25 czerwca 2015
Jan Szeliga
Serial: Moja Twarda Ścieżka
Noc Kupały na Twardej Ścieżce
Relacja z celebracji Nocy Kupały na Twardej Ścieżce.
Krościenko Wyżne 19 - 21 czerwca 2015 r.
◀ Subtelny dotyk na Twardej Ścieżce ◀ ► Łamanie pieczęci w szałasie potu ►
Noc Kupały, Twarda Ścieżka, Dom na Słonecznym Wzgórzu, szałas potu, sauna słowiańska
W Domu na Słonecznym Wzgórzu, położonym w Krościenku Wyżnym k. Krosna, działania na Twardej Ścieżce robimy już od listopada 2014 r. Do tej pory odbyło się w tym miejscu 5 szałasów potu. Tym razem postanowiliśmy świętować tam Noc Kupały i zrobić z tej okazji trochę dłuższe niż zwykle warsztaty.Nasze działania zaczęliśmy już w piątek po południu. Niestety, pogoda tradycyjnie (jak na dni przypadające w okolicach Nocy Kupały) nie dopisywała. Co chwila przechodziły przelotne opady deszczu. Jednak nie zrażaliśmy się tym i cierpliwie czekaliśmy na poprawę pogody, co nastąpiło około godz 20.30. Gdy tylko przestał padać deszcz, wyruszyliśmy wszyscy na pobliską łąkę i rozpaliliśmy nasze ognisko.
Zbiórka przy domku
Wyruszamy po drewno na ognisko
Ognisko płonie
Ogniu bądź dla nas łaskawy
Zaklinamy ogień tańcem i graniem
Zostawiamy za sobą nasze lęki, blokady i ograniczenia
Zdjęcie grupowe po przejściu po ogniu
Tak się składa, że w tych dniach wypadają moje imieniny. Zawsze marzyłem o tym, aby uczcić je działaniami na Twardej Ścieżce wraz z przyjaciółmi i zaproszonymi gośćmi. Tym razem udało mi się to zrealizować.
Po przejściu po ścieżce ognia weszliśmy do domku, gdzie zjedliśmy imieninowy tort.
Kroimy mój imieninowy tort
Świętujemy moje imieniny
Moja firmowa jajecznica na śniadanie
W sobotę na śniadanie była tradycyjnie moja "firmowa jajecznica". Po śniadaniu zabraliśmy się za przygotowania do szałasu potu. Wymieniliśmy kilka gałązek w szałasie na takie, które mają świeże liście. Liście z brzozy i wierzby, gdy jest gorąco, wydzielają wspaniały zapach. Zbudowaliśmy też ognisko do grzania kamieni.
Uwinęliśmy się z tymi pracami dość szybko. Pogoda tym razem dopisywała, było ciepło i słonecznie. Przed południem zrobiliśmy jeszcze rozmowy w diadach, po czym zrobiliśmy sobie przerwę na obiad.
Trzeba wymienić gałązki w szałasie
Budowa ogniska - dostawa nowych kamieni
Rozmawiamy w diadach
Rozpoczynamy ceremonię szałasu potu
Wieczór był dość ciepły. Rozpaliliśmy ognisko około godziny 20.30. Dni należą teraz do najdłuższych w roku, więc musieliśmy poczekać z tym dość długo, aby kamienie rozgrzały się, jak już będzie całkiem ciemno. Około godz. 21.30 weszliśmy do szałasu.
Szałas był dość mocny, więc wyszliśmy po 2. rundach i weszliśmy do basenu z zimną wodą, aby się ochłodzić. Po chwili weszliśmy z powrotem do szałasu na kolejne 2. rundy.
Po wyjściu z szałasu znowu weszliśmy do basenu, po czym postaliśmy chwilę przy ognisku i ponownie weszliśmy do szałasu. Tym razem był to szałas słowiański.
Szałas słowiański - to mój autorski pomysł, nawiązujący do praktyk słowiańskich. W czasie takiego szałasu m.in. okładamy się nawzajem witkami brzozowymi, co daje dużo radości osobom, które biorą w tym udział.
Więcej na ten temat nie będę się rozpisywał, a chętnych na doznanie takich przyjemności zapraszam na mój kolejny szałas.
Nasze praktyki szałasowe zakończyły się około godz. 01.00 w nocy.
W niedzielę rano rozebraliśmy szałas i przystąpiliśmy do opowiedzenia o swoich wrażeniach z szałasu.
Na koniec warsztatów jeszcze wysłaliśmy orły i około godz. 15.00 zakończyliśmy nasze warsztaty pożegnalnym obiadem.
Warsztaty okazały się być bardzo udane. Kilka osób, które po raz pierwszy brało udział w naszych działaniach, zapowiedziało się już na następne podobne działania, które zaplanowaliśmy już za miesiąc - 25 lipca.
Szczegóły tu.
◀ Subtelny dotyk na Twardej Ścieżce ◀ ► Łamanie pieczęci w szałasie potu ►
Komentarze
O izmach i ościach czyli o zupie dobrej i niedobrej, czyli o idealizmie i doskonałości.
Doskonałość i idealizm budzi mój wstręt odkąd pamiętam.
Małgosia jest idealna- słyszę. Nie, Małgosia nie jest idealna- myślę. Małgosia jest dobrze wytresowana: łamie swoje śliczne rączki kiedy usłyszy słowo dupa a jak ja puszczę soczystego steka w chwili zdenerwowania to Małgosia przez tydzień traktuje mnie jak trędowatą. Nie mam trądu, jestem umiarkowanie, całkiem zdrowa. Małgosia widzi tylko to co chce i angażuje się tylko kiedy jej się to opłaci. Niestety, bardzo nie jest ona idealna.
Doskonałość i idealizm budzi mój wstręt odkąd pamiętam. A
jednak ciągle o nich myślę, nie dają mi spokoju.
To miał być tylko zwyczajny post pod odcinkiem Jana Szeligi (którego się wreszcie doczekałam) o warsztatach 19-21 czerwca 2015 w Krościenku Wyżnym, w których miałam przyjemność uczestniczyć. A pisze się tekst.
Całe warsztaty to była bardzo dobra zupa. Nie ujęłabym z niej i nie dodała do niej żadnych składników (ludzie, program) i nie dodałabym też ani ujęła żadnych przypraw (emocje, odczucia). To była zupa idealna. Idealność istnieje, choć myślałam zawsze, że nie. Idealność i doskonałość to nie jest wcale to naj, naj, naj (chyba już rozumiem dlaczego Mozart miał takie popieprzone życie prywatne). Idealność i doskonałość to właściwy dobór wszystkiego co mamy do dyspozycji, tak po prostu, zwyczajnie.
Ale na warsztatach była też niedobra zupa pomidorowa (przepraszam Marzeno) i chyba dlatego została na drugi dzień. Wszystko co jadłam było bardzo dobre, oprócz tej zupy. W ogóle nie czułam głodu, raczej jadłam na siłę, z grzeczności, ale przed wyjazdem poczułam prawdziwy głód. A co zostało? Zupa pomidorowa z wczoraj i chleb. Dosalałam ją i dopieprzałam, pieprzyłam i soliłam a ona ciągle była niedobra. Wcięłam jednak pełną michę z trzema kromkami chleba bo byłam bardzo głodna.
I jeszcze jedno, tak na koniec. Na podsumowaniu szałasu potu powiedziałam, że nie było idealnie bo trzykrotne wchodzenie do lodowatej wody po ogrzaniu ciała w szałasie uważam za koszmarne. Myliłam się, choć nadal uważam, że deliryczna trzęsawka w wodzie to horror. Ale, jak przyjemnie się potem ogrzać przy ognisku.
A Jan spokojnym głosem wołał i trzeci, ostatni raz po lodowatej kąpieli:
- Uwaga na krzaki. Ale tym razem wiedziałam, że nie myśli o tym, żebyśmy nie poranili nóg, tylko żebyśmy nie poniszczyli krzaków w pogoni do ogniska...
![[foto]](/author_photo/szeliga.jpg)
Dawno temu celebrowalam Noc Kupały na polach Lednickich z moim chłopakiem z Gniezna,ale porzucił mnie dla jakiejś bogatej panny,mojej imienniczki,której rodzice mieli ogromny dom,a ja poznałam chłopaka,który zabrał mnie w góry i prawie tam zginęłam,ponieważ nie miałam odpowiednich butów i jakiś mężczyzna,który miał raki chwycił moją rękę i odciagnął od przepaści.Mój chłopak gdzieś zniknał,zresztą znikał czesto,przewaznie w Bieszczady.
M
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.