zdjęcie Autora

27 października 2011

Wojciech Jóźwiak

Serial: Auto-promo Taraki
Przodcze kości

Kategoria: Projekt Taraka

◀ Praca z awatarem ◀ ► Dariusz Misiuna i jego Okultura ►

Nieustannie mnie zdumiewa, że po polsku nie mamy ścisłego odpowiednika angielskiego słowa ancestral. Dla przekładu artykułu MacEowena „Reclaiming Our Ancestral Bones” zaproponowałem neologizm „przodczy, przodczych”. Bo jak inaczej? Gdyby napisać „Kości przodków”, oznaczałoby to konkretne kości w rodzinnym grobie. „Nasze kości przodków” – jeszcze gorzej, bo niezrozumiałe. Tytuł McEowena już jest kalamburem i żeby ten kalambur oddać po polsku, nie wystarczyły zastane słowa.

Dziwne... Przy naszym polskim kulcie zmarłych, dziadów, tradycji, historii, i przy rozbudowanym, rozbuchanym słowotwórstwie (daleko bogatszym niż w angielskim), przy wielości konstrukcji przymiotnikowych – nie mieć tego słowa? – Dziwne niedopatrzenie. Ale czy nasz polski związek z przeszłością jest faktycznie taki piękny? Porównanie z plemieniem, z którego pochodzi McEowen i o którym pisze – z Irlandczykami i Szkotami przybyłymi w średniowieczu z Irlandii – zob. Dalriada, a jeszcze lepiej, w ang. Wiki, Dál Riata – może nas wpędzić w kompleksy. Iro-Szkoci mieli królestwa, kiedy u nas nawet nie wiadomo dobrze, kto żył: Wandale, Awarzy, Weneci, Antowie, „Sklaveni”, kultura praska czy może Sukow-Dziedzice? Tam z czasów Dalriady istnieje tradycja – my, kim jesteśmy, wiemy dopiero od Renesansu, no może od poślubienia Jagiełły Jadwidze.

Kompleks – gorszych korzeni – pewnie tłumaczy nasze fascynacje Celtami. A może nie tylko kompleks, ale także podobieństwa. Podobieństwa z różnicami. Oni zostali przez nowożytną-nowoczesną Europę zmarginalizowani, odrzuceni, my – jakby – nie zostaliśmy nigdy do niej całkiem przyjęci. Oboje jesteśmy na marginesie, poza euro-mainstreamem. Co do Celtów, to wystarczy popatrzeć na mapę z rozmieszczeniem języków. Narody celtyckie zachowały się tylko na Wyspach i na bretońskim finis terrarum, a kiedyś celtycka Europa sięgała od Karpat, ba – od galackiej Ankary – po Brytanię i Hispanię, z bawarsko-czeskim urhajmatem i galijskim (dziś Francja) jądrem. Najazd Rzymian, później Germanów zepchnął celtyckie języki i kultury na daleki zachód, w krainę mgły. Celtowie pierwsi na Zachodzie przyjęli chrześcijaństwo, ale zrobili to znacznie mniej brutalnie niż gdziekolwiek indziej, zachowując w dużym stopniu corpus swojej starej religii, kultury, eposów. Jednak ich wersja chrześcijaństwa, dotknięta – lub raczej: potężnie wzbogacona – nauką Pelagiusza o tym, że człowiek może własną duchową pracą dostąpić zbawienia (i przez to zbliżająca się do buddyzmu) została odrzucona przez rzymską papieską arogancję. U nas, przyjęcie chrześcijaństwa, w dodatku w dwóch konkurencyjnych wariantach i przez to fatalnie i chyba nieodwracalnie rozrywających Słowiańszczyznę, zniszczyło prawie całkiem nasze dziedzictwo, nasze przodcze kości. Lub popioły, bo zmarłych tu palono jak w Indiach. Ich Europa odrzuciła, my jej cywilizację musieliśmy przyjąć gotową, gotowy import, bez (mówiąc językiem biurokratów) wkładu własnego. Pod jednym względem nam poszło lepiej: Celtowie zapomnieli własnych języków, przeszli na angielski. My rozwinęliśmy własne narodowe. Ale oni w zamian podłączyli się do najsilniejszego językowego egregoru-imperium nowoczesnego świata, podczas gdy my tkwimy we miłych-własnych, ale ciasnych i pyziejących językowych jamach-gettach.


Kim są ci przodkowie, których kości woła MacEowen?

Zrozumienie tego jest kluczem do jego artykułu i książek. (Teraz właśnie jedną z nich czytam.) Nie są to konkretne osoby z przeszłości. MacEowen nie ma na myśli swojego dziadka, pradziadka, praprababki – chociaż zarazem ma. Nie są to również dusze ani duchy zmarłych przodków. Nazywa ich (je? – tu polszczyzna jest rzadko kapryśna...) ancestral spirits, co znaczy właśnie nie „duchy przodków”, tylko „przodcze duchy”. Zatem nie duchy kontynuujące, w jakimś trybie, żyjących dawniej naszych „wstępnych”, tylko raczej ich duchy opiekuńcze albo (lepiej!) duchy towarzyszące rodowi. Rodowikowie – jak można by ich nazwać po naszemu; geniusze czy Lares Familiares po łacinie.

Tytułowe przywrócenie – nie tylko przodczych kości, ale i przede wszystkim przodczych duchów, przywołanie ich na nowo, po ang. reclaiming – to jest właśnie ideowy program MacEowena.


c.d. zapewne n.

 

◀ Praca z awatarem ◀ ► Dariusz Misiuna i jego Okultura ►

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)