28 czerwca 2012
Wojciech Jóźwiak
Rupert Sheldrake czyli morfogenetyczna rewolucja
Nieznane pola i anomalie przyrody
Rupert Sheldrake, ur. 1942 brytyjski biochemik, stał się znany w 1981 roku, kiedy wydał swoją pierwszą książkę, manifest swego programu, pt. A New Science of Life, co należałoby przetłumaczyć jako: „Propozycja nowej nauki o życiu”. Na czym jego program polegał? Dobrym punktem wyjścia będzie wyobrazić sobie stan ludzkiej wiedzy zanim rozwinęła się nauka o elektromagnetycznych zjawiskach i polach. Wiedziano, że bursztyn i inne twarde żywice, gdy je czymś potrzeć, przyciągają paprochy. Znano podobne właściwości „kamienia magnetycznego”, który przyciągał żelazne gwoździe i opiłki, ale nie było powodu, żeby jedno zjawisko łączyć z drugim. Znano anegdoty o kotach, że gdy je głaskać, sypią iskry. Być może niektórzy w to nie wierzyli. Znano burzę – ale też jako zjawisko osobne i bez logicznych związków z poprzednimi. Jednak stopniowo, od Gilberta (1600) przez von Guericke'go (1663), Coulomba (1785)... podaję tylko niektórych odkrywców i ważniejsze daty... aż do Maxwella (1865 ), który ogłosił pełną teorię tych zjawisk, i Millikana, który zmierzył ładunek elektronu (1910) stało się jasne, że pole elektromagnetyczne jest przepotężnym czynnikiem, który przenika wszystko, stoi za większością zjawisk przyrody i jest dosłownie tą siła, która trzyma świat w jego istniejącym kształcie. Oraz że, gdyby uwolnić elektromagnetyczne siły „uśpione” w przeciętnej bryle materii, efekt byłby podobny do wybuchu bomby atomowej.
Otóż pole elektromagnetyczne z jego znaczeniem w przyrodzie, stopniowym odkrywaniem i początkową kompletną nieznajomością przez ludzi, bardzo przypomina inne pole, którego orędownikiem jest właśnie Sheldrake: pole morficzne lub (taka nazwa też jest używana) morfogenetyczne. W swoich książkach (koniecznie trzeba wymienić jego drugie dzieło: The Presence of The Past, 1988, „Teraźniejszość/obecność przeszłości”) podaje on masę przykładów, które brzmią jak anegdoty, żadna istniejąca teoria nie wiąże ich w całość i wydają się być anomaliami, „dziwnościami”, do pominięcia. Ot, takie dziwne wyjątki w doskonale przecież wytłumaczonym (jak się wydaje) obrazie świata.
Oto przykłady: w Nowej Zelandii żyje kilkanaście gatunków roślin z różnych rodzin, więc niespokrewnionych, które są łudząco podobne do siebie, jakby swoje kształty wzajemnie „papugowały”. Kiedy w początku 20. wieku testowano szczury na przechodzenie przez labirynty, kolejne ich pokolenia okazywały się coraz bystrzejsze – ale również rosła odpowiednia sprawność szczurów nieselekcjonowanych, jak również szczurów w laboratoriach na drugiej półkuli! (Jakby im się udzielała jakaś „telepatia”.) W Wielkiej Brytanii, kiedy po 1920 roku zaczęto sprzedawać mleko w butelkach z cienkimi kapslami, tamtejsze sikory z różnych gatunków około 90 razy, jak policzyli ornitolodzy, spontanicznie dokonywały odkrycia, że kapsle te można zdzierać i pożywiać się mlekiem. To samo odkryły sikory w Holandii, przy czym tam w czasie II wojny butelek z kapslami nie było, a kiedy je wznowiono po wojnie, nowe pokolenie sikor – bo tamte, które znały tę sztukę wcześniej, już wymarły ze starości – natychmiast zaczęło na nowo pożywiać się na butelkach. (Jakby „gdzieś” przetrwała pamięć o tym sposobie, a przecież nie w genach.) Kolejny przykład podawany przez Sheldrake'a, to społeczności owadów, które zachowują się jak jednolity wysoce złożony organizm – i znowu pytanie: czy cała informacja o jego budowie, układzie przestrzennym, funkcjonowaniu i radzeniu sobie w nietypowych sytuacjach, „zapisana” jest w genach pojedynczego krótko żyjącego osobnika? Inny przykład to stada ptaków i ryb, które jako całość reagują szybciej niż by to się dało tłumaczyć wzajemnym obserwowaniem się przez poszczególne osobniki. Łatwiej przyjąć, że jest „coś” co steruje nimi jako całością.
W chemicznych laboratoriach opowiada się (a Sheldrake cytuje), że reakcje nowo syntezowanych substancji z początku idą opornie, np. substancje nie chcą krystalizować – ale po iluś próbach czynią to coraz gładziej, aż reakcja stają się rutyną. Czy to tylko wynik doskonalenia laboratoryjnych procedur? Tłumaczono to żartem, iż zarodki kryształów roznoszą po świecie sami chemicy na własnych brodach! Sheldrake przypuszcza co innego: że związki chemiczne uczą się i pamiętają swoje krystaliczne struktury.
Mnie samego, jako biofizyka z wykształcenia, najbardziej uderzył inny rozdział w The Presence of The Past – gdzie mowa jest o przestrzennych strukturach białek. Białka są długimi łańcuchami krótszych jednostek – aminokwasów. Żeby białko „działało”, zwykle jako enzym czyli sterownik reakcji chemicznych w żywej komórce, jego łańcuch musi mieć precyzyjnie określony kształt – gdyż inaczej jako chemiczne „narzędzie” będzie bezużyteczne. Białka ulegają denaturacji, czyli tracą swoje kształty, robią się z nich przypadkowe kłębki – ale potrafią wrócić do właściwego kształtu. Czynią to dość szybko, typowo w ciągu paru sekund. I tu jest problem. Bo gdyby łańcuch aminokwasów formował się na nowo jak zwykły mechaniczny układ, to musiałby wybrać swój właściwy kształt spośród gigantycznej liczby rzędu 10 do potęgi 100 możliwych wariantów. (Dużo więcej niż jest jakichkolwiek cząstek w znanym wszechświecie.) Gdyby ten proces przywracania kształtu szedł tak szybko, jak tylko dopuszcza fizyka, zajmowałby czas 10 do potęgi 77 lat! (Wg innych oszacowań, „tylko” 10 do potęgi 50 lat.) Liczba totalnie niewyobrażalna i bez porównania z czymkolwiek. Wniosek: na gruncie znanej dziś biochemii i fizyki funkcjonowanie białek (i innych biopolimerów w tym DNA) jest zwyczajnie niemożliwe i niepojęte. Następny wniosek: muszą istnieć prawa przyrody, które mimo to ułatwiają białkom przybieranie ich kształtu.
Rezonans, anteny i pola
Sheldrake postuluje, że prócz znanych atomów, cząstek, molekuł i pól, istnieją i działają pola kształtu, pola morficzne. Czynnikiem, który formuje białkowe łańcuchy (i nie tylko je!), który jakby podpowiada im właściwy kształt, in-formuje je co kształtu, jest to pole. Oczywiście geny kodujące kolejność aminokwasów w białku też są ważne, bez nich nie byłoby odpowiedniej sekwencji. Ale to, co ma robić dalej ta sekwencja aminokwasów, „zapisane” jest już w polu morficznym. Po co więc było budować tę sekwencję i sklejać aminokwasy w łańcuch? - Bo w ten sposób zbudowana została antena do pobierania informacji z pola. Do tego pola podłączone są wszystkie istniejące obecnie i w przeszłości łańcuchy białka danego rodzaju, a być może również wszystkie, które zaistnieją w przyszłości! Pole morficzne jest tym, co uobecnia przeszłość-historię obiektów i zjawisk. Czyni ich przeszłość aktualną, teraźniejszą – stąd paradoksalny (i trudny do spolszczenia!) tytuł jego książki.
Podobieństwo do anten odbierających „zwykłe” pola elektromagnetyczne, anten radiowych czy radarowych, jest uderzające. Pola (tego elektromagnetycznego) nie widzimy, nie czujemy, jest „gdzieś”. Odbierają je służące do tego celu i zaprojektowane (także przez naturę!) anteny. Jeśli ja je odbieram – a odbieram je siatkówką oka lub skórą, gdy to jest podczerwień – znaczy to, że sam w swoim ciele mam takie anteny. Antena może być zarówno odbiorcza jak i nadawcza. Anteny pozostają ze sobą w rezonansie – fizycy, kiedy to obserwują, stwierdzają, że ów rezonans jest przejawem istniejącego w przestrzeni pola. „Naocznie” możemy żadnego pola nie zauważać, ale zauważamy wzajemne pobudzanie się rezonujących anten.
Świat według Sheldrake'a działa bardzo podobnie. Cząsteczki białka, prócz swoich znanych funkcji, chemicznych i innych, również i przede wszystkim pozostają we wzajemnym rezonansie ze sobą, a ten rezonans sprawia, że są tym czym są. Wchodzą we właściwy dla siebie kształt. Wzajemnie in-formują się – nadają sobie formę. Można dokonać abstrakcji i mówić nie tyle o wzajemnym rezonansie cząstek-anten, ale o ich rezonansie z większą całością – czyli właśnie z polem, Które, podobnie jak lepiej znane pole elektromagnetyczne, nie musi być „widzialne” inaczej jak właśnie przez ten rezonans.
Rupert Sheldrake sugeruje, że właśnie pola morficzne są tym czynnikiem, który nadaje kształt białkom, RNA i DNA. (DNA musi szybko zwijać się i łączyć z białkiem w chromosomy, oraz wybiórczo się rozwijać, żeby przekodować swoją informację białkom.) Inny rodzaj pól morficznych nadaje kształt liściom, skrzydłom, oczom i innym organom zwierząt i roślin. Jeszcze inny rządzi ruchami owadów w termitierach i rojach. Kształt o którym tu mowa, obejmuje także sekwencje zachowań w czasie – jak wybory labiryntu przez szczury lub polowania sikor na butelki z mlekiem.
Jeśli uznamy istnienie pól morficznych, dostaniemy inny (niż przyjęty) pogląd na to, jak działa pamięć i jej narząd – mózg. Zapewne - tak każe Sheldrake podejrzewać - pamięć nie jest „zapisana” w jakichś mózgowych „twardych dyskach”; być może neurolodzy niczego takiego nie znajdą, jak nie znaleźli dotąd! Mózg w tym ujęciu nie byłby magazynem informacji, tylko, przeciwnie, anteną, która wyłapuje informacje z przestrzeni. Oczywiście, medium dla tej mózgo-anteny nie są (jak dla mobilnego telefonu) pola elektromagnetyczne, tylko te morficzne.
Mózg jako antena, myśli jako treść wypełniających przestrzeń pól morficznych – to przecież otwiera trudną do ogarnięcia, nową i niezwykła perspektywę! Nagle intuicje, natchnienia, telepatie lub reinkarnacje przestają być kłopotliwymi anegdotami, o których porządny racjonalista powinien szybko zapomnieć – przeciwnie, dziwnym się staje, że odnotowywane są tak rzadko.
Ten nowy poszerzony wymiar człowieka i innych istot, to że mamy ciało i „mamy” pola morficzne – a raczej „jesteśmy w” nich, przywraca dawne poglądy o istnieniu nie tylko ciał, ale i dusz i duchów. Ratuje nas przed wyrokiem naukowego redukcjonizmu, który każe nas samych widzieć ledwo jako układy cząstek, działające według mechanicznych algorytmów (jak komputery), tyle że algorytmy „wysoce złożone”, jak głosi mantra redukcjonistów. Tak jakby z komplikowania mechanicznych powtórek miała w którymś momencie „zrodzić się” świadomość.
Memetyka
Idee Sheldrake'a, mimo ogromnej erudycji ich autora, istnego polihistora, i mimo szczegółowej dokumentacji w znanych faktach z chemii, biochemii, fizjologii, etologii i psychologii, zostały szybko wyrotowane poza corpus uznanej nauki. I to mimo to, że autor ostrożnie nazywał swoje idee zaledwie hipotezą (przypuszczeniem i sugestią), a nie teorią. Najwyraźniej nauka – science – nie potrafi wyjść poza rządzący nią mechanistyczny redukcjonizm. Hipotezy Sheldrake'a zostały za to chętnie przyjęte przez New Age, ale tam zbanalizowano je jak wszystko, czym ów ruch zechciał się pożywiać.
Tymczasem w latach po dwóch głównych książkach Sheldrake'a powstały lub upowszechniły się trzy idee, które jakoś „rozmawiają” - korespondują z jego morfizmem.
Pierwsza, to koncepcja memu i memetyki. Mem to cokolwiek, co ludzie naśladują jeden od drugiego i co szerzy się tą drogą: od słów języka, którego się uczą (naśladując i powtarzając), przez obyczaje życia codziennego aż do całego gmachu ludzkich kultur i cywilizacji. Tak jak natura to to, co trwa dzięki powielaniu genów, to kultura jest tym, co trwa i rozwija się dzięki powielaniu memów. W skrócie, mem to jednostka czegokolwiek, co jest nabywane przez naśladowanie i powtarzanie. Pojęcie memu wynalazł Richard Dawkins, a najpełniej opisała Susan Blackmore.
Geny i memy są przykładami szerszej grupy bytów czy zjawisk, które Dawkins nazwał replikatorami, a Blackmore wolałaby poprawniej nazwać „replikatywami” - ang. replicatee, ponieważ nie są to rzeczy, które coś replikują-powielają, ale same w jakimś procesie są replikowane, czyli na ich wzór „robione” są podobne.
Gdy znając pomysły memetyków przyjrzymy się koncepcji Sheldrake'a, zauważymy, że dla Sheldrake'a cała przyroda jest jednym wielkim replikatywem! Replikowanie się zjawisk, gdy uwierzymy w jego morficzne pola, jest właściwością powszechną i ogólnie „wdrukowaną” w materialny świat, a nie rzadką i mało prawdopodobną, właściwie wyjątkową, jak wg Dawkinsa i Blackmore.
Ciekawe, że memetyka bez przeszkód mieści się w obecnym modelu nauki i w jej światopoglądzie, z redukcjonizmem się nie sprzecza i nie wymaga od materii jakichś nowych i nieznanych właściwości – podobnie jak kiedyś niewymagająca była babcia cybernetyka. Przeciwnie jest z morfiką Sheldrake'a! Ta stawia nowe wymagania przed całym gmachem, nie tylko biologii, ale i fizyki; odkrywa, że dotychczas poznane prawa są rozpaczliwie niewystarczające i niekompletne. Fizyk wobec Sheldrake'a (lub jego zwolennika) musi czuć się jak producent jakiegoś wyrafinowanego sprzętu, któremu oto jego klient oświadcza, że wyprodukował bubel lub ledwie atrapę tego, czego ów nabywca się spodziewał. Tak się dzieje w chwili, kiedy fizyków rozpiera duma, że oto właściwie wszystko poznali i wszystko o materialnym świecie wiedzą, a to czego nie znają i poszukują, leży tak daleko od zwykłego praktycznego pola widzenia, gdzieś w kosmicznych oddalach i gigantycznych energiach, że „śmiertelnika” nie powinno obchodzić. Nic dziwnego, że prawomyślni ludzie nauki starają się Sheldrake'a nie widzieć.
Umysł zerkający w przyszłość
Jednak właśnie w fizyce i to w jej najtwardszym teoretyczno-elementarnym jądrze pojawiła się koncepcja w pewnym sensie bliźniacza do Sheldrake'owej i biorąca się z podobnych wątpliwości. Jej autorem jest Roger Penrose. (Ciekawe, że wszyscy ci twórcy nauki, których tu wymieniłem, Sheldrake, Penrose, Dawkins, Blackmore, są Anglikami i przeszli przez uniwersytety Oxford lub Cambridge. Czyżby nie całe serce naszej cywilizacji przeniosło się jeszcze do Kalifornii?) Podczas gdy Sheldrake szukał brakującego czynnika, który pozwalałby istotom „być tym czym są”, to Penrose szukał czegoś, co pozwoliłoby istnieć ludzkiej (i nie tylko ludzkiej) inteligencji. Zauważył bowiem, że ludzki umysł NIE jest algorytmem. I że jest na to niezbity dowód: ludzie potrafią rozwiązywać problemy, których nie-algorytmiczność jest dowiedziona matematycznie. Mówiąc krótko, na gruncie znanej fizyki umysł nie ma prawa działać – a jednak działa. Jedna z propozycji, jakie wysnuł Penrose dla rozwiązania tej sprzeczności, była taka, że inteligencja polega na byciu jednocześnie w teraźniejszości i w przyszłości. Umysł to coś takiego, co ma kwantową właściwość sprzęgania się ze swoimi przyszłymi stanami. Jest anteną sondującą własną przyszłość! I właśnie dlatego, że z góry zna przyszłe rozwiązania zagadek, potrafi je rozwiązywać. Czemu żaden automat-algorytm, choćby nie wiem jak złożony, nie poradzi.
Kwantowa antena umysłu Penrose'a miała sięgać w przyszłość. Morficzna antena Sheldrake'a miała sięgać w przeszłość. Narzuca się pomysł, że obie te koncepcje są dwiema stronami tego samego.
Swoje książki Penrose pisał w latach 1990-tych. Swojego projektu zbudowania nowej fizyki umysłu nie doprowadził do końca. Być może poszedł jakimś fałszywym tropem, podobnie jak wcześniej Einstein, gdy szukał Ogólnej Teorii Pola.
Ratunek w kwantowym splątaniu?
Trzecia koncepcja (z tych korespondujących z morfiką Sheldrake'a) to kwantowe splątanie. Pierwszy raz tego terminu użył Erwin Schrödinger w tym samym artykule, gdzie opisał słynnego kota żywego i martwego jednocześnie.
Podobnie jak pola morficzne Sheldrake'a, kwantowe splątanie przekracza czas i przestrzeń. Pozwala łączyć się i kontaktować bytom rozdzielonym przestrzennie i należącym do różnych warstw czasu. Na razie jest – niby – ciekawostką. Ale kiedyś dawno temu przyciąganie paprochów przez bursztyn też wydawało się zaledwie izolowaną osobliwością przyrody. Być może kwantowe pola morficzne są równie potężnym szkieletem wszechświata, jak okazała się nim być, tak skromna zrazu, elektryczność?
Gdyby tak było, zapewne niektóre przynajmniej opowieści o magach, szamanach i ich mocach okazałyby się nie całkiem fikcją.
Wojciech Jóźwiak
Biblio.
Rupert Sheldrake, A New Science of Life: the hypothesis of formative causation, Los Angeles, 1981
---, The Presence of the Past: morphic resonance and the habits of nature, New York, 1988
Richard Dawkins, Samolubny gen,Warszawa 1996
Susan Blackmore, Maszyna memowa, 2002
Roger Penrose. Nowy umysł cesarza. O komputerach, umyśle i prawach fizyki, Warszawa 1996
Vlatko Vedral. Ptaki Schrödingera. Świat Nauki, 7/2011
Wojciech Jóźwiak, Wiedza nie całkiem tajemna. Białystok 2004
---, Morfo a memo. www.taraka.pl/morfomemo , 2009
Oryginalnie zamieszczone w kwartalniku Trans/wizje nr 2 (2012), Wydawnictwo Okultura.
Komentarze
A propos splątania -- ukułem przed laty tezę tłumaczącą magiczne "stwarzanie" dzięki intencji (typu "Sekret" itd.).
Otóż niekoniecznie jest tak, że np. wymyślam, że będę posiadaczem konkretnego modelu samochodu VW, a po jakimś czasie nim zostaję.
Może być całkiem odwrotnie:
Pojawia się we mnie myśl-pragnienie ww samochodu właśnie z powodu posiadania samochodu w przyszłości. To zresztą ma nazwę przyczynowości wstecznej i znajduje swój opis tak w teorii chaosu jak i w fizyce kwantowej (fala pilotująca)...
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Przy okazji: dodałęm portret Sheldrake'a na początku.
~W.
Sheldrake to niesamowity przypadek myśliciela.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
wiedza naukowa to nic innego jak tylko kolejny ze sposobów zorientowania się o co w tym wszystkim chodzi :-)
Dużo wysiłku wkłada się w wytwarzanie granic pomiędzy różnymi sposobami percepcji świata i jego dostrzegania (czyli porządkowania)...ale intuicja mi mówi, że to sztuczne granice ;-)
Pozdrawiam.
Artykuł bardzo inspirujący! Ciekawi mnie jednak odwołanie do procesu denaturacji białek, który zgodnie ze wszelkimi źródłami jest "nieodwracalny". Czy mógłby Pan wyjaśnić ten ustęp, w którym pisze Pan, że po denaturacji białka potrafią wrócić do swojego kształtu? Oraz podać jakieś źródła w których można się dowiedzieć o tym więcej?
Z niecierpliwością oczekuję i z góry dziękuję za odpowiedź!
Serdecznie pozdrawiam
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Auto-promo Taraki 2. Denaturacja i renaturacja, odpowiadam Vintere'owi.
Po wydaniu obecnie tłumaczonej przeze mnie książki "Science Delusion", całkiem możliwe, że tamta będzie następna.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
BTW. Przekład "The Presence of the Past" Sheldrake’a redagowałem w zeszłym roku, więc jest nadzieja, że niedługo będzie ta książka po polsku.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
-------------------------------------------------------------------------------------------
Do listy naukowców można by dodać Bruce’a Liptona, biologa cytologa badającego mechanizmy komórkowe. Uznał on w Biologii Przekonań, że "mózgiem" komórki nie jest jądro, ale błona komórkowa, z systemem anten nadawczo-odbiorczych, m.in. decydujących o wymianie/blokowaniu informacji między światem zewnętrznym a komórką, a więc o wpływie bodźców zewnętrznych na stan komórki. O tym jest stosunkowo nowa dziedzina - epigenetyka. Gdzieś mignęło mi, że większość struktury DNA jest do komunikacji, a nie do przekazywania materiału dziedziczenia.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Tu przypomina mi się pojęcie tunelu rzeczywistości, który używał Robert A. Wilson (m.in. Psychologia kwantowa). Każdy ma swój włąsny tunel rzeczywistości. Między różnymi gatunkami zwierząt różnice w postrzeganiu świata są radykalne (np. dla węży świat to głównie zmiany temperatur, dla nietoperzy świat zbudowany jest z dźwięków), między ludźmi te różnice są subtelniejsze. Ale nawet pojedynczy człowiek może czasami powiększyć swój zwykły przekaz (np. dzięki enteogenom), czyli rozszerzyć swój tunel rzeczywistości. Pojawiają się wtedy wizje mistyczne, kosmiczna świadomość, unio mystica (Hofmann).
Mam też skojarzenia z systemem Human Design - każdy ma swój urodzeniowy (astrologiczny) układ zdefiniowanych centrów (coś w stylu czakr) energetycznych, które określają, jak odbieramy świat tzn. jakie energie odbieramy od innych (not-self, wtedy jesteśmy antenami odbiorczymi) a które mamy zdefiniowane (self, wtedy my wpływamy własną energią na otoczenie jako anteny nadawcze). HD jest moim zdaniem bardzo ciekawym systemem, który daje b. dużo informacji o konkretnym człowieku (urządzeniu odbiorczo-nadawczym) oraz relacjach między grupą osób (ładnie tu widać jak powstaje np. team spirit).
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
>>from Greek lipos "fat" (n.), from PIE root *leip- "to stick, adhere"<< czyli jak nasze lepić się, lepki.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.