zdjęcie Autora

20 marca 2011

Wojciech Jóźwiak

Szałas potu
Albo łaźnia polska. Minimum tego, co powinieneś wiedzieć ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.


Pierwszy raz byłem w szałasie potu, który prowadził David Thomson latem 1995 roku w Dąbrówce koło Lubartowa w Lubelskiem. W następnych latach powtarzałem tę przygodę, aż w 2001 roku na kolejnych warsztatach w Pupkach na Warmii, podczas których kierowałem budowaniem i utrzymaniem szałasu, dostałem od Davida uroczysty "przekaz", a raczej potwierdzenie, że to co robię, robię dobrze. W 1999 roku zacząłem sam prowadzić ryty szałasu potu na moich warsztatach. Od tego czasu szałas potu stał się koniecznym punktem programu na warsztatach Twardej Ścieżki - które tak zacząłem nazywać od pewnego czasu, żeby nie nadużywać słowa "szamanizm". Zajęć lub zjazdów podczas których nie robi się szałasu potu, w zasadzie nie uważam za należące do Twardej Ścieżki. Ile sesji szałasu potu prowadziłem lub w ilu brałem udział, nie potrafię zliczyć, zapewne blisko setki. Jak wspomniałem, szałas potu włączyłem do działań Twardej Ścieżki, razem z pochodzącymi z innych tradycji: zakopywaniem w ziemi, marszem transowym, medytacjami z bębnem, pozycjami ekstatycznymi, chodzeniem po żarze i płukaniem jelit.

Mój nauczyciel, David Thomson i jego żona Mattie Davis-Wolfe, ryt szałasu potu otrzymali od nauczycieli z narodu Blackfeet (Czarnych Stóp, z prowincji Alberta w Kanadzie), uczyli się też od Seminolów z Oklahomy. David prowadził ceremonie szałasu potu w ramach religijnej posługi dla więźniów-Indian.

W naszych europejskich i polskich warunkach nie było i nie ma sensu silić się na ścisłe trzymanie się indiańskiego obyczaju - inny jest cały kontekst tej (i innych) ceremonii, inne okoliczności zbierania się na nią, inne jest oparcie czy to w tradycji czy w świadomości uczestników. Tego rytu nauczyłem się od miejskiego Białego, nie od Indianina, co też siłą rzeczy czyni tradycję bardziej oddaloną.

Za to starałem się i dbam nadal o to, żeby szałas potu, taki jak sam prowadzę i którego uczę, był rytuałem i przeżyciem duchowym - nie "imprezą rozrywkową", ani "czynnością higieniczną", jak sauna.


Budowa, "zewnętrzność" i przebieg rytu

Szałas potu budujemy jako szkielet z witek (zwykle z leszczyny, łozy, derenia lub z cienkich pędów drzewek-samosiejek; polecam osikę, brzozę, klon) w kształcie kopuły, szeroki tak, żeby w środku w kręgu mogli usiąść ludzie w odpowiedniej liczbie. Największe moje szałasy przyjmowały do ok. 25 osób; przeważnie były/są mniejsze. Szkielet pokrywa się kocami dla izolacji i uszczelnia narzuconą na wierzch plandeką. (Podobno "dawno dawno temu" używano skór bizonich; czy ktokolwiek używa ich teraz, nie wiem.)

Wejście do szałasu tradycyjnie kierowano (przeważnie) na wschód - i tego staram się trzymać. Przed wejściem pali się ognisko, w którym rozgrzewane są kamienie. W środku szałasu zawczasu wykopuje się dość płytki dołek, do którego w trakcie rytu wkładane są gorące kamienie. Podczas rytu uczestnicy siedzą w kręgu otaczając dołek z gorącymi kamieniami. Po zamknięciu wejścia (zasłonięciu kocami), w szałasie robi się gorąco - mniej więcej tak, jak w saunie. Z ciał leje się pot. W ciemności i gorącu w naturalny sposób umysł wchodzi w stan skupienia czy medytacji.

Siedzenie (sesja) w szałasie składa się typowo z czterech rund, podczas których wygłasza się mowy i intencje, śpiewa, wydaje okrzyki lub milczy. Miedzy rundami są przerwy, podczas których zasłony u wejścia są rozchylane, powietrze w szałasie wymieniane, można pić wodę i rozmawiać nieformalnie, po czym wnoszone są kamienie do następnej rundy.

Kamienie są witane (posypywane lub omiatane) ziołami. U Indian Prerii najbardziej zalecana jest sweetgrass, aromatyczna trawa identyczna z naszą turówką wonną lub żubrówką; eksperymentowałem jednak z różnymi ziołami i najczęściej używam lawendy. Co do ziół zapachowych, obyczaj samych Indian jest dość giętki i zmienny, o mnóstwie roślin do tego stosowanych napisał kiedyś Łukasz Łuczaj ("Sweat Lodge i rośliny aromatyczne u Indian") Uczestnicy przed wejściem do szałasu są też okadzani, zwykle białą szałwią (Salvia appiana) lub mieszanką z piołunu (Arthemisia apsintum) i gałązek tui.

W rycie szałasu potu także polewa się kamienie wodą, od czego szałas wypełnia się gorącą parą. Laniu wody na kamienie towarzyszy wypowiadanie intencji, przypominające toasty. W "moich" działaniach lejemy wodę tylko w czwartej, ostatniej rundzie. Jak się wydaje, w większości stylów prowadzenia szałasów lanie wody i grzanie się parą robi się w każdej rundzie.

Przy wejściu usypujemy kopczyk z ziemi - wybranej przy kopaniu środkowego dołka na kamienie. Na nim trzymane są wszelkie święte przedmioty: ceremonialne fajki, naszyjniki i inne ozdoby, grzechotki itd.


Znaczenie

Oryginalnie u Indian Prerii szałas potu miał (i ma) sens budowania i odtwarzania całości, jedności i więzi: jedności i więzi ludzi pomiędzy sobą i z elementami wszechświata, budowania i podtrzymywania całości świętego kosmosu, świętego uniwersum.

Używana symbolika wyraźnie wskazywała, że szałas jest modelem świata, a zarazem jego centrum, jego środkowym punktem najbardziej naładowanym mocą. Podkreślano to przez zorientowanie całej "instalacji" względem kierunków świata, przez przestrzeganie tej orientacji nawet w szczegółach - np. kolejne wnoszone gorące kamienia kładziono wewnątrz środkowego dołka na zachodzie, na północy, na wschodzie...; cztery rundy rytu odtwarzały cztery pory roku i inne czwórdzielne cykle świata.

Od Davida znam pogląd, że szałas potu wyobraża i modeluje wszechświat w chwili jego powstania, kiedy był najbardziej pełen swojej pierwotnej mocy. Szałas w istocie ma kształt kuli, ponieważ prócz jego części widzialnej, jest jeszcze jego niewidzialna "energetyczna" dolna połowa - zagłębiona w ziemi. Środkowy dołek ze świecącymi od gorąca kamieniami w istocie jest środkiem kuli, która jest tożsama z całym światem, zwłaszcza takim "trzypiętrowym" z dawnych szamańskich wyobrażeń: dolną połowę szałasowej kuli zajmuje świat podziemny, kopuła symbolizuje niebo, podłoga z siedzącymi ludźmi - dostępny ludziom świat średni. Żar bijący z kamieni jest pierwotną mocą Praojca Ognia, która dała początek wszystkiemu.

Kontakt z pierwotną, "zarodkową" mocą wszechświata, dany w szałasie potu, dostarcza energii potrzebnej do uzdrowienia ciała lub psyche - to wyjaśnia leczącą, terapeutyczną rolę tego rytu. "Przesuniecie" do fazy Początku, kiedy wszystko dopiero się zaczynało, pozwala cofnąć się do innych początków i zwrotnych momentów w życiu, co z kolei pozwala podjąć dobre decyzje, naprawić błędne i podtrzymać w działaniu te dobre.

Medytacyjne skupienie w szałasie daje dobrą okazję do pracy z umysłem.

Sesja w szałasie daje uczestnikom poczucie jedności i wspólnoty. U Indian było to podkreślane "zaklęciem", które wypowiadano przy przekraczaniu wejścia do szałasu - przy wchodzeniu i wychodzeniu zeń, które w języku Czarnych Stóp (Blackfeet) brzmi netsikwa, w języku Lakotów mitakuye oyasin, a znaczy "wszyscy moi krewni" (lub: związani za mną), a bywa też tłumaczone: "wszyscy jesteśmy krewnymi". Owo "pokrewieństwo" można było rozumieć też jako mistyczną jedność wszystkich istot we wszechświecie, albo jako odkrycie, że oto my, uczestnicy ceremonii, staliśmy się dla siebie jak krewni, jak siostry i bracia.

Istnieje też wątek, że szałas potu jest brzuchem Pramatki Ziemi, z którego uczestnicy rodzą się na nowo, oczyszczeni i odnowieni. Zaznaczeniu tego służy obyczaj, że wychodzący demonstrują, że są jak nowonarodzone dzieci i dlatego wychodzą na czworakach, a w pierwszych krokach i chwilach po wyjściu nie mówią a ledwie wydają nieartykułowane dźwięki, i nie prostują się, nie wstają z ziemi. (Co zresztą jest wskazane zdrowotnie: przez kilkanaście minut po wyjściu zaleca się zrelaksować się z głową dotkniętą do ziemi.)


Unowocześnienie i usłowiańszczenie szałasu potu

Nowoczesność wchodzi do szałasu potu choćby w tym, że szkielet pokrywa się kocami i plandeką, a nie skórami. Pijemy wodę z plastikowych butelek, bardzo wygodnych. Do bębnienia w szałasie (jeśli to ktoś robi) lepszy jest bęben z laminatu niż skórzany. Dbam jednak, żeby tę nowoczesność utrzymać w minimum. Nie powinno być elektrycznego oświetlenia ani światła latarń lub okien domów w pobliżu. Stos do grzania kamieni rozpalamy korą brzozową, a nie np. papierem ani olejem parafinowym do grila.

Wypracowaliśmy kilka udogodnień. Miejsca do siedzenia w szałasie wyściełamy sianem - żeby ocieplić się (zaizolować) od zimnej przeważnie ziemi, a żeby siano nie kłuło, przykrywamy prześcieradłami. Do wyjmowania kamieni z ogniska używamy żelaznych wideł. Do układania gorących kamieni w dołku, małych łopatek ogrodniczych. (Oryginalnie służyły do tego narzędzia z jelenich rogów.)

Nie robię nic z ceremonialną fajką, nie mam jej i nie używam. Od początku uznałem, że wszelkie praktyki tytoniowe są nie moje i tak zostało.

Nie śpiewam indiańskich ceremonialnych pieśni ani angielskich "indianizujących". Pierwszych z szacunku i z niewiedzy. Nikt mnie ich nie uczył, nie przekazywał, ani ja tamtejszych języków nie rozumiem. Drugich (angielskich) nie używam dlatego, że uważam język angielski za mało użyteczny dla nas, Słowian, w rozwoju duchowym. Język ten "pracuje" w zbyt odmiennych rejestrach niż nasza dusza.

Śpiewamy lub melo-recytujemy teksty polskie lub sąsiadów - ukraińskie.


Szałas potu a nawiązanie do tradycji słowiańskiej i polskiej

O tym, że dawna Słowiańszczyzna znała urządzenie podobne do szałasu potu, świadczą słowa "łaźnia" i "bania". Właściwie dlaczego 'izbę do kąpieli' nazwano do słowa "łazić" czyli 'poruszać się na czworakach lub pełzać'? Ze znanych instalacji kąpielowych tylko szałas potu w indiańskim stylu zmusza do "łażenia" w nim, "włażenia" doń i "wyłażenia" zeń. Ale to jeszcze nie przesądza, jaki kształtu ma być ten "lokal kąpielowy". Kilka lat temu w Brzeziu pod Krakowem na trasie budowanej autostrady odkopano pierwszą, rozpoznaną jako właśnie taka, łaźnię sprzed ok. tysiąca lat. Była to mała ziemianka, grzana kamieniami, które wnoszono z ogniska z zewnątrz (całkiem jak w "naszym" szałasie potu!) - ale jednak kwadratowa. Kiedy w latach 550-600 n.e. Słowianie zaczęli osiedlać się na południe od Dunaju, w dawnych prowincjach Państwa Rzymskiego, i weszli w kontakt z tubylcami mówiącymi po łacinie lub grecku, przyjęli od nich na określenie łaźni greckie słowo balneleion, po słowiańsku bania. To słowo zarazem zaczęło oznaczać wszelkie przedmioty w kształcie kopuły, półkuli lub innej okrągłości: "bańki" czyli garnki lub dzbany o wypukłych brzuchach, "bańki" lekarskie do stawiania przy przeziębieniu, kopuły cerkwi, owoce dyni. Z kolei Węgrzy przyjęli od Słowian to słowo - banya - w znaczeniu "kopalnia". Więc pierwotnie w tej "bani" musiała też być idea wchodzenia w głąb ziemi. Wszystkie te językowe fakty znajdują wytłumaczenie, jeśli dawne łaźnie (banie) słowiańskie miały kształt kopuły (właśnie jak szałas potu), przy czym były zagłębione w ziemi. Były to ziemianki nakryte "indiańskim" plecionym kopulastym dachem.

W naszych (słowiańskich i staropolskich) tradycjach łaźnie służyły nie tylko higienie. Zachowane zapiski świadczą o ich funkcjach sakralnych. W micie zanotowanym w "Powieści minionych lat" Bóg (Perun? Swarog?) stworzył człowieka ze słomianego wiechcia, którym otarł się w łaźni z potu - co świadczy o magicznej i kreatywnej mocy przypisywanej poceniu się w łaźni. Chrobry według Galla Anonima zwykł poprzez rytuał w łaźni przywracać do łaski swoich urzędników, którzy czymś przewinili. Łaźnia była miejscem inicjacji czarowników i znachorów. (Więcej o tym pisze Artur Kowalik: "Zarys kosmologii dawnych Słowian".)

Z tych strzępów wyprowadzamy obraz, iż łaźnia, i to pierwotnie mająca kształt kopuły, była "instalacją mocy" u naszych przodków - a teraz, dzięki Lakotom i Czarnym Stopom, została nam przypomniana i przywrócona.


Łaźnia polska

Zastanawiałem się, jak powinniśmy nazywać szałas potu - w świetle powyższej wiedzy. Szałas potu to dosłowne tłumaczenie angielskiego sweat logde (sweatlodge), które to słowo bywa często używane także po polsku i nawet spolszczane jako "ta swetlodż", żeby uwydatnić żeński charakter tego urządzenia i rytu.

Oczywiście kopulasty szałas potu powinien nazywać się tak jak przed wiekami: łaźnia! Inne i lepsze słowo nie jest potrzebne. Ale że przez "łaźnię" rozumie się jakąkolwiek instalacją kąpielową, to potrzebny jest szczegółowy przymiotnik. Łaźnia "nasza", budowana w polu lub lesie z patyków do jednorazowego zwykle użycia, to urządzenie "polowe" - tak jak się mówi o kuchni polowej lub łóżku polowym. Łaźnia polowa... Właściwie może być. Chociaż słowo "polowy" za bardzo wojskiem pachnie. W starej polszczyźnie na określenie "w polu będący" mieliśmy trzy słowa: polny (mysz polna, hetman polny...), polowy (j.w.) i - polski. Jak od góry - górski, od lasu - leski, od wsi - wiejski, od miasta - miejski, tak od pola - polski. A więc: łaźnia polska.


F.A.Q.

* Czy w szałasie potu dostaje się wizji, halucynacji, objawień? Czy można wprowadzić się w odmienne stany świadomości?

Można. Frank Henderson McEowen w (znakomitym, nieprzetłumaczonym wciąż na polski i niedostępnym w Internecie) [Przetłumaczonym na polski w 2011 r. i dostępnym w Tarace -- późniejszy przypis] artykule "Przywrócenie naszych przodczych kości" ('Reclaiming Our Ancestral Bones') wspomina, że podczas rytu w łaźni u Lakotów wyszedł z ciała i unosił się nad okolicą.


* Czy to prawda, że do szałasu nie wolno wchodzić kobietom podczas miesiączki?

W niektórych "szkołach" tubylczych przestrzega się tego zakazu, który też naśladują niektórzy new'age'owcy. Było to uzasadnione w dawnym sposobie życia, kiedy kobiety w ogóle na czas miesiączki wyłączały się z ogólnego życia wioski i chowały się w "księżycowych chatach". Co do rzekomej straszliwej mocy krwi miesięcznej, wstrzymuję się od głosu. W prowadzonych przeze mnie rytach łaźni decyzję, czy brać udział czy nie pozostawiam zainteresowanej kobiecie.


* Czy to prawda, że Indianie nie wchodzą nago do szałasu, a także są tam robione osobne ceremonie dla kobiet i dla mężczyzn, a branie łaźni nago i koedukacyjnie jest sprośnym wymysłem Białych?

Pojawiły się takie poglądy i wśród Indian i wśród Białych Amerykanów, ale uważam je za ciąg dalszy chrześcijańskiej i post-chrześcijańskiej pruderii.

Ale, w niektórych przypadkach, bywa uzasadnione prowadzenie osobnych rytów tylko dla mężczyzn lub tylko dla kobiet.

Rytualna nagość jest zbyt ważnym czynnikiem transportującym i liminalnym, żebyśmy mieli z niej rezygnować tylko dlatego, że jakimś purytanom się nie podoba.


*Czy to prawda, że w dawniejszych czasach kobiety w ogóle nie brały udziału w sweat-lodge'ach?

Prawda - chociaż trudno powiedzieć, czy tak było wszędzie. Pewna kobieta z ludu Lakotów, urodzona ok. 1925 roku (cytowana przez Raymonda A. Bucko w książce "The Lakota Ritual of the Sweat Lodge", 1998), z naciskiem stwierdza, że "za jej czasów" do szałasu potów miały prawo wchodzić tylko kobiety po menopauzie i będące medicine-women czyli znachorkami-szamankami, a poza tym szałas potów był instytucją wyłącznie męską.


* Czy w szałasie potu można umrzeć?

Tak. Ale trzeba tego bardzo chcieć. Czytałem o takim przypadku: kilka lat temu w Australii młody mężczyzna zmarł po kilku godzinach pobytu w szałasie potu, było to na pustyni i w dzień, więc nie mógł się ochłodzić od ziemi; delikwent prócz tego pił miejscową wodę ze słonego źródła zawierającego toksyczne związki. Nowszy przypadek z USA opisuje Wikipedia: James A. Ray; Sweat lodge deaths. Tam także organizatorzy bardzo starali się utrudnić uczestnikom przeżycie.


* Czy są intencje lub życzenia, których nie powinno się wypowiadać podczas rytu?

Nie powinieneś wypowiadać (ani w ogóle z taką intencją przychodzić do łaźni) intencji, która jest negatywna, komuś może zaszkodzić, albo jest skierowana do nieokreślonego odbiorcy. Np. intencja: "oby pan X zniknął z mojego życia" jest jawnie negatywna. Życzenie: "oby wszyscy którzy cierpią, byli szczęśliwi" jest zbyt ogólne, aby kogokolwiek dosięgło. Nie używamy żadnych ogólnych kategorii! Podczas rytu staram się, żeby wszystko co robimy było magicznie czyste i żebyśmy przestrzegali "magicznego BHP".


* Skoro twój ryt szałasu nawiązuje do dawnych słowiańskich tradycji, to czy można go spożytkować do przywołania słowiańskich bogów i wejścia z nimi w kontakt?

Uważam, że to jest możliwe i można próbować. Wydaje mi się też, że w samym szałasie jest coś pozaludzko-duchowego, i ci (lub inni) bogowie już tam są.

Poza tym, ryt szałasu potu widzę bardziej jako miejsce do pracy z umysłem, miejsce do własnej praktyki medytacyjnej, która się dzieje "tu i teraz", a jego ewentualne związki z religiami, tradycjami, liniami przekazu i innymi (i wszelkimi) instytucjami, a także z tym, co ktoś gdzieś sobie o czymś myślał lub ty myślisz że myślał, itd. są w końcu mało ważne.


Wojciech Jóźwiak


Komentarze

[foto]
1. JęzykKrzysiek Joczyn • 2011-03-23

Drugich (angielskich) nie używam dlatego, że uważam język angielski za mało użyteczny dla nas, Słowian, w rozwoju duchowym. Język ten "pracuje" w zbyt odmiennych rejestrach niż nasza dusza. Śpiewamy lub melo-recytujemy teksty polskie lub sąsiadów - ukraińskie.

Z drugiej strony język angielski jest dla nas całkowicie zrozumiały natomiast ukraiński nie. Powtarzamy wyrazy mając mgliste pojęcie co oznaczają.
[foto]
2. OdpowiedźWojciech Jóźwiak • 2011-03-23

Krzysztof, "Horyły Wohni" są przetłumaczone tu:
Horyły Wohni czyli Święty Piotr Nurkujący. Słowiański mit o Początku..., a sens objaśniony.
[foto]
3. 0_oKrzysiek Joczyn • 2011-03-24

1) No to nie ma większego znaczenia dla mojej uwagi. Dalej angielski jest mi znanym językiem natomiast w przypadku ukraińskiego mogę jedynie zawierzyć tłumaczowi.

2) Właśnie o Horyły Wohni mi chodzi :-) Tadeusz Olszański wskazał wiele nieprawidłowości w tym tłumaczeniu. Jedynie taj/daj doczekało się w związku z tym poprawy. "Prawiek" czy "gwiazdy" nie. Czy zatem znaczenie nie jest w zasadzie istotne a liczy się jedynie brzmienie?
[foto]
4. OdpowiedźWojciech Jóźwiak • 2011-03-24

Poprawki/wersje Olszańskiego przecież nie zmieniają sensu tamtej pieśni!
[foto]
5. Języki sakralneWojciech Jóźwiak • 2011-03-24

Widzę, że powinienem więcej napisać o językach sakralnych. Przez "sakralny" rozumiem tu nie tylko język obrzędów religijnych, ale w ogóle jezyk w którym "mówi się coś specjalnego", niecodziennego. W tym sensie sakralny jest też język Leśmiana lub Słowackiego.

Bywało tak, że pewien naród, przyjmując pewną tradycję sakralną lub podobną, przyjmował wraz z nią jezyk, w którym była mówiona. Polscy katolicy przyjęli łacinę. Rosyjscy prawosławni przyjęli staromacedoński, czyli tzw. SCS, staro-cerkiewno-słowiański. Ale np. średniowieczni Tybetańczycy nie mogli ścierpieć sanskrytu w roli sakralnego języka buddyzmu wadżrajany, bo widocznie wydał im się nieodpowiedni - może za mało święty, może za bardzo obcy. Na ile liznąłem obu, trudno o dwa języki bardziej różne od siebie. Przeciwieństwo takie samo jak między polskim a chińskim. Im musiał ten sanskryt zgrzytać w uszach! Zaradzili tak, że ułożyli własny język sakralny na bazie tybetańskiego. "Na bazie", ponieważ on był sztuczny-obmyślony od początku.

Oczywiście nalepiej byłoby śpiewać po polsku, tym bardziej, że naszemu jezykowi nic nie brakuje. Ale tu musimy czekać na POETÓW i takich, którzy są w rezonansie z praktykami łaźniowymi, transowymi itd. Na razie parę wersów uskubnąłem od Jacka Dobrowolskiego. Ukraińskie śpiewanki przez swoją archaiczność uważam za nie najgorsze.

Angielski jest całkowicie de-sakralny. Trudno, tak jest i już. Na pocieszenie: holenderski jest jeszcze gorszy.

[foto]
6. * * *Krzysiek Joczyn • 2011-03-24

Pozostaje mi tylko podkreślić raz jeszcze, że ja ukraińskiego nie znam. Nie wiem co śpiewam. Będę wiedział jeżeli się skupie i sobie przypomnę abo gdy rzucę okiem do tłumaczenia, ale to zupełnie co innego. Katolicki duchowny raczej znał łacinę której używał. Wierni niekoniecznie choć pewnie wiedzieli o czym mowa (tak jak mi wiemy o czym są Horyły Wohni). Stawiam pytanie czy w naszych rozwojowo-duchowych praktykach nie jest to istotna sprawa? Nie jestem tu orędownikiem języka angielskiego. Przeciwnie. Mi również wydaje się on nieodpowiedni. Zwracam tylko uwagę, że po WIttgensteinowsku rzecz biorąc angielski jest dla mnie językiem a ukraiński najwyżej szyfrem. Tak czy inaczej: ja bym był zwolennikiem polskiego.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)