zdjęcie Autora

06 lutego 2017

Katarzyna Urbanowicz

Serial: Prababcia mniej ezoteryczna
Przykuci do czasu

Kategoria: Twórczość

◀ Twarze ◀ ► Spełnione przepowiednie ►

         Są ludzie zanurzeni w tym, co było i są też ludzie zatopieni w teraźniejszości, silnie z nią związani, ale związkiem negatywnym, pełnym żalu i pretensji, ocen sprawiedliwych lub nie, zawsze jednak bardzo subiektywnych, niczym zdradzeni kochankowie narzekający, jęczący, bezustannie sarkający i psioczący na wszystko.

         Zastanawiam się, czy to nie jest ten sam gatunek ludzi — jednokierunkowych. Choć żyję dość długo, nie byłam w stanie obserwować rozwoju tego typu człowieka, ponieważ sama ewoluowałam i moje spojrzenie, jako nieobiektywne, nie może być wystarczające, Ze swojej ewolucji zauważyłam tylko to, że z krańcowego egotyzmu (nie mylić z egoizmem) w miarę upływu lat wyzwalałam się, przenosząc swoje zainteresowanie z siebie na innych ludzi. Jako młoda dziewczyna robiłam to z pewnego wewnętrznego przymusu (bo nie chciałam być zapatrzoną w siebie i patrzącą na świat jak koń z klapkami na oczach) i dopiero z biegiem czasu odnalazłam w takim oglądzie świata satysfakcję. Dlatego też moja obserwacja etapów przemiany ludzi jest wysoce niedoskonała. Mając jednak 75 lat, powinnam odznaczać się pewną przenikliwością umysłu, jeśli nie chcę być traktowana jako zdziecinniała staruszka. Muszę więc zabrać się do podsumowania swoich doświadczeń.

         Wyrosłam w środowisku i w czasach, gdy podstawowym modelem społecznego zachowania było narzekanie. Ze zdziwieniem odkrywam, że pozostało ono nadal aktualne. Ostatnio przestałam obserwować pewnego wspaniałego astrologa, który marnował swój czas i zdolności na komentowanie bieżących wydarzeń (albo wypowiedzi) politycznych. Mimo zbieżnych często poglądów raziły mnie jego polityczne komentarze, nie tyle ze względów intelektualnych, ile z nieustannej permanentnej krytyki, bez różnicy czego dotyczyła, spraw ważnych czy dupereli. Nie chciałam tego czytać – z przyczyny nadmiaru złości wylewanej na świat, która dołowała mnie każdego rana, gdy odpalałam FB na swoim komputerze. Możliwe, że miał rację, ale ile negatywnych obrazów można znieść! Ile napaści na ludzi mających takie, a nie inne poglądy, postępujących tak czy inaczej, ba, wręcz myślących nie tak, jak my. Wszak mamy i własne, prywatne niemiłe sprawy i nie chcemy, żeby nasz wewnętrzny świat tracił równowagę za sprawą jakiegoś jęczyduszy (niezależnie od tego, ile miał racji). Nie chcemy też (przynajmniej ja) bawić się w ocenę i krytykę wszystkiego dosłownie, o czym usłyszymy lub przeczytamy, uważam bowiem taką reakcję jedynie za zaśmiecanie umysłu.

          Dziś przeczytałam czyjś link do artykułu:

http://businessinsider.com.pl/technologie/nauka/narzekanie-wplyw-na-mozg-wedlug-psychologii/m8fzm18

skąd dowiedziałam się, że narzekanie niszczy mózg. Czułam to przez skórę!

         Wydawało mi się zawsze, że człowiek narzekający, wpada w jakieś koleiny, które go niosą niczym samochód na wiejskiej drodze, a gdy staną się zbyt głębokie – co kiedyś widziałam – samochód zawiesza się i potrzeba dużo trudu i zewnętrznej siły, żeby go przestawić.

         Podobne wrażenie jak z narzekaczami odnoszę przy spotkaniach z innymi jednostronnymi ludźmi, wspomnianymi na wstępie. Zanurzenie w tym, co było, jest czasem potrzebne, zwłaszcza osobom starszym. Pozwala wracać do niegdysiejszych spraw z bezpiecznej odległości czasowej, gdy wszystko, co się stało, już się stało i nic nie jest w stanie tego odmienić, bo paradoksalnie wpływa to w jakiś sposób na nasze poczucie bezpieczeństwa. Trzeba jednak mocno dbać o to, by nie wpaść w koleiny, w których łatwo się zawiesić, opowiadając na przykład co roku tę samą nudną historię o autokarowej wycieczce do Bułgarii za komuny lub powtarzając te same wielokrotnie przetrawione komunały.

         I są też ludzie, którzy nie wyobrażają sobie, że kiedyś mogło być inaczej niż tu i teraz. Dla piszącego, występującego w roli czytelnika, jest to coś w rodzaju zgrzytu żelazem po szkle.

         Czytuje się literackie gnioty, pisane bez żadnej dbałości o realia, ba, czyniące z tego niedbania zasługę, jako że „ludzie są zawsze tacy sami, w starożytności i dziś”. Kpi się na przykład z Sienkiewiczowskiej „Trylogii” i „Krzyżaków” z powodu stylizacji języka na archaiczną, co ponoć utrudnia czytanie. Mnie jednak razi, gdy dwaj rzymscy gladiatorzy przed walką rozmawiają, rzucając od czasu do czasu k...ami. W łacinie istniały zapewne przekleństwa, ale niekoniecznie były to typowo polskie odzywki.

         Lekiem na takie książki jest lektura gazet sprzed stu albo więcej lat. Frapujące odmienności w sposobie zachowania, reakcjach i przyjmowania życiowych odmienności losu, są często zabawne, ale też dające do myślenia. To nieprawda, że jesteśmy tacy sami jak sto, czy dwieście, czy tysiąc lat temu. Z perspektywy czasu charakterystyka lat, które upłynęły, ujawnia pewne cechy, które możemy od razu zauważyć. Podstawową jest odczucie pewnej naiwności ludzi wcześniejszych generacji. Inną zauważalną cechą jest pozornie mniejsza komplikacja otaczającego ich świata. Wielu przedmiotów i problemów nie było wówczas albo dopiero się zaczynały, wiele zaś odchodziło w niepamięć i dziś już nie istnieją. Kto wie na przykład, co to są postoły, z czego je wyrabiano i do czego służyły? Owszem, przeczytałam gdzieś ostatnio, że powstała grupa reaktywująca ich wytwarzanie, ale to oczywiście tylko hobby. Inny wyraz: walansjenka – został zakwestionowany przez korektę mojej książki, jako niezrozumiały.

         To mniejsze skomplikowanie świata, który odszedł, jest złudzeniem oczywiście, miał on bowiem także swoje specyficzne problemy, które dziś nie istnieją (jak i przedmioty i czynności oraz rytuały już zapomniane). Niegdysiejsza towarzyska etykieta, niezbędna do przebywania w grupie ludzkiej, odznaczała się z dzisiejszego punktu widzenia tak wysokim stopniem komplikacji, że obecnie stosowanie się do niej byłoby niemożliwe, jako że nasze czasy nie stawiają aż tak wysokich wymagań w tym zakresie, a i nikomu się nie chciałoby się z nią męczyć. Przedmioty, których uczył się w seminarium nauczycielskim mój dziadek, powodowałyby przerażenie u dzisiejszego ucznia szkoły pomaturalnej. Nie dość, że łacina, greka i dwa języki nowożytne, to fortepian, skrzypce i trzeci wybrany instrument, dwa rodzaje rysunków plus inne znane nam przedmioty i inne specjalistyczne. Widać, chociażby z tego przykładu, że ówczesne życie nie było tak proste, jakby się wydawało. Nie było komputerów, telewizorów i współczesnej techniki, za to były rozbudowane umiejętności, dzisiaj popadające w niełaskę. Stosunki międzyludzkie nie były upraszczane z powodu ograniczania ich do jednego rodzaju, cząstkowych interakcji, swego rodzaju segmentacji (media społecznościowe, praca, związki towarzyskie, relacje biznesowe) tylko obejmowały całą możliwą gamę kontaktów.

         Człowiek ma tendencję do upraszczania, lecz mimo niej, stopień komplikacji naszego życia nie staje się mniejszy. Uproszczenie w jednej dziedzinie nie pociąga za sobą uproszczeń w innych, przeciwnie, pozwala tamte bardziej komplikować.

         Walka ze skomplikowaniem świata jest skazana na brak sukcesu. Mimo słownikowego ograniczania zjawisk (w myśl zasady, że co nie nazwane, nie istnieje) pojawiają się rzeczy nowe, dla których wymyśla się nowe nazwy, często zapominając już istniejące. Dlatego też śledzenie specyficznych cech dawnych lat pozwala nam wykryć trendy zmian i być może, przystosować się do nich. Prowadzenie dialogów i akcji w dziełach literackich i filmowych, których akcja toczy się w przeszłości, tak jak byśmy mieli do czynienia z współczesnością, jest pójściem na łatwiznę i niczego nie wnosi w nasz ogląd świata. 

Przypisy:

postoły — łapcie plecione z łyka lub kory, noszone przez mieszkańców wsi od czasów słowiańskich i jeszcze przed II wojną światową na kresach RP


walansjenki — drogie, delikatne, wąskie koronki klockowe najczęściej przedstawiające wzór kwiatowy, rozpowszechnione w XVIII i XIX wieku. Nazwa pochodzi od miasta we Francji Valanciennes — słynącego z wyrobu koronek. W biedniejszych polskich rodzinach mieszczańskich międzywojnia wykorzystywano zaledwie skrawki dla ozdobienia sukienek.


◀ Twarze ◀ ► Spełnione przepowiednie ►


Komentarze

1. narzekać zaczęli ludzie powojenniJerzy Pomianowski • 2017-02-06

Z moich subiektywnych obserwacji wynika, że narzekać zaczęły dopiero pokolenia powojenne 1945 - 1955, i następne. Zwłaszcza mężczyźni z pokolenia mojego ojca (1914), czy dziadka (koniec XIX wieku) nie skarżyli się nigdy. Na zdrowie, na nędzne zarobki,  na pracę, może na politykę, ale o tym nie mówiono w domu. Słuchanie  faceta jęczącego nad ciężkim życiem,  było za mojego dzieciństwa czymś niespotykanym.
2. Oczywiście nie znam...NN#8701 • 2017-02-07

Oczywiście nie znam charakterów i zachowania wszystkich społeczeństw, lecz to narzekanie wydaje się być specyficznie polską specjalnością, chociaż być może jeszcze gdzieś również jest rozpowszechnione. Są kraje gdzie nie uchodzi narzekać, bo to jest oznaką nieradzenia sobie, świadczy o słabości. W krajach anglojęzycznych inny jest już sposób rozpoczynania rozmowy. Tam nikt na grzecznościowe pytanie o samopoczucie nie zacznie wywalać z siebie wszystkich kłopotów życiowych i tego co mu na wątrobie siedzi- swojej frustracji na ten niedoskonały świat, nie wylicza wszystkich swoich chorób itd..Takie zachowanie świadczyłoby tam o braku kultury. Na pytanie: How are you? odpowiada się zazwyczaj: I’m fine, thank you. And you?
- I’m good, thanks, and you?
- I’m all right thank you, how are you?
- I’m doing fine, thank you very much, and how are you?
- Fine, thank you for asking!
- I’m fine, how about you?
- Hey, how are you?
- Fine, thanks.
- Good, thanks.

Nawet wtedy, gdy jest zupełnie inaczej.Wydaje mi się, że w tych kulturach jest większa wrażliwość na uczucia i emocje innych. Tam o swoich kłopotach rzadko się opowiada, a jeśli już to na wyraźne przyzwolenie danej osoby, a i to raczej nie jest częste, bo ludzie mają świadomość, ze to jest obciążające dla osoby, która tego słucha.Warto by się zastanowić;dlaczego to narzekanie stało się u nas tak powszechne?Nasze państwo na pewno nie jest doskonałe, ale gdy obecny rząd podczas kampanii wyborczej zaczął głosić tezę : "Polska w ruinie" wielu ludzi jej uwierzyło, wbrew oczywistym faktom. Ludzie z Zachodu, którzy odwiedzali  Polskę w tym czasie pukali się w czoło.
3. ojczyzną marudzenia chyba...NN#9851 • 2017-02-07

ojczyzną marudzenia chyba Francja jest :) 
[foto]
4. Stara bidaPrzemysław Kapałka • 2017-02-07

Mnie to najbardziej zastanawia, że na pytanie "co słychać" najczęściej pada odpowiedź "stara bida".
5. re:stara bidaNN#8701 • 2017-02-08

Ta odpowiedź się przyjeła i upowszechniła chyba z obawy przed zawiścią, która jest też dość powszechna w naszym narodzie.
[foto]
6. Wczoraj dyskutowałam ze...Katarzyna Urbanowicz • 2017-02-08

Wczoraj dyskutowałam ze znajomym skąd to się bierze. Przedstawił mi 2 powody: pierwszy ma brać się z tego, że gdy nie mamy sukcesów na plan pierwszy wysuwają się klęski. Chociaż spotykałam ludzi, którzy moim zdaniem mieli je, ale prawdopodobnie uznali je za niewystarczające w stosunku do swoich ambicji. Ja uważam, że praprzyczyna tkwi w niegodzeniu się z losem, ale jeśli bunt przeciwko niemu nie ma szans ani buntownik potrzebnych zdolności, szuka wyjaśnień na zewnątrz siebie, wśród innych ludzi i zdarzeń, a nie w sobie, narzekanie jest więc swego rodzaju argumentacją (na miarę oczywiście narzekającego).Drugi powód ma mieć źródło w naszej religii i kulcie cierpiętnictwa - ale moim zdaniem to już nie dotyczy pokoleń młodszych od mojego, ponieważ one z religii biorą tylko to, co im pasuje, nie przejmując się resztą.
7. re:wczoraj dyskutowałamNN#8701 • 2017-02-08

Tak, ja też podobnie myślę. Dla dużej części naszego społeczeństwa rola ofiary jest ulubioną rolą do odgrywania. Pewnie jest to rezultat naszych trudnych doświadczeń  historycznych. Kultywuje się u nas pamięć o naszych przegranych bitwach i klęskach, a deprecjonuje sukcesy. Rządy komunistyczne w Polsce również przyczynily się do tego i ugruntowały w ludziach poczucie, że nie mają na nic wpływu, nic od nich nie zależy. Te wzorce są przekazywane z pokolenia na pokolenie. 
[foto]
8. strupyKatarzyna Urbanowicz • 2017-02-08

Jeżeli nic od nas nie zależy to rozsądniej byłoby się pogodzić z tym i nie rozdrapywać ran, zająć się czymś innym, tym co od nas zależy - a więc sprawami osobistymi na ogół (chyba że i one nie są satysfakcjonujące). Wynika więc że sprawy ustroju i polityki raczej są dla nas tematem zastępczym, narzekamy, bo nie chcemy ujawniać naszych osobistych klęsk. Narzekanie jest podobne do zdrapywania strupów, boli ale sprawia jednocześnie przyjemność, że strupa nie ma. Mniej więc jest ważny ból niż to, jak rzecz wskutek niego wygląda. Ukrywamy nasze osobiste niepowodzenia naginając prywatną rzeczywistość do spraw ogólnych. Tak to widzę.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)