27 marca 2014
Wojciech Jóźwiak
Serial: Kolej warszawsko-wiedeńska
Gry krymskie imperialne
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Grupa Wyszehradzka łączy się bojowo? ◀ ► Co dalej z Międzymorzem? ►
Szukając jakiejś latarki do rozeznania się w bieżącej politycznej kurzawce, wyciągnąłem z półki książkę Tomasza Gabisia „Gry imperialne”. Książka z 2008 roku, ale obmyślona na przełomie lat 1990 i 2000-ych. Autor wprowadza tam koncepcję Imperium Europejskiego, które istnieje na dwóch planach: archetypowym i realnym. Autor wymienia więcej tych planów i nazywa je inaczej, ale zostanę przy tych dwóch, żeby krócej. Imperium Europejskie jest archetypową formą, związaną z konkretnym terytorium Europy, w którą wlewają się (niekiedy) pewne realne historyczne i polityczne formacje. Pomijając starożytność, były nimi: państwo Karola Wielkiego, średniowieczne Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, średniowieczna Christianitas jako całość, państwo Napoleona Bonapartego, III Rzesza Hitlera i współcześnie Unia Europejska. – Czyli te państwa lub ich związki, które politycznie jednoczyły Europę; również unie regionalne częściowe, jak Polska-Litwa i Austro-Węgry. Od historycznych przykładów ciekawsza jest jednak ta wizja siły archetypu, archetypowej formy, formującej ludzkie działania przejawiające się jako realna polityka i historia.
W lutym 2013 Tomasz Gabiś wrócił do sprawy Imperium Europejskiego – czytaj: „Umarło Imperium, niech żyje Imperium!”, stwierdzając, że sprawa Europy idzie zupełnie nie w tę stronę, co powinna.
Wydarzenia ukraińsko-krymskie bieżące początku 2014 roku potwierdzają tamtą jego opinię. O ile ruchy Rosji jawnie wyglądają na przebudzenie Imperium Wschodniego (wg terminologii Gabisia z „Gier”), aktualnie inkarnowanego w Federację Rosyjską pod prezydentem-wodzem Putinem, i o ile USA mniej lub bardziej sprawnie, ale działają jako inkarnacja Imperium Amerykańskiego, to w tej grze zwyczajnie nie widać żadnego wcielenia Imperium Europejskiego. Państwa-członkowie UE ratują się osobno, a bez szefostwa Ameryki nie wykonałyby żadnych wspólnych działań. Zresztą pozostają przy działaniach raczej pozornych.
Rosja w tej grze ma swój drim: jest nim tzw. „Wielka Europa”, czyli wspólna przestrzeń „od Lizbony do Władywostoku”. Można ją sobie wyobrazić jako połączenie Unii Europejskiej i kierowanej przez Rosję Unii Celnej. Co natychmiast ma ostrze anty-amerykańskie, ponieważ NATO czyni niepotrzebnym, nawet przeszkadzającym i pociąga konieczność wyparcia USA z Europy. W ciągu roku tego się zrealizować nie da, ale w ciągu dziesięciu? W praktyce taka „Wielka Europa” byłaby entente cordiale Rosji i przynajmniej dwóch motorów Unii Europejskiej, czyli Niemiec i Francji. Zapewne pociągnęłoby to secesję – wyjście z Unii – Wielkiej Brytanii. Na takiej operacji Rosja niewiarygodnie wiele zyskuje! Co oferuje wielkim krajom zachodniej Europy? Surowce. Przestrzeń do gospodarczych działań. Exterior. (Co rozumiem przez „eksterior”, pisałem w tym blogu, odcinek: „Eksterior dostarczę”.) – Czyli infrastrukturę wojskowo-polityczno-siłową. Rosja oferuje Zachodowi szeroko rozumiane usługi ochroniarskie.
Ale czy odrywając przemocą Krym i grożąc wojną Ukrainie nie odstraszy ofertobiorców? Może nie. Może właśnie pokazuje swoją sprawność i dowodzi swojej krzepy.
Na razie mamy cztery strefy strategiczne, licząc od wschodu: (1) Rosja, która idzie w ekspansję, (2) „strefa pośrednia”, której kraje zostały zaatakowane (Ukraina) lub poczuły się zagrożone i najeżyły się na Rosję: Polska, Mołdawia, Rumunia, kraje bałtyckie; (3) Zachód Europy, głównie Niemcy, Francja i Wielka Brytania, który czeka, zwleka i najchętniej by się nie angażował; (4) USA, które w jakimś stopniu wsparły kraje „strefy pośredniej”.
Z punktu widzenia Rosji, strefa pośrednia przeszkadza. Gdyby jej nie było, gdyby została rozparcelowana pomiędzy Rosję i Zachód, rachunek uprościłby się, pozostałyby trzy strategiczne strefy: (1) Rosja i (4) USA, a pomiędzy nimi, jak ta panna do wydania – (3) Zachód, który Rosja stopniowo przeciągałaby na swoją stronę.
Czy USA mogą całkiem wycofać się z Europy, czyniąc zadość celom i drimom rosyjskim? Możliwe, że tak, tylko w zamian za co? Co byłoby rekompensatą?
Ponieważ nieustannie myślą nad tym fachowcy sześć klas lepsi ode mnie, na razie przerwę.
◀ Grupa Wyszehradzka łączy się bojowo? ◀ ► Co dalej z Międzymorzem? ►
Komentarze
Gospodarka (ale nie ta realna, tylko neoliberalne rynki finansowe) dyktuje Anglikom ścisły związek z Amerykanami, który zresztą i tak jest ścisły i bez tego, a Francja jest tylko konkubiną położoną nieco na wschód od klasycznego "splendid isolation". W tym wszystkim Rosja nie ma nic do zaproponowania, jeśli nie liczyć "usług mafijnych", co można poczytać za jej imperialny drim. Łatwo zrozumieć ambicje Rosji, ale mocne karty (geopolityczne) są w Europie w rękach Niemców, tyle tylko, że kotwicę stabilizacji trzymają Chiny, które cierpliwie i jakby naiwnie usiłują kontrolować rynek amerykańskich papierów dłużnych. Najciekawsza z indywidualnej perspektywy, jest rewolucja w podmiocie, czyli wzrastająca świadomość obywatelska uczestników demokracji, która w ogólnym ogłupieniu fermentuje jednak na realne przełożenie w wyborach. I ta "rekompensata" jest "paradoksalnie" największym zagrożeniem dla Amerykanów. Niemcy potrafią najeść się szaleju i można powiedzieć, że niemal cyklicznie, ale na pewno nie są na tyle szaleni, żeby podważyć system korporacyjny, więc mogą stanowić "socjalną bidę" w krajobrazie Europy Wschodniej.
W rosyjskim drimie ważny wydaje mi się wątek "rodzinnej", po hellingerowsku rozumianej, relacji z Niemcami. Nie znam historii aż tak dobrze, żeby wiedzieć czy i przed Katarzyną niemieckość była mocno obecna w rosyjskości. Ale dziś, chwilami wygląda to tak, jakby dwie części rozłączonej rodziny za wszelka cenę chciały wreszcie osiąść razem. W tysiącach liczone niemieckie firmy operujące dziś na rosyjskim rynku to, z tego punktu widzenia, nie tylko wyraz "zwykłej, globalizacyjnej" pogoni za zyskiem ale urealnienie głęboko metafizycznego impulsu.
Aż by się chciało, żeby sie te dwie części rodziny spotkaly i żyły długi i szczęsliwie: )) No, tylko my, ze swoim imperatywem wolności - pomiędzy: ))
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Piotr I odwojował od Szwecji Inflanty, czyli obecną Estonię i Łotwę, gdzie szlachtą byli Niemcy, potomkowie jeszcze Krzyżaków (Kawalerów Mieczowych) i ich osadników. Była to niewielka grupa ludzi, kilkadziesiąt tysięcy, ale elita-elit: bogaci, wykształceni, zakorzenieni w posiadanej ziemi, mający wybitną świadomość historyczną, pełni poczucia własnego wybraństwa i wyższości. (Niektóre ich rody, np. Tyzenhausowie, spolonizowali się.) Ci Niemcy Bałtyccy w całości przeszli na służbę carów i byli im wierni do końca, tzn. do rewolucji 1917. W Rosji carskiej stanowili elitę wojskową, w dyplomacji i w nauce.
Dzięki za przypomnienie.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.