14 grudnia 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Antropocen powszedni
Ubytki. O ptakach
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Klimatyczne pytania i potrzeba klimatycznych korepetycji ◀ ► Klimatyczne pytania. Zlodowacenia: czy to mógłby być własny mechanizm Ziemi? ►
Pisze się o wielkim wymieraniu, szóstym w geo-historii, tym razem za sprawą ludzką czyli antropogeniczną. Mamy skłonność patrzeć na to jak na coś egzotycznego, co dzieje się gdzieś w dalekich krajach, poza naszym zasięgiem i bez jakiegokolwiek naszego wpływu na to, jak i bez wpływu wielkiego wymierania na nas. Poza naszą bańką. Przez to mamy dysonans poznawczy: z jednej strony czyta się i słyszy o ekstynkcji, z drugiej strony nie słychać o faktach, które by to potwierdzały, dziejących się w bardziej naocznie dostępnej okolicy. W Polsce za mojej pamięci wymarł (tylko?) jeden charyzmatyczny gatunek: drop, za późnego Gierka. (Ale zachował się na Węgrzech i w Hiszpanii.) Nigdy nie widziałem dropi. Nie widziałem też kilku innych ptaków, o których słyszy się, że szybko zanikają: głuszców ani cietrzewi, ani kulika wielkiego. Alarmujące wiadomości przychodziły o krasce: że sto pięćdziesiąt lat temu była pospolita, w połowie XX wieku wg Jana Sokołowskiego też, ale już tylko na wschód od Wisły, a teraz zostało podobno ledwie kilkanaście par lęgowych, na Kurpiach. Z innych okolic kraska jakoby się wycofała. Dlaczego piszę ostrożnie, zasłaniając się słówkiem „jakoby”? Ponieważ wraz z zanikaniem tych ptaków, przestają być wydawane strony dedykowane kraskom. Środowisko ptasiarzy jest niszowe i hermetyczne, informacje łatwo znikają, nie ma jak sprawdzić faktycznego stanu. Angielskojęzyczna Wikipedia wciąż uważa kraskę za gatunek, na skali zachowania/wymierania, „LC” czyli „bez obaw”. Twierdzi się, że chociaż gatunek wycofał się z zachodniej Europy, to trwa na wschodzie: w Ukrainie, Rosji, Turcji. W Rosję jako ostoję dzikiego zwierza i ptaka nie wierzę; kiedy tam kiedyś byłem, raczej widziałem bezptasie, w porównaniu z Polską. Sam być może kraskę widziałem jeden raz: koło Nieborowa, jeśli można ufać oczom i wyobraźni czternastolatka, bo to było dawno temu.
Kraska. Z Wikipedii.
Zanim któryś gatunek zaniknie całkiem, spada jego liczebność, areał kurczy się, a ci, którzy zwierzęta widywali, przestają je widzieć. Pozostaje nadzieja lub złudzenie, że dziesięć, sto kilometrów dalej jest inaczej i trwają „pełne zwierza bory”. Ale raczej procesy, których skutki widzimy w jednej okolicy, działają także gdzie indziej, więc na „wycofywanie się” gatunków do ich rzekomych ostoi czy mateczników bym nie liczył.
Kto ubył z mojej okolicy?
Kuropatwy. Była jedna taka zima, dużo śniegu, ale na ten śnieg spadł deszcz, który zamarzł, zrobiła się skorupa i od czasu tamtej skorupy już kuropatw nie słyszałem ani widziałem. Na przedłużeniu mojej ulicy była polna droga, tam na ubitym kołami śniegu ostatni raz widziałem ich ślady. Tamtej zimy kiedyś je spłoszyłem: gdy się zerwały, pozostawiły pustą wygniecioną w śniegu jamę: sześć lub osiem ich chroniło się w niej przytulając się, grzejąc się jedna od drugiej. Czy są gdzieś kuropatwy, łatwo stwierdzić, bo na przedwiośniu słychać ich wołanie: „gierrek!” Tamta zima była około roku 2000 i od tamtego czasu nie słyszałem głosu kuropatw.
Przepiórki. Żyły na tych samych polach, co kuropatwy i na dalszych też, i było ich więcej. Przepiórkę poznać też po głosie: latem samce mówią „tip-ti-tip” – taki wysoki i przenikliwy dzwonek. W latach 1990-tych słyszałem te dzwonki zaraz za ogrodzeniem naszej działki. Któregoś roku uświadomiłem sobie, że ich nie słyszę. Co je zabiło? „Czyszczenie” pól masowo lanym randupem? Trucie owadów? Masakrowanie na przelotach przez Arabów, Włochów, Maltańczyków?
Zające. Minionej (2018) jesieni zdarzało się widzieć jednego na polach między nami a sąsiednią wsią (szybko przebudowującą się na suburb Grodziska Mazowieckiego). „Ostatni zając na...” Dawniej widywało się ich po kilkanaście naraz, zajętych swoimi sprawami towarzyskimi.
Sarny. Około 2000 roku na tych samych polach było stado, w najlepszym okresie, 14 sztuk. Teraz zostały dwie, lub jedna, lub żadna.
Na zanik większych ssaków – sarna, zając – wpływ miała autostrada, która przedzieliła podwarszawskie Mazowsze na dwie nieprzenikliwe części. Przez to ta „wyspa” pomiędzy terenami zabudowanymi, ogrodzonymi i gęsto jeżdżonymi, na której żyły, gwałtownie zmalała.
Żaby. Wychowałem się w okolicy, gdzie mimo pobliża miasta były wilgotne torfowe łąki i złoża gliny podziurawione porzuconymi gliniankami. Wiosnami wieczorami trwał tam „jeden łomot” od grających żab. Tu gdzie teraz mieszkam też są (dziwnym trafem) torfowe łąki i dalej glinianki. W latach 1990, w początkach mojego pobytu, żaby, tak! – było słychać. Nawet całkiem blisko i głośno. Od kilku lat jednak milczą. W ostatnich latach, 2017, 2018, zauważyłem, że dawno nie widziałem ropuch, które dawniej były i musiałem je wynosić z domu, do którego zachodziły. Latem '18 w ogrodzie pojawiły się wylęgłe małe żabki, ale tylko te pospolite brązowe trawne: bardziej szlachetnych gatunków, w tym ropuch, już wśród nich nie było, a starych ropuch nie znajdywałem. Zresztą, te małe żabki, zamiast wyrosnąć, poznikały. Może przez suszę i gorące lato? Poziom wody gruntowej spadł bardzo; gdy kopano na mojej ulicy pod nową kanalizację, woda było dopiero na dwa i pół metra. Dawniej bywało, że po zimie woda stała prawie równo z trawnikiem, wystarczyło wbić szpadel, a pływał. Susza ma dobrą stronę, że dom się nie zawilgaca, a kiedyś trzeba go było ratować, drenować, problem był.
Słowiki. Były, śpiewały. Gnieździły się na sąsiednich, mniej zaludnionych działkach. Od wielu lat ich nie ma.
Kopciuszki – Phoenicurus ochruros, wyjaśniam przez Wikipedię, bo zdarza się, że ktoś nie wie, że chodzi o ptaka. Kiedyś były na co którymś dachu w Milanówku, u nas też, przyglądałem im się z odległości kilku metrów. Cieszyło mnie, że podmiejska urbanizacja, chociaż innym gatunkom przynosi straty, kopciuszkom jednak powiększa ich habitat, ponieważ ten ptak żyje na dachach, a tych przybywa. Ale w mijającym 2018 roku któregoś dnia stwierdziłem, że kopciuszków nie ma i tego roku żadnego nie widziałem.
Rudziki – ptaszki sławne za sprawą angielskich powieści i filmów, bo to narodowy ulubieniec tamtego kraju. Były, nie ma.
Turkawki. Te pamiętam z dzieciństwa, ich głos – „mrrr... mrrrr...” – niepokojąco słyszałem na cmentarzu w moim rodzinnym Łowiczu. Turkawek nie spotkałem od-nie-pamiętam-kąd. W Milanówku ich nigdy nie było. Są uporczywie polowane na Malcie i innych miejscach śródziemnomorskich podczas migracji.
Dzierlatki: z rodziny skowronków, szare, trzymające się ziemi, większe od wróbla, a mniejsze od szpaka, z czubkiem na głowie. W latach 1960-tych widywałem je często. Później nigdy. Podobno gdzieś żyją, bo nie wymienia ich się jako krytycznie zagrożonych. Ale gdzie?
Białorzytki: podobnie – za młodego młodu, w tychże latach 1960-tych widywałem je często i w różnych miejscach. W 2001 byłem w Rosji za Uralem i tam się ucieszyłem, że są białorzytki: okupowały plac, gdzie składowano ścięte pnie z lasu. Koło mnie pojawiły się podczas budowy autostrady, 2011, kiedy wysypano surowy nasyp piasku, ale tylko wtedy, przez jeden sezon. Więc gdzieś pewnie są, koczują. Ptak sławny, Olivier Messiaen cytował jego śpiew w którymś ze swoich dzieł.
Bociany, te zwyklejsze białe: w latach 1990-tych chodziły po łąkach niedaleko mnie na skraju Milanówka. W sąsiednim Adamowie miały gniazdo, teraz tam autostrada. Drugie czynne gniazdo było 4 km dalej w Kotowicach, tamtejsze bociany przetrwały zbudowanie autostrady, jeszcze dwa sezony temu się gnieździły, ostatnio ich już nie było.
Żurawie: ich kolonia była 10 km ode mnie na łąkach nad Pisią koło Baranowa, tak, tego Baranowa, gdzie PiS chce zbudować giga-lotnisko. Miejsce było oznaczone na mapach jako ostoja ptaków, tzw. IBA. W którymś roku po 2000 latem naliczyłem tam ok. 30 ptaków w powietrzu, w sumie mogło ich być więcej. Miejsce zostało przecięte autostradą A2 i od czasu jej budowy żurawia nie widziałem. Może niedokładnie patrzyłem? Polskie ostoje ptaków mają swoją witrynę: www.ostojeptakow.pl – ale jej aktualizacja kończy się na roku 2013, mapa nie chodzi, ot, jedno z tych smutnych opuszczonych miejsc w Internecie.
To szczegóły. Jak je uogólnić? Pierwsze przypuszczenie jest takie, że mieszkam w miejscu, które silnie urbanizowało się w minionych latach: pola grodzono i budowano na nich domy, utwardzano drogi, nadsypywano ziemię na działkach, zarośla czyli sukcesję (wśród niej samosiejne dęby) zastępowano koszonymi trawnikami i tują. W zasięgu spaceru i głosu przeciągnięto autostradę. Prowadzono głębokie wykopy pod instalacje, a te zawsze wysuszają grunt i ubywają drzew. W odległości paru kilometrów duże obszary pokryto przemysłówką. Wiele drzew ubyło przez to, że rząd uwolnił wycinkę. Fatalnie poobalały drzewa wichury latem 2017. Teren w moim pobliżu, dawniej z punktu widzenia ptaka będący kępą starego liściastego lasu, przełysiał znacznie. Być może inne okolice, mniej urbanizowane, nie ubożeją aż w takim stopniu w ptaki i inne gatunki. Są i takie, które są zabudowywane i urbanizowane bardziej i pospieszniej. Ktoś powinien to monitorować, nanosić na mapy, alarmować, gdy trzeba.
Kontynuując: można mieć nadzieję, że gdzieś są okolice-ostoje, gdzie ptaki (i zające, sarny, borsuki, łosie...) prosperują. Ale pewne impakty działają wszędzie: rolnicy trują owady i niszczą rośliny roundupem. Lasy są opylane toksycznymi chmurami – czy ktoś wie, sprawdzał, dociekał, jak daleko i głęboko sięga wytruwanie zwierząt lub niszczenie ich pożywienia, owadziego lub innego? Lasy i pola są grodzone siatką. I lasy i pola coraz bardziej odchodzą od natury, nawet tej silnie przekształconej-synantropijnej. Przecież kraska, zając, drop, dzierlatka nie mieszkały w pra-puszczach: to są zwierzęta krajobrazu tradycyjnej wsi, więc już głęboko zmienionego przez ludzi. Zaniechano wypasu bydła, więc co zrobią ptaki współ-bydlęce, jak pliszka żółta lub obie jaskółki? Na szosach coraz większy ruch zabija coraz więcej zwierząt. Do lasów i rowów są zwożone odpady, ile wśród nich jest toksycznych? Co z tego, że prawo tego zabrania, skoro to prawo jest fikcją. Coraz więcej dróg, zabudowań, terenów jest oświetlanych w nocy, często z jakimś jaskrawym kosmicznym nadmiarem, oślepiająco, a każda całonocna latarnia to niegojąca się rana w przyrodzie. Przemysłowe obiekty z ogrodzeniami, siatkami, asfaltem do dojazdu, żarówami, są budowane gdzie kto chce, bez oglądania się na krajobraz. Jest kilka takich punktów w mojej okolicy, które mnie od tego bolą. Kogo bolą jeszcze? Nie wydaje mi się, żeby parki narodowe lub inne formy ochrony terenu przed tymi impaktami chroniły. Parki narodowe są uporczywie przerabiane na parki rozrywki.
Jak odróżnić lokalne ubytki gatunków od wielkiego wymierania? W końcu globalny proces ekstynkcji przejawiać się będzie poprzez lokalne ubytki. Jedne gatunki zanikną szybciej, inne – może kawki? synogarlice? – przetrwają dłużej. Zanim wygasną – odpukać! – np. jaskółki, ich jesienne stada będą coraz mniej liczne, kolonie na ścianach zabudowań będą opuszczane i ptaki będą wycofywać się z miejsc, które dla nich są mniej komfortowe pod jakimś względem. Tak jak teraz dzieje się i prawie do końca się stało, z kraskami.
Nieprzypadkowo jako te, które mają szansę dłużej przetrwać, wymieniłem kawki i synogarlice, które nie wędrują. Nie spędzają zimy w Afryce, więc nie są narażone na impakt ze strony tamtejszych ludzi. Czytałem, że kiedy młodym „tegorocznym” bocianom założono zdalne identyfikatory, okazało się, że ponad połowa z nich została rozstrzelana podczas pierwszej migracji zaraz po opuszczeniu Europy: w Turcji, Libanie, w Egipcie. Niefortunnie dla naszych ptaków droga na zimowiska w Afryce idzie przez przeludnione i agresywnie nastawione do przyrody kraje Bliskiego Wschodu. Właściwie jest to ciasny korytarz, wąski szlak idący w poprzek Turcji, dalej wybrzeżem Lewantu, dalej deltą i doliną Nilu. Ptaki nie mają jak tego obejść, bo nie ma alternatywnych dróg, zresztą mają te trasy wdrukowane w genach. Ptaki są strzelane i chwytane w sieci i pułapki. Zjadane lub służą do popisów tamtejszych uzbrojonych maczo. Europa też nie jest lepsza, co roku słychać o barbarzyństwach wyczynianych we Francji, Włoszech, na Malcie, i w Polsce as well. Zdumiewa, że w jednym kraju Unii gatunek jest ściśle chroniony, przynajmniej formalnie, a w drugim odstrzeliwany bez umiaru. Tak jest z kulikiem wielkim, chronionym w Polsce, masakrowanym we Francji. Głodnych ptasiego mięsa Egipcjan wciąż przybywa i przybywa uzbrojonych strong manów w Libanie lub Syrii, którzy ćwiczą sobie oko na naszych ptakach. Mimo współczucia dla ofiar tamtejszych wojen, musimy sobie jasno powiedzieć: narody Bliskiego Wschodu są naszymi ekologicznymi wrogami. Oni zabijają naszą bioróżnorodność.
Tak jest teraz, ale wraz z przybywaniem ludzi i cywilizacyjnych urządzeń w Afryce będzie tylko gorzej. Każdy z dwóch procesów, przed którymi stoi Afryka, czyli rozległe uprzemysłowienie (w tym industrializacja rolnictwa i lasów, urządzanie rzek itp.) i ocieplenie, właściwie: przegrzanie klimatu, jeden i drugi proces połączony z lawinowym przybywaniem ludzi, pociąga załamanie tamtejszych ekosystemów, w których przez pół roku żyją również nasze wędrowne ptaki. Nasze ptaki są zależne od stanu przyrody na obu kontynentach i kolaps Afryki będzie tak samo krytyczny dla nich, jak gdyby utraciły możliwość przeżycia w Europie. Ale martwiąc się o Afrykę, nie czujmy wyższości: kto u nas dba o ptaki?
Skupiłem się na ptakach, ponieważ wydają się one czułym wskaźnikiem zdrowia całości systemu. Dzik, sarna, nornica są roślinożerne, więc stoją w porządku troficznym tylko szczebel nad roślinami-producentami. Ptaki inaczej: prawie wszystkie są drapieżnikami i to często wielokrotnymi: drapieżnikami żerującymi na drapieżnikach. Sikora jedząca pająki uprawia właśnie drapieżnictwo drugiego stopnia; bielik żerujący na kormoranach, które same są drapieżnikami któregoś stopnia, jest drapieżnikiem kaskadowym. Szkodliwe czynniki gromadzą się w łańcuchu pokarmowym i ci ze szczytu są najbardziej na nie narażeni. Gdy opylano DDT komary i stonkę, wymierały od tego sokoły. Toksyny, plastik, hormony w wodzie i antybiotyki, susza, skażenie światłem i hałasem, wymieranie ryb, planktonu i owadów, zakwity sinic w morzu (czytaj tu), wycinka dojrzałych drzew: wszystko to w końcu uderza w ptaki. Po drugie, ptaki wędrują, więc ich zdrowie i liczba zależą nie tylko od lokalnych 10 kilometrów kwadratowych, ale od całych kontynentów i inter-kontynentów. Ptaki to anteny jakości Ziemi. Może przeżyjemy bez nich, ale to będzie już nie to życie, co dotąd.
◀ Klimatyczne pytania i potrzeba klimatycznych korepetycji ◀ ► Klimatyczne pytania. Zlodowacenia: czy to mógłby być własny mechanizm Ziemi? ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
O porcie lotniczym przeniosłem do: Dyskusja o lotnisku w Baranowie.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/dobrowolski.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)


Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.