14 września 2012
Wojciech Jóźwiak
Serial: Kolej warszawsko-wiedeńska
Kolonializm tym razem wewnętrzny
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Kolonializm jak cebula ◀ ► Symetria między Rzeczpospolitą a Moskwą ►
Kontynuuję. Skolonizowana, kolonialnie podbita (podbijana) i poddana kolonialnemu ukąszeniu - kolonialnemu kompleksowi mniejszej wartości Polska, nie jest bez winy, sama jako kolonizator. Kiedy o tym mowa, autorzy (jak poprzednio cytowana Ewa Thomson, czy dawniej cytowany Jan Sowa) przeważnie zauważają polski kolonializm na Kresach. Oraz jego pozostałości w świadomości, czyli nostalgię za Kresami plus patrzenie na wschodnich sąsiadów: Ukraińców, Białorusinów, Litwinów i Rosjan też, przez „orientalizujące” okulary. (Co się przejawia np. jako uważanie tych narodów za „niepoważne”, a ich państw za „sezonowe” - vide nieustające w świecie spekulacje kiedy i na jakie kawałki wreszcie Ukraina się rozpadnie.)
Ale kresowy post-kolonializm nostalgizujący to pryszcz, dużo gorszy jest nasz wewnętrzny kolonializm, czyli traktowanie przez Warszawę „prowincji” jak podbitych terytoriów. Co ma dobrą historyczną podkładkę, ponieważ Prusy (dziś zwane eufemicznie „Mazurami”), Pomorze i Śląsk (ten nie-przedwojenny) faktycznie zostały wojennie podbite (przeważnie przez Związek Sowiecki i nam od niego przekazane), ludność wyrzucona, ruchomości zszabrowane, nieruchomości (w znacznej części) rozebrane na cegły lub porzucone w ruinę, krajobraz zubożony, duch wtłoczony w beznadzieję. Poradzenie sobie z tym problemem jest (chyba) pilniejsze niż rewizja kompleksów i nostalgii kresowych.
Kolonialny stosunek Warszawy do Śląska, Prus i Pomorza (oraz „prowincji” w ogóle, także tej „staropolskiej”) jest jednak częścią szerszego zjawiska: tego, że polskie państwo od 1944 roku jest państwem opresywnym. Taki jest jego „duch”. I to niewiele się zmienia, a zaprowadzenie formalnej demokracji od 1989 także tu zmieniło mało, raczej formy i fasady zmieniono niż istotę. Polska jest państwem władzy, a nie republiką swoich obywateli. Skopiowano model czy typ rosyjski, despotyczny, i ten typ mocno się trzyma, przynajmniej teraz nie widać żadnych oznak, żeby coś miało się zmienić. Nie ma np. opozycyjnej partii, która by chciała („miała polityczna wolę”) zaprowadzić republikanizm i celowo, programowo zerwać z państwową despocją.
Narodowcy w Polsce mają kłopot: chcą afirmować wartości i życie narodu, który żyje w państwie, podczas gdy to państwo nie jest jego tylko samozwańczych „onych”. Kolejna samozaciskająca się logiczno-pojęciowa pętla – dołącz ją do tych, o których pisałem w poprzednim odcinku.
◀ Kolonializm jak cebula ◀ ► Symetria między Rzeczpospolitą a Moskwą ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
A co do kolonialnej pozycji Warszawy: O tym się mało mówi, ale niejedno polskie miasto miało kłopoty z odbudową, bo cały naród budował swoją stolicę, i niejeden zabytek przez to popadł w ruinę (przynajmniej na moich terenach). Po drugie, ten sam kolonializm, na mniejszą skalę, widzę u miast wojewódzkich wobec swoich województw.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Do (post)kolonialnego charakteru państwa należy to, że jest ono piramidą dziobania, gdzie wyższa "izba" władzy (rząd, województwo, powiat) wyzyskuje niższe poziomy: rząd województwa, województwo powiaty, powiat gminę.
Sam mam poważne kłopoty z odróżnieniem tego, co jest u nas istotowo "polskie", a tego, co jest istotowo "mongolskie". To jest trudne, bo jesteśmy w zwarciu z mongołami od wieluset lat. Ergo: przypominamy ich częściowo zewnętrznie, pasujemy do nich jak puzzle i być może bez nich nie możemy istnieć. Ale z drugiej strony są nam we wszystkim wrodzy i we wszystkim ich ideologia działa na nas niszcząco. To tylko luźne myśli...
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.