zdjęcie Autora

15 czerwca 2014

Małgorzata Ziółkowska

Serial: Nieustający proces
Jak z bulimii i depresji wychodziłam samotnie
Wychowywanie dzieci dla siebie

◀ ► Do konfesjonału w kolejce ►

Wychowano mnie na bardzo grzeczną dziewczynkę. Ponieważ przedmioty ścisłe nie szły mi dobrze, rada rodzinna ustaliła, że dziennikarstwo będzie dobrym kierunkiem studiów dla mnie. (Niespełnione marzenie mamy). Ja, co prawda, całe życie interesowałam się archeologią, ale udowodniono mi, że za dużo nauki i nie podołam. Tego dziennikarstwa to zupełnie sobie nie wyobrażałam, bo byłam człowiekiem, który się nawet do ludzi nie umiał odezwać i bał się wyjść sam z domu (nie znałam topografii miasta). No i na dodatek dysgrafik. Na trzecim roku, przy podziale politologia albo dziennikarstwo, po raz pierwszy zaprotestowałam rodzicom i na dziennikarstwo nie poszłam. Dorobiłam je jednak podyplomowo kilka lat później, ale już w zupełnie innym stanie umysłu.

Wysłano mnie do pracy na budowie Muzeum Narodowego. Pamiętam liczenie węzłów i inne bezsensowne zajęcia. Nie wyobrażałam sobie, co można zrobić z moją sytuacją życiową. Ja przecież byłam uczona siedzieć cicho i być grzeczną. Zaczęła się bulimia. Kupowałam niesamowite ilości jedzenia. Jadłam rybki z ciasteczkami, chlebem i czym innym. Nie wiem, jak mój żołądek to mieścił. Potem biegłam do toalety i zwracałam pokarm i tak w kółko całymi dniami.

Potem przychodziły wyrzuty sumienia, depresja, płacze, błaganie Boga, żeby umrzeć, telepanie z powodu irracjonalnego lęku, wykręcanie rak i nóg, i straszliwy ból całego ciała. Leżałam bezsilna jak nieżywa. Wydawało mi się, że jestem zamknięta w jakiejś bańce szklanej, a świat jest wokół mnie. Bardzo chciałam umrzeć, ale nie mogłam popełnić samobójstwa, bo byłam pewna, że na tym moje cierpienie się nie skończy. Wiem, dlaczego ludzie popełniają samobójstwa. Ale ja wierzyłam w Boga i czułam jego obecność, kiedy nie było nikogo.

Kto tak naprawdę przy mnie był, kiedy było mi najciężej, nie mam pojęcia. Z całą pewnością nie miało to nic wspólnego z kościołem, do którego chodziłam. To był jakiś inny Bóg.

Jedynym ratunkiem na takie stany, które były notoryczne, było wyciągnięcie mnie z domu, a to nie zdarzało się często.

Najśmieszniejsze było to, że rodzina nic nie widziała. Albo raczej udawała, że nie widzi. To był okres zmian w Polsce. Po stanie wojennym wybuchła wolność i rodzice nie mogli nadążyć za zmieniającą się rzeczywistością. Rodzice mogli nie widzieć, ale brat? – mający wielu znajomych,dobrą pracę, towarzyski...?

Załatwiono mi wyjazd do sanatorium studenckiego. Załatwiono, bo normalnie lekarz mnie nie chciał wysłać. Poszłam do znajomej lekarki, która po usłyszeniu mojej historii tylko westchnęła: - Dziewczyno, ja czworo dzieci wychowałam, rozumiem. Jeśli ci tym razem nie dadzą, pójdę zrobić tam awanturę. W rezultacie w ACR, w Zakopanem, byłam czterokrotnie i za każdym razem, kiedy tam jechałam, byłam prawie zdrowa. Poznałam góry . Od tego czasu samotnie uciekałam w nie wielokrotnie. Objawy wracały natychmiast po powrocie do domu.

Mama miała kompletnego świra na punkcie brata. Biegała za mną pod toaletę i płakała, co z nim zrobić. Aż pewnego dna uległy ojciec wrzasnął, że mamę zabije, jeśli jeszcze raz wspomni mi o nim (jestem mu dozgonnie wdzięczna). Wrzucanie mi na głowę spraw sześć lat starszego ode mnie brata i jego rodziny z głupimi pomysłami, to kolejna zmora, która nie opuszcza mnie do dziś. Oni moimi sprawami nie interesują się zupełnie. Ja nieustannie muszę wysłuchiwać i ponosić konsekwencje cudzej bezmyślności i braku perspektywicznego myślenia. No i manipulują mną, wiedząc, że jestem człowiekiem naiwnym.

Po ośmiu latach straszliwych cierpień postanowiłam iść na studia dziennikarskie. Tam poznałam koleżankę, która również zmagała się z depresją. Ona korzystała z pomocy terapeutki. Namawiała również mnie, ale moja rodzina reagowała agresywnie na możliwość terapii. W końcu wybrałam się na kilka sesji. Pani po wysłuchaniu mnie stwierdziła: „No cóż, nie pozwolono pani dorosnąć i zrobili to wszyscy, łącznie z bratem.” Dla wszystkich bardzo wygodny był taki członek rodziny, kozioł ofiarny i własność. Podobno rodzice w pewnych schematach wychowawczych jedno dziecko przeznaczają dla świata, a drugie dla siebie. Bratu i bratowej, totalnym egocentrykom, też to pasowało.

W końcu, po prawie dziesięciu latach zmagań z chorobą, trafiłam do ośrodka leczenia depresji. Lekarz pytał mnie, jak uwolniłam się z głębokich stanów chorobowych. Powiedziałam,że po prostu się modliłam (żadnych leków nie zażywałam, bo się bałam). Miałam iść na terapię, ale jakaś krewna załatwiła mi właśnie kurs w Telewizji Kraków. Musiałam wybrać: praca albo terapia. Wybrałam działanie. Jak ja tę telewizję przetrwałam, to też wie tylko ten, co jest nad nami. Leciałam z nóg po powrocie do domu. Padałam na łóżko bezsilna.

Ale ja wiem, że mam jakąś misję. Usłyszałam to wyraźnie kiedyś w czasie ogromnego płaczu i błagania o śmierć. Byłam przerażona, że wybrałam tak zły kierunek zawodowy w życiu. A tu nagle głos w głowie: to jest właściwy kierunek, tylko będziesz musiała na to długo czekać.

No więc czekam, uciekając w świat, jak najczęściej się da, aby przetrwać. Otarłam się nawet o politykę, bo myślałam, że może o to chodzi. To jednak okazało się kolejny niewypałem.

Przez wiele lat byłam odcięta od świata i ludzi, bo Internetu nie było, a książek nie mogłam czytać z powodu braku koncentracji. Znajomych miałam niewielu, bo nie chciałam się narzucać,a Ci, którzy byli - sami mieli wielkie problemy i ja im często pomagałam dodając siły ducha.

Moja przyjaciółka po słuchaniu mnie przez 2 lata, dzień w dzień,powiedziała: - Wiesz, dopiero teraz rozumiem, jak miałaś dziwnie. Ciebie nie wychowywano, ale hodowano.

Wyrosłam na kobietę o niestandardowym sposobie myślenia, niezłomną i waleczną. Może gdybym tak bardzo nie ukrywała swoich słabości, ktoś by mi pomógł, ale ja wyglądam jak skała, która cała się trzęsie w środku. Mam to po mamie. Pewnie dlatego nie potrafiła mi pomóc….

Ilu z nas, wrażliwych ludzi, coś takiego lub podobnego przechodzi? Robi się z nich wariatów lub niedojdy życiowe. Czy to jednak prawda? My, wrażliwcy, mamy broń, której inni nie znają.

Jest to intuicja. Ja dostałam sny, które mnie prowadzą od kilku lat, również do Taraki. Idę za nimi po omacku i czekam, gdzie dojdę.

Podobno z takich stanów, w jakich byłam, nie wychodzi się samodzielnie. Jeśli jakieś siły pomagały mi, to miały w tym cel. Myślę, że celem tym może być przykład dla wielu. Nawet z ciężkich chorób da się wyjść. Zazwyczaj ludzie widzą, jak krew się leje. Wewnętrznych problemów się nie widzi. Ludzie nie potrafią, lub nie chcą, ich rozwiązywać.

No, bo tak naprawdę - choroba dotyczy nie jednej osoby, ale toksycznego, wadliwie działającego systemu rodzinnego, który broni się przed zmianą.

Na warsztatach Racjonalnej Terapii Zachowań dziewczyny jednogłośnie stwierdziły, że jestem ofiarą przemocy emocjonalnej w rodzinie.

Z wieloma rzeczami sobie dałam radę, ale z tym nie mogę. Od manipulowania - przez brata i jego żonę - moimi emocjami, związanymi z lękiem o życie i zdrowie ojca, może mnie uwolnić jego (taty) śmierć,którą przeżyję ciężko, albo cud. Wybieram cud! Ale jak on ma wyglądać? Ciężki wstyd dla obłudnych, pazernych krewnych, czy oddzielenie się finansowo od rodzinnego splątania?

W tamtym roku po raz pierwszy Wigilię przeleżałam w łóżku, aby nie być zmuszoną do kolejnego psychicznego gwałtu. Co się stanie dalej?

◀ ► Do konfesjonału w kolejce ►


Komentarze

[foto]
1. rodzaje terapiiRadek Ziemic • 2014-06-16

Jest coś takiego, jak terapia kognitywno-behawioralna. Nie  piszę o tym, aby namawiać na terapię, ale zwrócić uwagę na ten człon: "behawioralna". Jest w nim założenie, że poprzez drobne kroki - różnego rodzaju - możemy dokonać zmiany. To nie musi być coś tak drastycznego, jak śmierć, czy coś tak mało prawdopodobnego jak cud. Pierwsza nieśmiała próba asertywności, nawet nieudana, ale będąca zapowiedzią kolejnych. Pierwsze wyśmiane "tak nie wolno", które będzie początkiem nauki radzenia sobie z psychicznymi wampirami.
Bardzo dobry tekst. Wielu ludzi nie wie, że ulega "przemocy emocjonalnej" lub że dokonuje się na nich "psychiczny gwałt", choć są to sytuacje nierzadkie, nie tylko w rodzinie, także w sferze publicznej. Siłą tego tekstu jest też jego szczerość. Podziwiam. 

[foto]
2. Ciekaw jestem dalszych opiniiLisiako Lisiako • 2014-06-16

...Bo dla mnie tekst jest kontrowersyjny. Czy osoba, która innym prostuje życiowe drogi, może aż tak się psychicznie obnażać?
3. Kilkakrotnie we śnie...NN#1547 • 2014-06-16

Kilkakrotnie we śnie i na jawie usłyszałam wezwanie do upublicznienia moich przeżyć. Ufam, że kierują mną siły mądrzejsze niż ja. Staram się w życiu kierować sercem. Jednak pytaniem pozostaje granica miedzy dobrocią, naiwnością, własna nie zaradnością, Czy to gadanie o przestrzeni serca to tylko taka ściema? Czy faktycznie powinniśmy się kierować sercem i możemy na tym dobrze wychodzić? Czy to jest jak program " co innego widzę, co innego słyszę co innego robię"? Jak działać będąc dobrym ale nie głupim no i zdrowym?
[foto]
4. "Obnażanie się"Jan Szeliga • 2014-06-21

Ja nie widzę tutaj żadnego problemu, jeśli ktoś opisuje swoje życie i różne swoje przejścia i przy tym wszystkim prowadzi warsztaty rozwojowe dla innych.
Gorsza sprawa gdy ktoś zabiera się za organizację lub prowadzenie warsztatów w momencie gdy sam "jest w mocnym procesie".
5. Ja myślę, że...NN#1547 • 2014-06-21

Ja myślę, że najgorsze jeśli u kogoś żadne procesy nie zachodzą, albo nie dostrzega, że cokolwiek się dzieje.Zadowolonych z siebie jest wielu. 
Na dodatek moje samo leczenie i zmiana  jaka zaszła we mnie, jest dowodem, że można tego dokonać. Tylko z pomocą jest łatwiej.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)