21 marca 2016
Katarzyna Urbanowicz
Serial: Prababcia mniej ezoteryczna
Współczucie cię zabija!
◀ Taniec kury ◀ ► Wielkanoc – Święto Przemijania ►
Doznałam szoku czytając artykuł pod powyższym tytułem polecony mi przez znajomych, zamieszczony na stronie http://www.ecoego.pl/index.php/component/content/article/38/1247-wspoczucie-ci-zabije
Zwłaszcza rozbawił mnie fakt, iż autor artykułu i administrator strony na froncie tejże zwraca się do publiki o przekazanie darowizny. Czyżby znał jakiekolwiek inne powody, poza współczuciem, dla bezinteresownego przekazywania swojej forsy autorom takich poglądów? Czy doprasza się o traktowanie go jako osoby intelektualnie niepełnosprawnej? Ale po kolei.
Wzmiankowany artykuł przeprowadza dowód na to, że współczucie jest grą zerojedynkową – to znaczy współczujący traci, a suma tych strat zwiększa się, im większej liczbie ludzi współczuje. Stwierdza on na wstępie: „Współczucie ma więc wyraz jednoznacznie negatywny, bo zakłada skupianie się tylko na negatywnych odczuciach innych ludzi.” I nazywa go wręcz „Nurzaniem się w gównie”. Ponieważ jest zgodnie z jego słowami „braniem na siebie cudzych brudów” — „mocno osłabia się nasz system odpornościowy, organy przestają pracować wydajnie, a organizm wręcz prosi się o choroby. A już tysiące lat temu było wiadomym, że jeśli o coś długo prosimy, to na pewno to dostaniemy. Ktoś kogo życie jest całkiem udane, ale w imię rzekomo dobrego współczucia wprowadza w nie dramat, prosi o choroby i nieszczęście - i będą to prośby wysłuchane, spełnione, wcześniej czy później, wszakże podobne przyciąga podobne.” W związku z tym podaje zalecenie: „Wybieraj dobre informacje, unikaj złych”.
Należy też zdyskredytować tych, którzy cierpią. Najłatwiej dać im przykład – ukazać zadowolonego, radującego się z życia osobnika, a wówczas cierpiący, jeśli do tego przykładu się nie przekona i złośliwie nie przestanie cierpieć, dostanie za swoje.
„W ten sposób człowiek cierpiący ma cel, ku któremu może podążać - no chyba że cierpienie jest jego sposobem na życie, wyłudzanie pieniędzy i współczucia. Wtedy nazwie Cię egoistą, kanalią, psychopatą, człowiekiem z kamiennym sercem. Czuje się zagrożony tym, że nie cierpisz - bo jeśli nie cierpisz razem z nim, nie może Cię użyć, wykorzystać do swoich celów.”
No i gotowe! Możesz dalej radować się w przekonaniu, że wyciągnąłeś rękę z jedynie słusznym rozwiązaniem do cierpiącego, a on rękę tę odtrącił, ponieważ jest po prostu naciągaczem i łobuzem. W świetle tego: „Człowiek który uwierzył że współczucie jest szlachetne i dobre, zrujnuje sobie życie.”
Nie zajmowałabym się tym stekiem bzdur, gdyby nie fakt, że tego rodzaju poglądy coraz szerzej przebijają się do społecznej świadomości za sprawą podobnych autorowi artykułu coachów. Ludzie ci zarabiają pieniądze na poprawianiu samopoczucia innym i w przeciwieństwie do psychologów czy psychiatrów, nie szukają przyczyn depresji czy marnej kondycji psychicznej pacjenta, a idą drogą na skróty, uprawiając swoistą propagandę, w myśl zasady, że coś, co powtórzono odpowiednią ilość razy, zostanie przyjęte jako pewnik i zaakceptowane do bezrefleksyjnej wiary. Ułatwienie dla takich praktyk stanowi powszechne zwątpienie w zasady moralne, bowiem korzyść z ich przestrzegania nie jest doraźna. Często nierozerwalnie się wiąże je z religią, a gdy religijność wygasa, wygasają z nią także głoszone przez nią wszystkie zasady. Ja dostrzegam także w tym skutek stanowienia prawa — obejmującego regulacjami każdą najdrobniejszą rzecz, także z dziedziny moralności, usiłującego nadmiernie sterować społecznym postępowaniem i myśleniem — co powoli zwalnia ludzi z rozważań i świadomości, co się zrobiło dobrze i słusznie, a co źle i niesłusznie. W dodatku powszechne używanie bezosobowych pojęć dobro/zło, abstraktów pozbawionych aktualnego odniesienia do konkretnych sytuacji i wydarzeń, rodzi traktowanie ich jako uniwersalnych wytrychów i przypisywanie cech na przykład partiom politycznym. Nie mówimy, że coś jest dobre lub złe, tylko że jest przejawem (najczęściej) walki dobra ze złem — jak w komputerowej strzelance, gdzie obie nacje do siebie strzelają, a strona, w imię której to czynią, jest czysto umowna.
Czas więc nieco uporządkować sprawę współczucia i nadać temu pojęciu właściwe dla niego znaczenie. Nie jestem specem od umoralniania kogokolwiek, więc postaram się użyć argumentów zdroworozsądkowych.
Przede wszystkim współczucie czy współodczuwanie, czy inaczej empatia, nie jest czymś wymyślonym, czego łatwo można się pozbyć (chyba że jest się psychopatą, któremu pojęcie to jest z mocy wrodzonej konstrukcji psychofizycznej od poczęcia obce). Zgodnie z definicją z Wikipedii jest stanem emocjonalnym, w którym jeden człowiek solidaryzuje się z inną osobą, współodczuwa. Nie oznacza to oczywiście przymusu cierpienia z osobą cierpiącą, a jedynie zrozumienie jej cierpienia i chęć pomocy. W konsekwencji tego odczucia, jeśli możemy, pragniemy pomóc tej osobie, a więc w części przypadków realnie pomagamy. U podstawy współczucia leży wrodzone oczekiwanie sprawiedliwości traktowania, właściwe nawet bardzo małym dzieciom, a nawet niektórym gryzoniom. Jest to naukowo udowodnione, a o dowodach tych można przeczytać w artykule z dodatku „Nauka” w „Gazecie Wyborczej” p.t. „Dlaczego (jednak) lubimy być fair” Aleksandry Postoły z dnia 08.03.2016 . Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,145452,19729401,dlaczego-jednak-lubimy-byc-fair.html#ixzz43WexKqcE, a także w wielu innych źródłach powszechnie dostępnych. Wynika z nich, że zarówno empatia, jak poczucie sprawiedliwości, niektóre uczucia moralne i religijne są zakodowane w naszym gatunkowym DNA, a często i zwierzęcym DNA. U dzieci ludzkich poczucie sprawiedliwości pojawia się już ok. 4 roku życia, każąc im rezygnować z profitów dzielonych niesprawiedliwie, także gdy inne osoby są poszkodowane takim podziałem. Z moich obserwacji matki bliźniąt wynika, że odczucia te pojawiać się mogą znacznie wcześniej, wyraźnie rozwijając się i kształtując w miarę rozwoju dzieci. Także bardzo wyraźnie widać reakcję kilkuletniego dziecka, przypadkiem oglądającego sceny przemocy w telewizji. Ja zaobserwowałam to, gdy jeden z moich trzyletnich synów bawiący się dotąd z bratem w pokoju dziecinnym, wszedł i zobaczył w dzienniku jakąś scenę z wojny – płaczącą kobietę nad ciałem dziecka. Moje dziecko zakryło sobie najpierw oczy, zaczęło płakać i uciekło w najciemniejszy kąt mieszkania, nakrywając sobie czymś głowę.
Ta scena uświadomiła mi, że sceny przemocy dzieci rozpoznają bezbłędnie (czasem nawet reagują na objawy przemocy niedostrzegane przez dorosłych), także zagrożenia nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Jest to oczywiście logiczne. Każdy, nawet najmłodszy członek pradawnego plemienia musiał odznaczać się pewną dawką empatii, żeby wspomagać swoim wzrokiem, słuchem i rozumieniem pozostałych jego członków. Podobnie zresztą dzieje się w stadach zwierząt.
Odbieranie człowiekowi świadomości jego genetycznych zdolności w imię wymyślonych teorii, służących poprawie własnego samopoczucia kosztem innych, jest nie tylko niemoralne, ale i sprzeczne z pierwotnym instynktem, zakodowanym w nas przez Naturę.
Powstaje pytanie: dlaczego właśnie dziś, w naszych czasach, takie teorie, jak przedstawiona na wstępie, zyskują popularność, a co gorsza są osoby kompletnie nie rozumiejące, dlaczego można mieć coś przeciwko nim. Wprawdzie autor chwali się i zaprasza do kupna swoich e-książek „Stosunkowo dobry”, oraz „Wyprawa po samcze runo” w e- albo papierowej wersji oraz . zaprasza wszystkich na swój fanpage, wyrażając wdzięczność wszystkim tym, którzy „poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują”, — co oczywiście pozwala odgadnąć główny motyw szerzenia takich teorii.
Niemniej jednak badania wykazały, że choć nawet bardzo małe dzieci odczuwają empatię, sytuacja u dorosłych zmienia się – zależy zresztą od krajów. Podlega więc pewnym prawidłom danej kultury. W cytowanym artykule z GW jedna z końcowych konkluzji brzmi: „Badania z udziałem dorosłych osób pokazują, że jeśli dążymy do sprawiedliwego, czyli równego podziału, jest to podyktowane kalkulacją, ile możemy stracić - piszą Brosnan i de Waal. - Mając do podzielenia 100 dolarów między siebie i partnera, najczęściej wybieramy podział pół na pół lub zbliżony, jeśli odrzucenie naszej oferty sprawi, że my też stracimy pieniądze. Sprawiedliwie dzielimy się wtedy, kiedy wiemy, że musimy w przyszłości współpracować, oraz jeśli jesteśmy obserwowani”.
„Wygląda więc na to, że grając fair, kierujemy się własnym dobrem, reputacją i zachowaniem swojego statusu w społeczeństwie, a nie czystym altruizmem. Wiemy, że postępowanie fair czasami się nam po prostu opłaca.”
Z osobistych doświadczeń muszę stwierdzić, że współczucie czy empatia nie jest grą zerojedynkową. Tak, osoby empatyczne, a wśród nich i ja, odczuwają często przykrość, gdy na coś złego, co dzieje się z innymi, nie są w stanie nic poradzić, ale również satysfakcję, gdy im się to uda. Oczywiście, empatia i współczucie bywa też wybiórcze – ci, którzy są nam bliżsi, bardziej angażują nasze emocje. Bardziej współczuję dziecku sąsiadów niż zagłodzonemu dziecku afrykańskiemu, bardziej współczuję biednej staruszce w wyliniałym futrze z kołnierzem z lisa, której brakuje pieniędzy na wykupienie lekarstwa, niż losom owego lisa, wiele lat temu obdartego ze skóry. Na szczęście łatwiej mi dołożyć owej staruszce w aptece parę złotych do wykupienia recepty, niż zająć się losem biednych, współczesnych lisów hodowlanych. Także ja czerpię profity ze swojego współczucia. Jeśli uda mi się komuś pomóc (nie tylko pomoc materialna się liczy, ale też wsparcie, zainteresowanie) czuję wewnętrzne zadowolenie, szczególnie duże, gdy w celu pomocy komuś, sama musiałam przemóc swoją niechęć czy odrazę. Im jestem starsza, tym więcej skłaniam się do przekonania (mimo że nie jestem osobą praktykującą jakąkolwiek religię), że w ogólnym bilansie życia człowieka liczy się jako wartość to, co zrobił dla innych, a nie to, co zrobił dla siebie. To, co zrobiłam dla siebie, także oczywiście niesie satysfakcję, ale jest ona pozbawiona poczucia wartości uniwersalnej.
Wynaturzenie współczesnych czasów, moim zdaniem polega na tym, że najbardziej angażujemy się w sprawy wielkie, rozreklamowane przez innych (polityków, rozmaitych oszukańczych guru, coachów podobnych do autora powołanego artykułu), za mało zaś w sprawy konkretnych osób. Łatwo też dajemy się oszukać. Skłonni jesteśmy zapłacić miliony złotych na operację zagraniczną jakiegoś dziecka (nie zawsze mając pewność, czy nie można by jej zrobić w kraju), bezmyślnie mijamy zaś kogoś, komu pomogłaby tylko chwila zainteresowania. Ludzie czują się bezradni i samotni, ale boją się też szukać pomocy u konkretnej osoby, wolą poprawić sobie nastrój włączeniem się w jakąś akcję. Komuś w depresji mówimy „weź się w garść” albo „idź do psychiatry”. Za moich młodych lat, gdy depresja nie była znana jako jednostka chorobowa, osoby potrzebujące spotykały się z nadmiarem zainteresowania, dobrych rad i ofert pomocy, często uciążliwych. Dziś wahadło przechyliło się w przeciwną stronę – za stosowne uważamy jedynie żądanie pieniędzy, a nie zainteresowania. Bowiem współczucie może zabijać, a otworzenia portfela oczywiście nie. Skoro płacisz – widać masz, ale już komu i na co dasz, to obojętne. Kupujesz złudzenia i ci to wystarcza.
◀ Taniec kury ◀ ► Wielkanoc – Święto Przemijania ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
![[foto]](/author_photo/szeliga.jpg)
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
Nie zgodzę się z Panią. Rozróżnienie między pojęciami „współczucie” i „empatia” pochodzi od autora zagranicznego, nie znającego języka polskiego, a Wikipedia tylko zaciera różnicę, bowiem Współczucie – stan emocjonalny, w którym jeden człowiek solidaryzuje się z inną osobą, współodczuwa. Zaś Empatia (gr. Empátheia „cierpienie”) – w psychologii zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób. W słownikach języka polskiego pojęcia te nie są tak identycznie definiowane. Na przykład:
Najnowszy „Słownik 100 tysięcy potrzebnych słów” pod redakcją profesora Jerzego Bralczyka (Wyd. Naukowe PWN r 2007) tak definiuje wyraz „empatia”: „1.Umiejętność wczuwania się w stan wewnętrzny drugiej osoby. 2.Przypisywanie komuś własnych odczuć w danej sytuacji” zaś „współczucie” „Uczuciowa solidarność z osobą cierpiącą” . Dlatego nieuprawnione jest Pani twierdzenie, że „jeśli będę bardzo współczuć komuś, to nie potrafię mu pomóc” Chirurg nie musi być ani empatyczny ani współczujący, wystarczy że jest kompetentny. Podobno w tej roli znakomicie sprawdzają się psychopaci.
Całe nieporozumienie wzięło się stąd, że współczucie jest wyrazem używanym od zawsze potocznie, zaś empatia pojęciem z dziedziny psychologii. Psychologia jako nauka zaczęła funkcjonować w odbiorze społecznym dopiero w latach sześćdziesiątych, wcześniej uważana była za jedną z tzw. „nauk burżuazyjnych”. Dlatego też wiele osób, zwłaszcza nie znających psychologii dalej woli używać polskiego słowa zamiast terminu naukowego, wiele zaś niedokształconych woli używać pojęcia empatia, jako ładniej brzmiącego, wyrazu pochodzenia zagranicznego. Nie zmienia to faktu, że Marshall B. Rosenberg (lub jego tłumacz) w przywołanym przez Panią artykule interpretuje empatię jako „bycie przy kimś”, zaś pojęcia „współczucie” nie definiuje, a jedynie przedstawia obrazowo za pomocą jakichś historyjek. Tak czy inaczej z definicji obu pojęć nie wynika, że współczucie to utożsamienie się z czyimś cierpieniem (czym wg Pani jest współczucie), a więc nie musi oznaczać, że jest doznawaniem równie silnego cierpienia. Z błędnej, nieścisłej definicji wyciągnęła Pani zupełnie dowolne wnioski.
Wszak solidaryzowanie nie jest utożsamianiem, nieprawdaż?
To na pewno nie jest aleksytymia, bo aleksytymicy nie wyczuwają niczego, swoich odczuć również nie mają. Tylko głód, zimno, ciepło, lekkie znudzenie, lekkie zdenerwowanie.Nie boją się śmierci. Idealni zawodowi mordercy.
Zaś "typowy psychopata" jest skupiony stale i wyłącznie na sobie, nie odbiera żadnych psychicznych sygnałów od innych ludzi. Cudze uczucia go nie obchodzą.
Autor Inteligencji emocjonalnej- Daniel Goleman rozumie ją jako zdolność rozpoznawania emocji, ale także jako zdolność współodczuwania.
Jest to zdolność do rozpoznawania sygnałów niewerbalnych:tonu głosu,gestów,wyrazu twarzy,oddechu itp. i odczytywania emocji, jakie za tymi sygnałami się kryją.
Empatia wyrasta ze świadomości własnych uczuć. Aleksytymik nie jest zdolny do empatii. Tak, jak napisałeś umiejętność rozpoznawania uczuć może być wykorzystana w sprzedaży, polityce.Empatyczny polityk może lepiej rozumieć uczucia ludzi i wpływać na nie.Empatia stanowi też potężny hamulec agresji,okrucieństwa .Psychopata rozumie normy moralne ,ale ich nie przestrzega. Człowiek empatyczny nie musi być wierzący, by:" nie czynić innemu, co Tobie nie miłe", bo utożsamia się z nim. Bez empatii życie społeczne byłoby niemożliwe.Badacz empatii Martin Hoffman twierdzi,że korzenie moralności tkwią w empatii.To empatia pcha nas do pomagania innym, "empatyzowanie" z potencjalnymi ofiarami,osobami pogrążonymi w bólu,ludźmi, którzy coś stracili, albo którym zagraża niebezpieczeństwo.
Zdolność rozpoznawania emocji mają przedstawiciele naczelnych,a nie tylko ludzie.Jest to uwarunkowane neurologicznie- zobacz-. neurony lustrzane . Empatia się rozwija, lub nie, w procesie wychowania. Jeśli niemowlę ma dobry kontakt z matką, jest z nią zestrojone,a matka odzwierciedla jego emocje i uczucia, wtedy ono uczy się rozpoznawać własne uczucia.Jeśli matka tego nie robi- rośnie aleksytymik,który nie wie co czuje i co czują inni.Są osoby bardzo ,albo nawet nadmiernie empatyczne, które bardzo chłoną emocje innych, co szkodzi im samym.Myślę,że w trosce o takie osoby został napisany ten artykuł, w formie nieco prowokacyjnej. Dla takich osób uczucia innych są ważniejsze, niż ich własne.Jest też spora liczba osób, które kiedyś ktoś skrzywdził i te osoby zasklepiły się w swoim poczuciu krzywdy, weszły w rolę ofiary i c
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
współcierpienie
ale również
współradość.
(I pewne stany pośrednie.)
Wielki polski poeta, Zbigniew Herber, jest, m.in., POETĄ WSPÓŁCZUCIA.
I już na koniec. We współczuciu ważne jest WSPÓŁ-
To jest emocja łącząca.
A na cytowany przez Panią Katarzynę artykuł szkoda moim zadaniem słów. Retoryczna (czyli nie-logiczna) pochwała egoizmu, łącznie ze straszeniem innych (jakieś wcielenia w Afryce czy w kalectwie.)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
w kontekście cierpienia, bo tego dot.artykuł.
Z tą empatią i psychopatami to jest sprawa bardziej skomplikowana.Mylicie się Panowie gruntownie . Cechą charakterystyczną psychopatii jest właśnie brak empatii.Psychopata potrafi manipulować emocjami innych, wzbudzać strach, potrafi grać , kłamać i być czarujący, ale nie potrafi się utożsamić z emocjami innej osoby, co jest istotą empatii. Najgroźniejsi przestępcy -- gwałciciele, pedofile gdyby dopuścili empatię do siebie nie mogliby się samookłamywać i budować różnych usprawiedliwień tego co zrobili. Np., że dziecko samo chciało, nie robiłem mu krzywdy itp. albo jak słynny radny z wiodącej opcji ostatnio twierdził ,że wszystko co robił robił po to aby żonie wpoić wartości chrześcijańskie.
PS. "u psychopatów występuje zmniejszona spontaniczna aktywność neuronów lustrzanych, które wyładowują się zarówno podczas samodzielnego wykonywania jakiejś czynności, jak i podczas obserwowania czyichś działań, jednak gdy w grę wchodzi celowa aktywacja zastępcza, grupy eksperymentalna i kontrolna właściwie się od siebie nie różnią...Keysers zaznacza, że dotąd psychopatów postrzegano jako nieczułych ludzi, którzy nie odczuwając emocji, nie umieją się postawić w czyjejś sytuacji. Nasze badania pokazują, że to nie takie proste. Nie chodzi o brak empatii, lecz o pstryczek do jej włączania i wyłączania. Domyślnie wydaje się on ustawiony w pozycji wyłączonej."
Nie odpowiedział mi Pan na moje pytanie odnośnie współczucia; co Pan przez to słowo rozumie?
https://www.axn.pl/kinomaniak/galleries/the-most-brilliant-psychos-in-films?img=27725&title=photo-27725
@współczucie- dla mnie to słowo oznacza to co czujemy wobec danej osoby, a nie oznacza doznawania tych samych uczuć.
http://sjp.pl/wsp%C3%B3%C5%82czu%C4%87,http://sjp.pwn.pl/slowniki/lito%C5%9B%C4%87.html
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.