zdjęcie Autora

10 listopada 2015

Katarzyna Urbanowicz

Serial: Z szuflad starego biurka. Historie rodzinne sprzed wieku
Wesele na podlaskiej wsi Wisznice w 1921 roku

◀ ► Kieszonkowy kalendarzyk ►

         Kiedy przystępuje się do likwidacji mieszkania po zmarłych, odczuwa się żal i pewną niechęć, biorącą się z faktu, że należy w pierwszym rzędzie przejrzeć dokumenty i zadecydować, co zostawić, a co zniszczyć. Jeśli jednak odnajduje się dokumenty przodków zmarłych wiele lat wcześniej, odczuwa się tylko podniecenie, ciekawość i satysfakcję z dokonanych odkryć. Wszak nie wiedzieliśmy, że coś takiego się mogło ostać po kilku wojnach i wygnaniach.

         Takich odkryć dokonuję właśnie segregując stare dokumenty i fotografie, tym ciekawsze, że pochodzące z terenów, które już dawno przestały być Polską, a były, po ojcu, dziadku i pradziadku kolebką mojej rodziny. Była to rodzina w znacznym stopniu wędrowna – wszyscy jej członkowie z wyjątkiem mojego ojca byli nauczycielami (pradziadek i jego dzieci, dziadek, babcia i moja ciotka) i pracowali w wielu miejscowościach na terenie dawnych województw wschodnich. Pochodzili z Mielnicy Podolskiej, a w ciągu swojego życia mieszkali przynajmniej w kilkunastu miejscach. Zapewne mieli doświadczenie w przenoszeniu się z miejsca na miejsce.

         Zawsze wiedziałam, że mój Dziadek napisał powieść, tymczasem odnalazłam ich kilka, plus poważne prace historycznoliterackie, plus mnóstwo opowiadań i tłumaczeń poezji niemieckich romantyków. Nie znalazłam żadnego śladu, że próbował je wydać, poza jedyną, negatywną odpowiedzią jakiegoś wydawnictwa w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Widać Dziadek miał ze mną przynajmniej jedną cechę wspólną – niechęć do poszukiwania wydawców.

         Nie wiedziałam, że moja ciotka, siostra ojca, Sławomira, magister filozofii po studiach w Wilnie, wieloletnia nauczycielka języka polskiego w liceum im. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, w ogóle cośkolwiek pisała, tymczasem odnalazłam kilka jej tekstów, między innymi ten, który chcę przedstawić.

         Na początek coś o Wisznicach. Wikipedia pisze o nich tak:

Wisznice (biał.i ros. Bишницe) - wieś(1579–1870 miasto) w Polsce położona w województwie lubelskim, w powiecie bialskim, w gminie WisznicePrzez miejscowość przepływa Zielawa, rzeka dorzecza Bugu, dopływKrznyPierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z roku 1446. Prawa miejskie Wisznice uzyskały między 1511 a 1579 rokiem. W XIX w. należały do Sapiehów. W latach 1705 i 1836 miały miejsce wielkie pożary miasta. Wisznice przestały być miastem 24 grudnia 1869. Podczas I wojny światowej spalono 90% miejscowości

         Sławomira, urodzona w roku 1910, pisząc ten tekst 13 stycznia 1921 roku miała zapewne dopiero 11 lat! Możliwe, że jest to zadanie domowe wyznaczone jej przez ojca, Benedykta, ówczesnego kierownika 7-klasowej publicznej szkoły powszechnej (rozwojowej) w Wisznicach, dawny powiat Włodawa.

Poniżej Sławcia w 1924 r.


         W tekście zachowałam ówczesną pisownię, ortografię i interpunkcję. Mogłam jednak pomylić się gdzieś, ponieważ tekst pisany jest ręcznie, choć nadzwyczaj starannie.

          „W każdem miejscu, a nawet w każdej wsi odbywają się inaczej wesela. Ja chcę sprubować opisać wesele na Podlasiu w miasteczku Wisznice. Naprzud schodzą się goście. Gdy się już zejdą to zasiadają za stół. Wtedy tak śpiewają:

         Zasuniczka mi za noweńki mi

         Rozkurtaje sie ziele zaczynaju sie

         Poczynaje się u Marii wesile

         Zaczynaje sie poczynaje sie

         Boch dopomoachaje jeji

         Bateńko jeji ridneńki

         Sposobu szukajie.

         Potem bierze druhna talerz i kładzie na niego wianek i to wszystko stawia na stole, a ten wianek jest przykryty chustką. Wtedy zaczynają się targować ile mają za niego wziąć. Ale przedtem już umówili się ile on jest warty. Gdy już młodzi wszystko zapłacą wtedy przypinają młodemu wianek. Rodzice i krewni udzielają im błogosławieństwa.

         Potem występuje starszy drużba pana młodego i odzywa się w te słowy: „Niech będzie pochwalony” a oni mu odpowiadają „Na wieki wieków amen”, a on znów mówi: „Rodzice kochani oto dziecko wasze wstępuje w stan małżeński i prosi o błogosławieństwo, bo gdzie rodzice nie pobłogosławią, tam i Bóg nie pobłogosławi”.

Teraz zaczynają znowu śpiewać, bo ono ma się kłaniać.

         Wyszła Maniusia wyszła młoda

         Pod chalinoje stołu kalinoje łomyt

         Slozenki ronit dolinko nieszczuma

         Wyszła do jeji motońka jeji czecho Maniu pleczesz?

         Ja tobie daju szczo w domu maju

         Doleńki niewydajesz

Teraz panna młoda kłania się rodzicom trzy razy i wychodzą na dwór siadają na furę i jada do kościoła. Gdy już wracają to wtedy tak im śpiewają:

         Mamusiu Mamusiu

         Tyś moja tysięcy

         Spodobałaś sie mi

         Do koscioła idecy

         W kościele klęczący

         Aż mię oczki bolą

         Na cie patrzający!

Albo tak:

         Patrzaj no Mamusiu

         Co to się zieleni

         To drużka do Józia

         My nią pojedziemy

Jak przyjadą od ślubu to wychodzą rodzice z chlebem i wódką, a młodzi kłaniają się rodzicom. Wtedy ojciec nalewa wódkę w kieliszek i pije do młodego, potem nalewa młodemu, młody pije połowę, a resztę wylewa za siebie w górę. Ojciec teraz daje chleb młodemu, a matka młodej i prowadzą ich do domu. Tam znowu siadają za stół i jedzą obiad. Po obiedzie tańczą. Potem znowu siadają za stół. (Gdy jedzą to prawie ten cały czas śpiewają druchny jak n.p – skreślone). A wtedy tak śpiewają.

         Zieleni się trawka

         W cieni na cmentarzu

         Dałaś Maniu rączkę

         Przy wielkim ołtarzu

         Dałaś Maniu rączkę

         A on ci obrączkę

          Zalałaś się łzami

          Przed jego oczami

          Widziałaś ty Maniu

          Jak ci ślub dawali

          Świece zapalali

         W organy zagrali

         Błogosław ją mamo

          Do trzeciego razu

         Bo już nie panienką

         Nie ujrzysz ni razu

         A druchenki stoją

         I tak sobie radzą

         Wianeczek ci zdyjmą

         A kwiateczek dadzą

         Zdyjmą ci kwiateczek

         Z mirtu zielonego

         Przypną ci kwiateczek

         Do boczku prawego

Gdy już zaczynają jeść to znowu śpiewają

         Na Wisznickim julu (?)

         Wywlu okopiec

         Spodobał się dlano

         Kaczyńskiego chłopiec

Albo tak:

         Tu nasza chałupa

         Tu nasze mieszkanie

         Tu nasza Mamusia

         Tu nasze kochanie

Gdy już zjedzą to jej wtedy welun zdejmują i tak śpiewają

         Maniusiu, Maniusiu

         Źle o tobie radzą

         Wianeczek ci zdyjmą

         A czypeczek dadzą

A puźniej jak już jej zdyjmą welon to tak śpiewają

         Ty druchenko daj talara

         Będę stobą tańcowała

         Dajże, dajże nie żałujże

         Na czypeczek podarujże

         Ty marszałku z krzywym nosem

         Nie wywijuj jednym groszem

         Dajże, dajże nie żałujże

         Na czypeczek podarujże

Albo tak

         Ty druchenko daj talara

         Będę z tobą tańcowała

         Dajże, dajże nie żałujże

         Na czypeczek podarujże

         Dajże dajże na paciorki

         Aby byli ładne córki

Potem śpiewają modlitwy. Gdy już trochę prześpiewają to wtedy najstarszy drużba prowadzi ich naokoło stołu i wyprowadza na dwór siadają na fury i jadą do młodego. Jak do niego jadą to śpiewają tak

         Pojadę pojadę stąd powędruję

         Będę taka duża

         To mnie pocałuje

Jak tam przyjadą do niego to stoją pod progiem i śpiewają dopóti rodzice nie wyjdą z chlebem. A nim jeszcze wyjdą to tak śpiewają

         Wychoć mamo wychoć

         Wychoć wyprowadzaj tato

         Bo my wam przywieźli

         Rużowego kwiatu

         Różowego kwiatu

         I białe lilije

         Przyjechali do was

         Z całą familiją

Teraz tam u niego bawią się dalej i prawie te same pieśni śpiewają. Więc już nimam co pisać.

                                                        Sławomira Jacórzyńska

                                                        W Wisznicach dnia 13/1 1921 r.


Tak wyglądało wesele w Mielnicy podolskiej, rodzinnym mieście Sławci na pocztówce z roku 1921.

Poniżej pocztówka z obrazem H. Uziembło z 1930 r.


Czytając i przepisując tekst myślałam: 

1.     Ciekawa pisownia! „Mamusia” zawsze z dużej litery, „kościół” z małej – odwrotnie niż dziś.

2.      Ojciec najpierw pije wódkę i nalewa młodemu, potem dopiero dzieli się z nim chlebem

3.     Wróżba jakaś, czy co z tym Kaczyńskim, że ten tekst trafił właśnie teraz w moje ręce... Memento?    

I na koniec skan fragmentu opowiadania pisanego na starym, rosyjskim druku:


◀ ► Kieszonkowy kalendarzyk ►


Komentarze

1. obcyJerzy Pomianowski • 2015-11-10

Straszne twarze tych ludzi na zbiorowej fotografii.
[foto]
2. NiedalekoKatarzyna Urbanowicz • 2015-11-10

Niedaleko stamtąd wysadził się w powietrze Wołodyjowski, a kilka kilometrów od Mielnicy znajdują się Okopy Świętej Trójcy, gdzie akcję swojego dramatu umieścił Zygmunt Krasiński, a mój pradziadek podobno zakopał jakąś broń po Powstaniu Styczniowym. choć podobno była to miejscowość piknikowa. W Kamieńcu Podolskim oglądałam wystawę obrazów ,na których "polskie pany" wyrzynały nieszczęsnych pańszczyźnianych chłopów To i zrozumiałe, że tamtejsi ludzie nie odznaczają się raczej łagodnością, nawet na weselach. 
3. polskie wampiryJerzy Pomianowski • 2015-11-10

Nawet  jeszcze do 2000r pokazywano w ukraińskich muzeach garnki z których polskie pany piły chłopską krew. Ponoć już przestali aż tak się wygłupiać.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)