20 października 2017
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Descola
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Hamiltonowe paralipomena ◀ ► Niemiecka kontr-naturalistyczna kontrrewolucja albo regresja ►
Philippe Descola. Uczeń Lévi-Straussa, urodzony 19 czerwca 1949: niestety, internetowe bazy horoskopowe nie znają jego godziny, co niedopatrzeniem miłośników astrologii, bo Francuzi mają godziny urodzenia obowiązkowo urzędowo rejestrowane. Jego książkę „Poza naturą i kulturą” (a raczej Beyond Nature and Culture) czytam od paru tygodni z coraz większym zbulwersowaniem. Książka jest z 2005 r., na angielski przełożona z 8-letnią zwłoką. O czym mówi? O nas. Czyni to z przerażającą perspektywą, jakby autor z jakiegoś Marsa przybył i patrzył na ludzkość całkiem z zewnątrz, chłodnym choć zainteresowanym i współczującym okiem istoty innego gatunku. Podsumowuje nas. Nas – przez to „nas” rozumiem nie tylko nas ludzi czyli sapiensów, i nie tylko nas butnych ludzi Zachodu i Nowoczesności, ale również nas ezoteryków, w tym astrologów. Bo nas-astrologów też na wylot przejrzał.
Na książkę trafiłem idąc za Clive'm Hamiltonem, który wspomina o czterech typach ontologii wykrytych przez Descolę w myśleniu różnych kultur i o tym, że dzieje się ontobójstwo: gdyż oto jedna z roju zaistniałych dotąd ontologii, ta nasza zachodnia nowoczesna naturalistyczna, przynosi zagładę pozostałym, podobnie jak H. sapiens w szóstym wielkim wymieraniu gładzi inne gatunki żywych istot. Czyni to bez wyrzutów sumienia, ontologie inne niż własna mając za przesądy, błędy lub gadaninę. Dla Descoli wielki plus za to, że wobec przedmiotów swoich rozważań zachowuje równy dystans i z żadnej z omawianych ontologii nie szydzi, co niestety paskudnie czynił poprzedni francuski etnolog rozbierający ezoterykę, którego czytałem: Wiktor Stoczkowski, i o którym kiedyś pisałem w Tarace. Bo tak już chyba jest, że dla wyznawców jednej ontologii inne wydają się głupstwem i miarą wielkości badacza jest wyjść poza ten odruch. (To także nauka dla politycznych dyskusji.)
Ontologie, które znajduje Descola, a raczej ich rodzaje, są cztery. Przedstawia je w tabelce:
Którą łatwo się tłumaczy:
Podobne wewnętrzne strony Niepodobne fizyczności |
Animizm | Totemizm |
Podobne wewnętrzne strony Podobne fizyczności |
Niepodobne wewnętrzne strony Podobne fizyczności |
Naturalizm | Analogizm |
Niepodobne wewnętrzne strony Niepodobne fizyczności |
Z animizmem Descola jest najbardziej osobiście zaprzyjaźniony, ponieważ swoją karierę jako etnolog oparł na wielu latach terenowych badań u ludu Achuarów (Aczuarów?) w Amazonii ekwadorskiej (tak, biorą ayahuaskę i mają szamanów) – których światoobraz jest par excellence animistyczny. Animizm, jak widać w tabelce wyżej, polega na tym, że uważa się w nim, że różne istoty zamieszkujące świat mają różne fizyczne pozory, za którymi kryją te same „wewnętrzne” czy „duchowe” wnętrza. Ludzie, małpy-wełniaki, tukany, pekari (czyli tamtejsze jakby świnie), rośliny manioku, drzewa i jaguary mają dusze, psychiki, mowę, życie wewnętrzne, myśli, a także małżeństwa, rodziny i społeczności podobnie jak ludzie, mają też swoich szamanów i starszyzny i mają swoje duchy. Doktryna ta bywa wyrażana nawet w ekstremalnym brzmieniu (chociaż przez inny lud, nie Achuarów), że wszyscy ci mieszkańcy amazońskiego lasu w istocie są ludźmi i widzą swój świat tak, jak swój widzą ludzie i samych siebie postrzegają jako ludzi. Jaguar widzi siebie jako człowieka, a kiedy pije krew zabitego zwierzęcia, to postrzega to tak, że oto pije piwo z manioku. Ten niewiarygodny pogląd jest nazywany „perspektywizmem”: zasada względności doprowadzona do skrajności.
Animizm, gdy się rozejrzeć, nie jest nam wcale taki obcy, gdyż w naszej kulturze przechował się, ostoję znalazł, w niszy baśni dla dzieci, zwłaszcza baśni o zwierzętach, choć niejednokrotnie animowany zestaw istot wykracza poza zwierzęta. W powieści Milne'a „Kubuś Puchatek” wspólną społeczność i przestrzeń komunikacji dzielą animowane zwierzęce zabawki (Kubuś, Prosiaczek...), zwierzęta „żywe” (Królik) i ludzie (Krzyś).
Animizm Indian Amazonii próbowano objaśnić tym, że w tropikalnym lesie deszczowym poznający umysł (ludzki) „mówił pas” i rezygnował ze szczegółowych wysiłków zauważenia i zrozumienia poszczególnych istot, ponieważ nadmiar gatunków żywych istot tam obecnych, występujących przy tym przeważnie w małej liczbie egzemplarzy każdy, skłaniał do podciągnięcia wszystkich pod jeden – najprzystępniejszy bo ludzki – schemat. Descola zaprzecza temu, pokazując, że bardzo podobny animizm wyznają tubylcy kanadyjskiego lasu borealnego, gdzie gatunki roślin i zwierząt interesujących człowieka da się niemalże na placach wyliczyć – tak ubogi jest tamten ekosystem. Jeszcze bardziej na północ od borealnych Indian, w tundrze i na zimnych wybrzeżach morskich, żyją Eskimosi-Inuici, którzy mimo jeszcze uboższego środowiska także są animistami z ontologią uderzająco podobną do amazońskiej. Descola też neguje pogląd propagowany przez Eliadego, jakoby animizm rozszedł się dyfuzjonistycznie z jakiegoś jednego centrum zapewne w Syberii i na Cieśniną Beringa – twierdząc, że nie ma na to żadnych śladów ni dowodów.
Dla nas czytelników Taraki ciekawe jest, że wg Descoli szamanizm istnieje tylko na tle animizmu, w społecznościach wyznających czy stosujących tę właśnie ontologię. I chociaż magowie i uzdrowiciele działają i na tle innych ontologii, to ich rola jest gatunkowo niewspółmierna do szamanów-animistów.
Totemizm polega na jedności. O ile animista widzi tę samą „duszę” czy „świadomość” lub wnętrze, co własne-ludzkie, w istocie, która wygląda inaczej, ma więc inną fizyczność – o tyle totemista widzi siebie współistotnym, konsubstancjalnym ze swoim totemem, którym bywa przeważnie zwierzę określonego gatunku, ale bywa też roślina lub coś, co dla nas jest nieożywione, jak kulka gradu albo złoże ochry. Mamy to samo ciało... tę samą twarz... te samą skórę – powiadają przedstawiciele totemizmu. Macierzą totemizmu jest tubylcza Australia, chociaż wątki tego trybu obecności w świecie występują też u Indian z pn. Ameryki: w końcu sam termin totem powstał jako przekręcone słowo z języka Odżibwa: „mój przyjaciel”.
Nieprzypadkowo wyżej użyłem słówka „współistotny”, jak między Osobami w Trójcy Świętej. Bo wśród naszych nisz pojęciowych, właśnie tam najlepiej ukrył się totemizm! Drugim sąsiednim przejawem totemizmu jest współcielesność Jezusa z rytualnym pieczywem, „chlebem”, więc właściwie z ziarnem pszenicy. Tubylczy Australijczycy tak widzą wszystko.
Nasz zachodni naturalizm jest formalnym odwróceniem animizmu. Wierzymy i widzimy w świecie jedność fizyczności, jedność materii, która rządzi się jednakowymi prawami, niezależnie, jaka istota jest w niej zmaterializowana: składamy się z tych samych pierwiastków, co planety i mgławice, mamy te same geny, co myszy, muchy i mchy, działają na nas te same wszędzie pola grawitacyjne, elektromagnetyczne i inne. Jednak z tego nie wynika ani z tym się nie wiąże podobieństwo „wewnętrznych żyć” wszystkich nieprzeliczonych materialnych bytów. Przeciwnie, owe „wewnętrzności” pozostają primo, różne, secundo, wzajemnie dla siebie nieprzenikliwe. Do tego przeważnie odmawiamy wewnętrzności istotom nieludzkim, a niektórzy (jak Daniel Dennett) odmawiają jej i samym sobie. Naturalistyczna ontologia jest jedyną z czterech, która odrzuca istnienie magii, tzn. poznania i oddziaływania pomiędzy bytami o różnej fizyczności i bez udziału tej fizyczności.
Analogizm, czwarty rodzaj ontologii, formalnie jest przez Descolę zdefiniowany tak, że w nim zarówno „wewnętrzności” jak „zewnętrzności” rożnych bytów są różne. Żeby jednak taki świat rozumieć i w nim się rozeznać, wszystko w nim jest cięte na kawałki i składane na nowo, w nowe całości lub szeregi, łańcuchy, na zasadzie częściowych lub rzekomych podobieństw czyli analogii właśnie. Gdzie tak jest, i jak? Dobrym przykładem (moim, nie Descoli!) wydaje mi się Księga Przemian czyli Yijing, gdzie w jednym z komentarzy-appendiksów czytamy np.:
Łagodność [trygram Sun] jest drzewem, wiatrem, najstarszą córką, sznurem do mierzenia, pracą; jest tym, co białe, co długie, co wysokie, jest ruchem wprzód i wstecz, jest tym, co się waha, jest zapachem. Spośród ludzi oznacza siwowłosych, mających szerokie czoło; oznacza tych, którzy mają duże białko w oku; tych, którzy bliscy są zysku i mogą dostać na targu trzy razy więcej. Wreszcie jest to znak porywczości.
[Richard Wilhelm, I Cing, wyd. pol. Latawiec 1994]
Świat został oto pocięty na drobną mozaikę fragmentów, a następnie złożony na nowo tak, że siwowłosi ludzie znaleźli się w jednej szufladzie ze sznurem mierniczym, z wiatrem i z wróżebnym znakiem „Sun”, zapisywanym linią przerywaną, nad którą są dwie linie ciągłe. My, patrząc na to z zewnątrz, z pola innej kultury, raczej nie pomyślimy, że analogia między tym fragmentami świata została zauważona czy odkryta – raczej uznamy, że oto została ad hoc ustanowiona przez sam ten analogistyczny system.
Bo też analogizm, analogistyczne ontologie, bardzo różniące się między sobą, kwitły właśnie w dawnych Chinach, gdzie ich produktem jest i Księga Przemian i chińska „geomancja” czyli feng-shui. Także w Indiach, na Bliskim Wschodzie, w dawnej Europie epok Średniowiecza i Renesansu, i w Mezoameryce z centrum w Meksyku. Właśnie o meksykańskim analogizmie Descola pisze najwięcej, a czyta się to z rosnącym zdumieniem. (O cywilizacji Andów nie pisze.)
Na tle i gruncie ontologii analogistycznych dzieją się zjawiska takie jak: ofiara. (Ani w animizmie ani w totemizmie nie składa się ofiar!) Wielość dusz lub składników osobowości – i to jest niezawodny wskaźnik analogizmu: bo pierwsze cięcie w ramach produkcji światowej mozaiki idzie w poprzek ludzkich interiorów. Wędrówka dusz i kolejne wcielenia, przy czym wydaje się, że związek idzie też w drugą stronę: kto wierzy w reinkarnację, musi przyjąć wielość dusz, żeby wytłumaczyć to, że nie pamięta swoich przeszłych wcieleń, więc widocznie ma prócz zwykłej świadomości jeszcze jakąś co najmniej drugą duszę inkarnującą się. Opętania! Czyli wejście obcej duszy do czyjejś fizyczności – również niepojęte i nieznane ani animistom ani totemistom. A odrzucane jako „przesąd, bzdura” przez naturalistów. Szamani analogistyczni radykalnie różnią się od szamanów animistycznych: ci pierwsi częścią swojego zestawu dusz opętują istniejące zwierzę-wehikuł, aby jego „rękami” coś wykonać, leczącego albo złego, podczas gdy animiści robią coś z gruntu innego: zmieniają swoją fizyczność z ludzkiej na, powiedzmy, jaguarzą – metamorfują się. W ontologii analogistycznej w ślad za pocięciem świata na pojęciową mozaikę idą podobnie ostre podziały ludzi i świata: np. na kasty, albo na wieś-i-pole w biegunowym przeciwieństwie do lasu. Diabły istnieć mogą tylko w analogizmie.
Czy już coś widzimy? Tak, cała ezoteryka jest analogistyczna. Jest miejscem, gdzie współcześnie jest wyznawana ontologia analogizmu. I stąd bierze się istotowy gniew, jaki budzi ona w świecie nauki, który znów jest i musi być – istotowo – naturalistyczny.
Descola o tym wie i dlatego napisał w jednym miejscu swojej książki:
...w dzisiejszych czasach [panującego] naturalizmu, [pozostałości analogizmu] pojawiają się już tylko jako niekompletne fragmenty, nostalgiczne zabytki z zaczarowanej epoki, do której lgną obserwatorzy horoskopów, adepci alternatywnych medycyn i wyznawcy sekt New Age.
Oraz w innym:
Zapewne Renesans był tym okresem, w którym analogizm w Europie świecił najjaśniej, zanim przygasł schodząc w podziemną egzystencję, z której wyłania się od czasu do czasu na powierzchnię służąc jako środek do redukcji niepewności.
I dalej w tym fragmencie:
Jest to wciąż wielką niespodzianką dla pozytywistów, że czyni to przybierając starożytne postaci astrologii, numerologii, alternatywnej medycyny oraz wszelkich technik dekodowania i czynienia użytku z podobieństw, które przypominają naturalizmowi jak kruchy jest i jak brakuje mu starożytnych korzeni.
◀ Hamiltonowe paralipomena ◀ ► Niemiecka kontr-naturalistyczna kontrrewolucja albo regresja ►
Komentarze
Co z holizmem? Wg. mnie dałoby się go tu wpasować jako "Podobne wewnętrzne strony - Podobne fizyczności". A więc totemizm? No nie, jeśli już, to taki analog totemizmu na bardziej wyrafinowanym poziomie świadomości.
Ja się zorientowałem, ale to podobno nieprawda. Jeśli wierzyć teozofom, trzeba wznieść się na poziom buddyczny (o ile dobrze pamiętam) i mamy dostęp do wewnetrzności bytów. Piszę to na podstawie Powella, seria książek "Ciało ..." (eteryczne, astralne, mentalne, przyczynowe)
http://www.kwantowo.pl/2016/12/26/zdefiniujmy-swiadomosc/
No nie, jeśli nie rozróżnia się "definicji" od "wyjaśnienia" to dyskusje nie mają sensownego sensu. I to bez względu na to, czy dyskutuje się o czymś prostym (np. liczby naturalne), czy o czymś złożonym (np. świadomość).
Nie mają naukowego sensu, ale poczytać i podyskutować można, czemu nie. Poczytałem trochę.
Jarosław Bzoma napisał: "Ciekaw jestem czy już zorientowaliście się, że naszej percepcji dostępna jest tylko zewnętrzność bytów.Nie mamy dostępu do wnętrza czegokolwiek. (...) Wnętrze da się doświadczyć jedynie w chwili stania się badanym układem."
A jeśli także doświadczenie własnej podmiotowości jest doświadczeniem zewnętrza? Bo dlaczego miałoby odróżniać się od innych postrzeżeń? Wtedy wrażenie "stania się badanym układem" byłoby wciąż raczej tylko analogizowaniem, a nie byciem tym układem.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.