16 maja 2010
Janusz P. Waluszko
Serial: Świt narodów europejskich
Benedykt Ziętara, Świt narodów europejskich, Warszawa 1985 (3)
Część 3
◀ Benedykt Ziętara, Świt narodów europejskich, Warszawa 1985 (2) ◀ ► Benedykt Ziętara, Świt narodów europejskich, Warszawa 1985 (4) ►
Część 3.
Niemcy
Traktat z Verdun w 843 wydzielił coś, co w przyszłości stać się miało początkiem Niemiec, ziemie na wschód od Renu i parę miast wraz z okręgami na jego prawym brzegu. Nie od razu stało się to jednak nowym państwem czy narodem. Niektórzy daty jego powstania upatrują w 887 i detronizacji Karola Grubego, gdy plemiona germańskie postawiły na wspólną więź i zerwanie z resztą przeważnie zromanizowanego państwa Franków, lub 911, gdy powołano na króla osobę spoza dynastii Karolingów, ale najpopularniejsza jest data 919, gdy w miejsce Franka - Konrada I - królem został książę saski, Henryk. Czasem próbowano dorzucić do tego zapiskę z roczników z tego samego okresu, o królestwie niemieckim, ale się okazało, że to nie zwyczajny rocznik a pełen błędów zeszyt szkolny z XII w. (informacja odnosiła się zresztą nie do państwa Henryka a opozycji przeciw niemu królestwa Bawarów, co wspólną więź narodową wyklucza). Pojęcie Niemiec (w łacińskiej formie Teutonów) pojawia się na serio we Włoszech XI w., w kancelarii Grzegorza VII. Gens teudisca (w łacinie, bez germańskiego odpowiednika) odnosi się zresztą zrazu do języka, nie ludu. Skojarzenie nazwy języka z podobną nazwą antycznego ludu mogło być dziełem mnichów z Fuldy, ale nie odegrało większej roli w Niemczech IX-X w. W Italii już w IX w. odróżniano obcojęzycznych Germanów zza Alp od zromanizowanych Longobardów. W końcu stulecia wśród spadkobierców imperium Karolingów wyróżniano Franków, Teutonów i Longobardów. W połowie X w. pisano o Frankach-Teutonach w opozycji do Franków-Romanów czy Teutonach i Łacinnikach, a od końca stulecia powszechnie nazywano Teutonami Niemców w sensie etnicznym, nie tylko politycznym. W początkach XI w. odróżnia się (w Italii, nie w Niemczech, gdzie nie było to w interesie cesarstwa) królestwa Italii i Teutonów jako odrębne części imperium. O Teutonach mówiono i we Francji, ale nie przyjęło się to, w IX i X w. ustępując określeniu Germania, czasem Francja wschodnia czy za/reńska, choć to było już mniej adekwatne, bo Frankowie za Renem wśród Germanów stanowili mniejszość. Także w przyszłych Niemczech marginalność Franków i niechęć do nich utrudniały utożsamienie się z nimi. Karolingowie opierali się na Bawarach, potem przyszli Sasi. Brak poważniejszych zagrożeń (najazdy Normanów sięgały tu marginalnie) sprzyjał autorytetowi króla, często cesarza. Mimo bliskości językowej współpracy szkodziła świeża jeszcze plemienna tradycja, głównie Sasów i Bawarów. Nie zmieniało to poczucia odrębności od romańskich (Welsche) i słowiańskich (Wende) sąsiadów. Póki królami byli Karolingowie (czy Frankowie w ogóle) język nie grał jednak większej roli.
Próby odbudowy imperium w 858 (nie wzbudziła entuzjazmu) zakończyła się fiaskiem i była podstawą wyodrębnienia państwa wschodnio-frankijskiego. Po śmieci Ludwika Niemca w 876 zaistniała groźba podziału kraju i to wedle granic plemiennych: Bawarii, Alemanii, Frankonii, Saksonii etc., czy odpadnięcia świeżo przyłączonej i częściowo romańskiej Lotaryngii. Bawaria wyraźnie dbała o swą odrębność, Frankonia była obojętna na resztę. Tutejsze roczniki nie zauważyły nawet, że władca Alemanii, Karol Gruby został cesarzem. Zachodnią Francją była Lotaryngia, wschodnią Frankonia, a całość to Germania, nie/my. Pamiętano o wspólnych z Francją korzeniach, ale to już była Galia. Alemania (Szwabia) swą tożsamość budowała w opozycji, ale nie do Franków a Bawarów. Brakło własnej tradycji państwowej, na której można by się oprzeć, jak tam. Król nadal uważał się za władcę Francji (części germańskiej, romańska to Galia). Sasi byli wierni tradycji plemiennej, ale nie było tu separatyzmu (z braku państwa w okresie przed podbojem). Najbardziej narażeni na najazdy Normanów potrzebowali wsparcia Frankonii, wiele możnych rodów miało frankijskie korzenie, podobnie tutejszy kościół. Źródła saskie chwaliły opór przodków i upór... Karola Wielkiego, który narzucił im chrześcijaństwo. Szybka śmierć 2 z 3 braci sprawiła, że kraj po 6 latach się zjednoczył (w 881 także z Italią a w 884 z Galią - nietrwale). W 887 Niemcy zdetronizowali jednak Karola Grubego (dbając bardziej o elekcję niż cesarskie pomazanie), a swego wybrańca, Arnulfa powstrzymali od walki o Galię i zerwali tym samym związki z tradycją imperium Franków. Bawaria miała go za swego (dziedzic dzielnicowego tronu, choć z nieprawego łoża), Frankonia także (dziedzic z rodu Karolingów), więc nie było oporu wobec jego osoby (opozycja Alemanów stała się nieaktualna po śmierci Karola Grubego). Formalnie, jako cesarz, miał zwierzchnictwo nad Galią i Burgundią a koronował się w Rzymie. Nie odbudował imperium Karola Wielkiego, ale powstrzymał rozpad monarchii wschodnio-frankijskiej na państwa plemienne. Wspólnie broniły się przed Normanami, Słowianami i Węgrami, atakując w Galii i Italii. Po śmierci Arnulfa powstała kwestia: razem czy osobno? Inaczej niż Galia, która odziedziczyła frankijskie poczucie wspólnoty, Frankonia w Germanii była tylko jednym z wielu państw plemiennych. Wspólnota mogła istnieć tylko jako teutońska, nie frankijska, choć i tutaj istniało zróżnicowanie dialektów na północne i południowe (elita nie miała problemu, porozumiewając się we frankijskim, który stał się bazą języka literatury). Istniały też zakazy małżeństw mieszanych, wbrew władcy i kościołowi małżeństwa międzyplemienne uważano za możliwe do unieważnienia. Nie brakło też wrogich anegdot o sąsiadach.
Tylko nasilające się ataki Normanów, Słowian a zwłaszcza Węgrów (od końca IX w. ich rajdy zniszczyły państwo morawskie, zrujnowały Bawarię a docierały do Renu, sporadycznie za Ren i Alpy nawet) wymuszały współpracę. Książęta (wojewodowie: Herzöge) wobec słabości chorego na starość króla i nieletniego następcy uniezależnili się. Z tytułami dux czy marchio, byli frankijskimi namiestnikami raczej niż plemiennymi książętami[1], których Frankowie usunęli (dziś górę wzięła teoria, że wywodzili się z miejscowych przywódców, którzy umieli zgromadzić wokół siebie resztę - część z nich miała jednak frankijskie korzenie - często dochodziło między nimi do rywalizacji o przywództwo plemienne). Sasi zdominowali Turyngię, we Frankonii i Szwabii dochodziło do sporów, a w Bawarii powstała silna dynastia. Po śmierci Ludwika Dziecięcia w 911 nie oddano tronu zachodnio-frankijskiemu dziedzicowi, Karolowi Prostakowi, ale wybrano królem herzoga Frankonii, Konrada (wyłamała się Lotaryngia wierna starej dynastii). Elekcji dokonano na zjeździe w Forchheim, który nie był wiecem wschodnio-frankijskim, a spotkaniem herzogów reprezentujących swe plemiona. Wybór był brakiem nadziei na pomoc w walce z najeźdźcami, skoro władca Franków nie radzili sobie z obroną własnych dzielnic, lekceważyli go właśni poddani, a w 884 pozbawili go tronu Francuzi. Jednak Konrad żywił ogólno-frankijskie ambicje (obce plemionom, tak jeśli idzie o ekspansję na zachód, jak i styl sprawowania władzy), co doprowadziło do serii buntów i wyboru księcia saskiego, Henryka (nie poparła tego Bawaria, wybierając własnego króla). Panowanie Sasów dało im powód do dumy, ale dla cywilizowanych Germanów z południa było barbarzyństwem (zrazu zanikła nawet kancelaria). Syn Henryka, Otto I Wielki, który poznał francuski i słowiański, nigdy nie mówił w dialekcie górnoniemieckim. Zmianę zauważyli i obcy, którzy nieraz nazywali kraj Saksonią. Inaczej niż Konrad, Henryk odmówił namaszczenia i kościelnej koronacji, bardziej ufając pogańskiemu szczęściu w boju. Nazwał się jednak królem Franków i Sasów (Szwabię faktycznie, a Bawarię formalnie zhołdował). W stosunkach z Francją etc. o Saksonii nie wspominano, co przydało się w Lotaryngii, przyłączonej w spadku po państwie Franków, gdy Francuzi u siebie zdetronizowali Karola Prostaka. Otton nie miał już żadnych oporów by się koronować na króla frankijskiego w Akwizgranie w 936 i cesarza w Rzymie w 962. W niczym nie przekreślało to federacyjnego charakteru państwa. Elekcja umacniała jedność, bo każdy książę mógł liczyć na koronę królewską a nawet cesarską. Możni zablokowali też wydzielanie dzielnic synom władcy. Otton współpracował z kościołem (o ile książęta byli jego lennikami, ale nie pochodzili z jego nominacji, o tyle biskupów obsadzał władca, a ich diecezje nie pokrywały się z terytoriami plemiennymi).
Na imperium składało się szereg królestw czy księstw (regna), nie tyle wieloetnicznych, co wieloplemiennych, z których skutkiem wspólnoty językowej i integracyjnej roli państwa wyłonił się do XII w. naród niemiecki. Nie objęło to romańskich ziem zaalpejskich. Ambicje imperialne mieli też inni władcy, jak np. anglosascy królowie królów (saskie słowo bertwalda oznaczało ponadlokalnego króla, co tłumaczono na łacinę jako imperator). Alkuin i inni autorzy brytyjscy przybyli do wieloetnicznego ponadplemiennego państwa wielu królestw Karola Wielkiego upowszechnili to na kontynencie zanim papież koronował go na cesarza. Cesarstwo Ottonów obejmowało ziemie niemieckie, ale także część ziem romańskich i słowiańskich, więc bezdyskusyjnie było w tym sensie imperium ludów. Wyjście poza sprawy frankijskie a nawet germańskie w ogóle utrudniało cesarstwu niemieckiemu narodową identyfikację. Rodziła się ona w walce królów z separatyzmem plemion, ale i wspólnoty z uniwersalistycznymi ambicjami tychże władców, głównie w Italii. Bliskość językowa i wiekowe opóźnienie pełnego wchłonięcia częściowo romańskiej Lotaryngii czy ekspansji na ziemie Słowian umożliwiło jednak zaistnienie wspólnoty węższej - etnicznej, dzięki której powstał naród (nie udało się to Rzymianom czy Frankom, którzy rozpłynęli się w szybko powstałych uniwersalistycznych imperiach). Ciekawe, że sam proces wyprzedził upowszechnienie się nazwy Teutonów dla powstałej w jego wyniku nacji. Wynikało to chyba z przetrwania wspólnoty wschodnio-frankijskiej i jednoczesnego przejęcia jej kierowniczej roli przez Sasów, co nie naruszając poczucia odrębności / wspólnoty interesów pozbawiło tożsamość własnego imienia. Sascy autorzy byli dumni ze swego plemienia i niechętni Frankom, ale dzieło zjednoczenia z nimi przez Karola Wielkiego mieli za nieodwracalne, spoiwa upatrując w narzuconej Sasom wspólnej z Frankami wierze. Nazywali ów twór Frankonią i Saksonią, Francją Saską, Germanią etc. Jego celem była obrona pokoju wewnętrznego i walka z zewnętrznymi wrogami, Słowianami, Węgrami etc. (niechętnie Widukind odnosił się jednak do ekspansji za Alpy - jest to stały motyw polityki niemieckiej, gdzie władcy sascy wspierali parcie na Wschód, a uniwersalistyczni czy zachodnioniemieccy ambicja włoskie. Spory na tym tle zaczęły się już od samego początku, w osobie frankońskiego Konrada i obalenia go na rzecz saskiego Henryka).
Ruotger z Lotaryngii cenił zarówno swą ojczyznę jak i całe państwo (res publica). Takie postawy pozwalały wyjść poza tożsamość plemienną. Podobnie Thietmar, apologeta Saksonii, ale i Niemiec (w opozycji do Włoch, choć to część cesarstwa). Państwo rzadko nazywał teutońskim, częściej naszym (oznacza to Niemcy w ogóle, na co wskazuje etymologia grodu Niemczy, nazwanego wg niego tak, bo go nasi zbudowali - znał, jak widać, i słowiański odpowiednik nazwy Teutoni). Ojczyzna to częściej Niemcy w ogóle niż Saksonia (o ile w ogóle). Jej dobro jest ważniejsze niż dobro władców, których - mimo lojalności dla dynastii - potrafił krytykować. Niechęć do innych plemion nie zmieniała świadomości, że i Sasi musieli nieraz zapomnieć o sobie dla wspólnego dobra. U Thietmara łączyło się to z niechęcią do Polski, Węgier czy Francji, a zwłaszcza Słowian połabskich. Brakło tu śladu wspólnoty frankijskiej, Zachód kojarzył mu się z kresem drogi słońca, mrokiem nieprawości i grzechem. Niechęć żywił i do Włochów, którzy każą sobie za wszystko płacić, oszukują i trują. Inną formę patriotyzmu reprezentował św. Brunon z Kwerfurtu, który nie czcił Saksonii a całą Germanię. Nie było u niego także tej niechęci do obcych (innych plemion czy cudzoziemców - jedyny wróg to poganie, zwłaszcza Wieleci). Niechęć do Rzymian była reakcją na ich niechęć do Ottona III, choć sam był niechętny jego planom włoskim. Klęski Niemców to kara boża za ich udział w wojnach niesprawiedliwych przeciw chrześcijanom. I on także mówił o res publice (cesarstwo miało jednocześnie formę Rzeszy), Francuzów nazywał karolińskimi Frankami, a Niemcy Germanią - pisze też jednak o Teutonach (u niego po raz pierwszy odnosi się to do narodu a nie języka tylko). Nazwa Theutones/Theutonici = Diutiski = Deutsche upowszechniła się w końcu X w. Bruno wyraźnie oddziela poddanych Ottona III nieznanej, obcej mowy - Włochów i swojej mowy - Niemców. Notker - zwany Niemcem za przekład na ten język dzieł późno/antycznych (dotąd język niemiecki nie miał odpowiedniego słownictwa by wyrazić takie treści) - dziwił się jak łatwo to wszystko pojąć, gdy się wyrazi to w swoim języku, ale... miał kłopot z jego nazwaniem. Diutisk pojawia się u niego tylko 6 razy. W tym czasie częstsza była forma łacińska, Theutonicus. Nie użył też określenia diutisk jako Niemcy (w sensie członków narodu), woląc opisowe: mężowie niemieccy. Wersja łacińska upowszechniła się szybko w XI w.
Żaden z w/w terminów nie odnosił się do państwa. Res publica, regnum, imperium to władza monarchy nad ziemiami a nie kraj. Włosi pisali o Niemczech, Niemcy nie! Dopiero później obok Włoch i Burgundii pojawiły się Niemcy, a nie Alemania, Bawaria, Saksonia etc. jako części składowe cesarstwa. Wyjątek to roczniki z Nider-Alteich z około 1075, gdzie tak określono państwo, nie naród (zbiór plemion) czy język. To wynik zrozumienia, że państwo istnieje bez osoby władcy, a jego organami są książęta (reprezentanci społeczeństwa/plemion). Lampert z Hersfeldu nie cenił państwa w sensie imperium rzymskiego, ale ponadplemienne państwo niemieckie, które ma obcych - Włochów czy Polaków - podporządkować Niemcom. Jest ono ważniejsze niż król czy książęta. Oba źródła (roczniki i Lampert) reprezentują światopogląd opozycji książęcej wobec Henryka IV. Co ciekawe, zbiegło się to z poglądami papiestwa: Grzegorz VII widział w Niemczech jedno z państw, a nie coś ponad nimi i kościołem. Nie podlegały mu nie tylko Polska, Czechy i Węgry, ale także Włochy czy Burgundia, może nawet Saksonia (w tym czasie przejawiająca silnie swój separatyzm)[2]. Wszystkie te kraje - także Niemcy - podlegają za to papieżowi. Zwolennicy papiestwa w Niemczech (nieświadomi celu papieża) przyjęli tę terminologię, czasem ją (wbrew intencjom papieża) rozszerzając, co pozwoliło ją przyjąć także przeciwnikom papiestwa. Pojawia się też w konkordacie wormackim z 1122, co oznacza jej uznanie przez obie strony. Mimo to król (rzymski) i koronacja we frankijskim Akwizgranie sprawiały, że symbolika państwowa nie ograniczała się do samych (etnicznych) Niemiec. Nawet bez cesarskiej korony władca był panem Włoch i Burgundii, choć niektórzy koronowali się dodatkowo w Pawii czy Mediolanie lub Arles. W XII w. nawrót do wiary w koniec świata przywrócił cesarstwu wymiar mistyczny (także we Francji, gdzie jednak wierzono, że Niemcy są niegodne cesarstwa). Apokalipsę miało poprzedzić cesarstwo powszechne, co pozwalało jego wymiar etniczny łączyć z uniwersalnym. Niemcom brakło patrona, św. Wit był saski, św. Maurycy dworski, ale nie niemiecki (w tym czasie Francuzi mieli św. Dionizego i świeckiego bohatera, Karola Wielkiego, którego nawet niemiecki tłumacz Pieśni o Rolandzie nazywał Francuzem). Postać Karola spopularyzowała w Niemczech dopiero francuska kultura rycerska. W tym czasie jednak Niemcy postanowili ją rewindykować. Wuj Fryderyka Barbarossy, Otto z Freisingu odkrył, że mimo zmiany nazwy to Niemcy są spadkobiercami Francji Karola Wielkiego, którego potomkiem po kądzieli był Fryderyk (nb., to przykład, że i w XII w. można było uprawiać uczoną krytykę tekstów). W okresie tym (a czasem nawet wcześniej) wiele krajów swoich królów-założycieli czyniło świętymi: Czechy, Węgry, Dania, Anglia etc. To samo zrobił bp Eberhard z Henrykiem II w Niemczech (1146), ale fryderykowi nie odpowiadał jako święty/patron cesarz-asceta i dobroczyńca kościoła. Wolał Karola Wielkiego, który swoim kościołem rządził. W 1165 z pomocą antypapieża uczynił go świętym. Było to wyzwanie wobec papieża i Francuzów.
Barbarossa odwoływał się też - z pomocą uczonych z Bolonii - do prawa rzymskiego, aspirując do roli władcy całego chrześcijaństwa, nie tylko Rzeszy. Naciągano przy tym interpretacją prawa, mając innych władców za królów prowincji (niczego takiego w Rzymie nie było). Choć niektórzy sądzą, że była to gra obliczona na doraźne korzyści, to pod jej wpływem rozwijała się świadomość stron sporu. Zamiast przywrócić autorytet cesarstwa w Europie, wywołało to powszechny opór przeciw Niemcom, nie tylko królów czy kościoła, ale ogółu elit. Dopiero u schyłku życia - jako krzyżowiec nie imperator - Fryderyk uzyskał jakiś szacunek. Mimo uniwersalizmu cesarstwa o tytuł i władzę zeń wynikłą spierały się narody (dążyli doń Francuzi, bronili Niemcy). Nawet sam Barbarossa nie wyszedł poza to, demonstracyjnie używając we Włoszech niemieckiego, choć znał włoski i parę innych języków. Szło o zachowanie władzy Niemiec nad Burgundią i Italią - tu cesarz grał pogromcę Rzymu, potomka Karola Wielkiego, przemawiając w imieniu Franków, czyli Teutonów - nie miał tego za unię, jak Włosi, ale za niemiecką własność, co rodziło opór i świadomość narodową Włochów. Tymczasem aspiracje do panowania nad Rzymem zgłaszali kolejni pretendenci, Grecy, Francuzi, Anglicy czy Normanowie. W sporze o cesarstwo końca światów Francuzi i Niemcy mieli się nawzajem za (sługi) Antychrysta. Prawo dzielnych Niemców do imperium jest rodzajem mesjanizmu w stylu Franków i Francuzów. Aspiracje do rządów nad światem chrześcijańskim popychały już nie tylko cesarza czy elity, ale i klasy średnie do walki o Italię (mimo ofiar i ostatecznej klęski). Rodziło to niechęć sąsiadów, nie tylko do władcy, ale i narodu niemieckiego. Już Suger pisał o ich pysze i prostactwie. W odpowiedzi Niemcy już w tym czasie zaczęli fałszować historię (zarzucając to innym), twierdząc, że to oni - jako Frankowie - organizowali krucjaty i zdobyli Jerozolimę a Francuzi zacierali ślady tego, niszcząc ich nagrobki. Furor Teutonicus dla Niemców był synonimem odwagi, dla obcych bezrozumnej dzikiej pasji. Słowa krytyki wobec Niemców słychać było od Portugalii po Danię i Polskę. Okrucieństwa (efekt oporu miast włoskich i plemion słowiańskich) wyrobiły im powszechnie negatywną opinię.
Zaskoczeniem był upadek ze szczytu powodzenia w chaos wojny domowej po śmierci Henryka VI w 1197. Czy chodziło o niechęć do ekspansji we Włoszech, czy o przywrócenie zasad elekcji w miejsce umacniającej się dynastii Hohenstaufów, co nie odpowiadało książętom, trudno dziś dociec. Teraz to obóz cesarski silniej akcentował patriotyzm państwowy, ubolewając nad wojną domową i zniszczeniami, w które wciągnięto też Czechów, Węgrów i Kumanów. Przez podwójną elekcję przepadł niemiecki porządek, jak narzekał nadworny poeta Walter von der Vogelweide, który o wszystko obwiniał włoskiego papieża. Konflikt przybrał charakter narodowy, według podziałów językowych. Walter, który łatwo zmieniał mecenasów, pozostał jednak wierny idei ojczyzny. Umiał także znaleźć inne powody dumy, np. cnotę i miłość kobiet niemieckich (zdaniem Zientary to ironia, że ten dowcipny i lekki wiersz, pełen przywiązania do kraju - jak pisze poeta - od Łaby do Renu i granicy węgierskiej, w XIX w. stał się kanwą nacjonalistycznej pieśni Deutschland über alles). Tak jak on, wielu jego naśladowców narzekało na destrukcyjną polityką książąt i tęskniło do minionej chwały cesarstwa, choć jednocześnie źle widziało włoskie miraże, bez których nie byłoby tegoż, a które trwoniły siły potrzebne do odbudowy Rzeszy. Ciekawe, że naród nazywa się tu jakby poprzednią nazwą (ludzi) języka niemieckiego, może dlatego, że tylko on jeszcze wiązał to w całość. Wielkie Bezkrólewie przyczyniło się do rozpadu Rzeszy na plemienne (nieraz) księstwa, które odtąd do XIX w. określały niemiecką politykę i kulturę. Różnice dialektów i dziejów pozwoliły na wykształcenie się nawet odrębnych narodowości, jak Szwajcarzy. Wszak teutońska świadomość narodowa nie objęła szerokich mas ludowych, a elita zaczęła bazować na własnych interesach, nie kulcie niewygodnego jej cesarstwa. Język niemiecki (a nie patriotyzm państwowy, bo tego na skalę całych Niemiec już nie było) to jedyna wieź etniczna na długie wieki (siłę tego widać np. w Hanzie).
Janusz P. Waluszko
◀ Benedykt Ziętara, Świt narodów europejskich, Warszawa 1985 (2) ◀ ► Benedykt Ziętara, Świt narodów europejskich, Warszawa 1985 (4) ►
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.