kiedy powiedziałam na głos: „witaj strachu, zapraszam cię tu, masz pełne prawo tu być”. Zaproszony, może poczuł się uszanowany więc rozpuścił się zupełnie, oddając mnie powolnym wizjom, płynącym już z innej czasoprzestrzeni.
Zobaczyłam pod sobą linę, która nie miała początku, ani końca, a ja balansowałam na niej zawieszona w czarnej, ciepłej pustce, dłońmi przytrzymując się czegoś nad sobą. Po omacku znalazłam notes i nie wychodząc z tego stanu zapisałam:
„na czerwonej linii tańczę
sama w spódnicy
podtrzymuję świat
co będzie jak upadnę”
Poddałam się całkowicie i pewnie nic bym z tego nie pamiętała, gdyby nie te notatki bezładne, na chybił trafił, koślawe bo po ciemku pisane:
„tam głęboko nie ma strachu
jestem ja
ogrom czujący
Siergiej gra
coś potężnego obejmuje”
W pewnym momencie przestałam słyszeć bębny, doświadczyłam całą sobą Jej ogromu. Zalała mnie fala tak potężnej siły, ze poczułam jak się rozpuszczam pod jej łagodnym naporem. Najpierw rozciągnęły mi się ręce w nieskończoność, potem nogi, a w miejscu brzucha zrobiło się wielkie naczynie, ogromna misa (Mokosz karmiąca). Rozciągałam się i rosłam, czując najgłębszą miłość i opiekę tak wszechogarniającą, że nie było już pytań, nie było odpowiedzi, żadnych wątpliwości tylko łzy spływające, niekontrolowane. Rozpuściłam się i nie było już „mnie”…
Ocknęłam się, ale nie ze snu, raczej jakbym wróciła z podróży, kiedy odkopywano mój dół o wschodzie słońca. Było to dla mnie wręcz bolesne doznanie, pierwszych promieni słońca, ponieważ było mi tam tak dobrze, tak aksamitnie i ciepło z Nią, nie chciałam wychodzić, ale wyszłam. Może właśnie tak się czują dzieci tuż przed porodem?
Mam w sobie głębokie przekonanie, że my ludzie, potrzebujemy nazwać, uszeregować te potężne moce, które po prostu są, a których czasem udaje nam się dotknąć zachowując w sercu ten stan. Doświadczenia te wzbogacają życie, czynią piękniejszym i uczą szacunku do „Duchów Natury” do wszelkich aspektów życia, widzialnych i niewidzialnych.
Dziś przybyła do mnie Ta co wiele ma imion, jako Mokosz – Wilgotna Matka Ziemia, z zapachem gliny, igliwia, trawy, która dla Słowian była siłą kiełkującego ziarna, płodnością zwierząt i ludzi, spowiednicą, uosobieniem karmicielki i miłości.
◀ Leśna droga ◀ ► Prześnienie Zimowe ►
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.