zdjęcie Autora

07 grudnia 2011

Wojciech Jóźwiak

Serial: Kolej warszawsko-wiedeńska
Państwowe ciała i duchy
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Zachodni brzeg Międzymorza ◀ ► Europa Piskozuba i inna ►

Wschodnia granica

mapa

Zachodnia granica Międzymorza ABC okazała się pasem szerokości kilkuset kilometrów. Jeszcze bardziej enigmatyczna, umowna i uznaniowa jest granica wschodnia. Leszek Sykulski pociągnął ją linią Ryga-Taganrog (wysoce umowną, rozumiem). Leszek Moczulski w swoim monumentalnym dziele „Narodziny Międzymorza” (wyd. Bellona, Warszawa 2007), Międzymorze – i zarazem historyczną Europę - dociąga aż do działu wodnego Atlantycko-Kaspijskiego. To ta kręta kropkowana linia, która jak widać niczego realnie nie oddziela... Można jeszcze medytować nad fizyczną najcieńszą talią naszego półwyspu: linią Elbląg-Odessa, albo od ujścia Wisły do delty Dunaju (dwie szare linie na mapie). Wszystko to na nic! Wschodnia granica Międzymorza nie istnieje jako coś fizycznego – była kiedyś i jest dotąd bytem czysto politycznym lub historycznym jak kto woli.

Kiedyś zaistniała jako zasięg na wschodzie państwa Jagiellonów i Rzeczypospolitej. Dzisiaj istnieje jako granica jej państw sukcesyjnych: Białorusi, Ukrainy, Łotwy i Estonii.

Rdzeniem Polski w jej historycznych kształtach była (tak nazwana przez Moczulskiego) „polska Obwodnica”, czyli terytorium objęte łukiem Wisły, Notecią i spływającą z nią Odrą. Nad którymi leży trójkąt polskich stolic: Kraków, Warszawa i Poznań. To jest nasz heartland, rdzeń-środek, który swoje skraje miewał dalej lub bliżej od siebie, a którego wysuniętą rubieżą w wiekach XV-XVIII była ta linia, która po wiekach wciąż jest widoczna – i którą uznajemy za wschodnią granica Międzymorza.

Jeśli trójkąt Kraków-Warszawa-Poznań uznać za polskie serce, to tam – w okresie największej rozległości – przebiegała nasza skóra.

Oczywiście ta metafora działa też w drugą stronę i Rosja swoją zachodnią skórę chwilowo miała na górach Harzu, dziwnym trafem na przeciwnym zachodnim brzegu Międzymorza.

Na mapie dorysowałem jeszcze pomarańczowymi kropkami dział między Ukrainą „pomarańczową” i „niebieską”, dziwnie zbieżny z działem między „starą” częścią Ukrainy zasiedloną za przynależności do Rzeczypospolitej, a częścią „nową”, zasiedloną później pod Rosją.


Kruche imperia

Charakterystyczne dla Międzymorza jest nie tylko to, że nie ma w nim – ściśle i wewnątrz – ponadlokalnych skupiających ośrodków czyli centrów (stolic) imperiów. W ciągu ostatnich 300 lat takie centra lub środki ciężkości układały się na zewnątrz regionu. By(wa)ły nimi cztery: Wiedeń Austrii Habsburgów, Berlin Prus Hohenzollernów, Stambuł Turcji Osmanów, Moskwa i Petersburg Romanowów i potem komunistów.

Imperia te padały. Jeśli doliczyć wcześniejsze i autochtoniczne w Międzymorzu, to w 1526 pod Mohaczem padły Węgry. (I padły powtórnie wraz z Austrią w 1918, tym razem bez nadziei na rekonstrukcję!). W 1795 rozebrana została Polska (Polsko-Litwa), ale koniec Rzeczypospolitej jako potęgi był około 1655, bo po wojnach kozackich, inwazji szwedzkiej i holocauście Wilna przez Rosjan już się nie podniosła i przestała się liczyć jako podmiot polityki, trwając bytem widma.

W wyniku I Wojny Św. rozpadła się Austria (i do grobu pociągnęła zrośnięte Węgry). Osłabiony został czakram Berlina. Rosja pożerając własne ciało wycofała się w głąb siebie. Najciekawszy przełom spotkał Turcję: która bliska likwidacji (zobacz...), przeobraziła się głębiej niż którykolwiek kraj właściwej Europy. Zmieniła cywilizacyjne „oprogramowanie”, włącznie z pismem i ubiorami, przemieściła się na mapie, okopała się w twierdzy Małoazjatyckiego Półwyspu, przeniosła swoje „serce” z Bałkanów na drugą stronę Marmary do Bitynii. A to za sprawą jednego człowieka, Kemala Paszy który nazwał się „Ojcem Turków”, Atatürkiem.

To co stało się wtedy z Turcją, bardzo przypomina to, co stało się z Polską w 1945 roku. W obu przypadkach państwo jako forma narodu zostało odbudowane po blisko śmiertelnej klęsce i zapaści, w obu przypadkach odrzuciło mieszane narodowo i przez to wątpliwe pogranicze, obu wydarzeniom towarzyszyły czystki etniczne; w obu kraj przeniósł się na częściowo inne terytorium i zmienił położenie na mapie. Ale jedna różnica zasadnicza: Turcy podnieśli się sami i nowe państwo zbudowali sami zgodnie z własną racją stanu. Nową Polskę zamontowali Rosjanie-komuniści jako swój bantustan i marchię, i chociaż chwała bogom poszli sobie, to osadzona przez nich klasa polityczna pozostała, ma się dobrze i polska racja stanu pozostaje jej obca. My na swojego Atatürka ciągle czekamy.

W 1945 padły Niemcy Berlińskie, i ten punkt skupienia odtwarza swoje siły dopiero współcześnie. W zasobach Sieci znalazłem profesjonalnie wykonaną mapkę przedstawiającą Europę bez Niemiec, oto ona:

mapa

Oryginał tu. Nie wiem, czy takie plany w Wersalu krążyły, czy to tylko (co bardziej prawdopodobne) czyjaś płocha fantazja. Ale niech posłuży za memento, że i Niemcom rozbiory mogły zagrozić.

W 1991 rozpadł się ZSSR, kolejne imperium okazało się dziwnie kruche. (Zwłaszcza w porównaniu z USA, swoim światowym współzawodnikiem, co to prześcigniony przez Chruszczowa miał być.)

Rozpadliwość międzymorskich mocarstw dziwi w porównaniu z Zachodnią Europą. Tamtejsze skupiska są jednak trwalsze. Hiszpania i Wielka Brytania traciły kolonie, przestawały być światowymi super-potęgami, ale ich mainlandy trwały, ich ojczyznom rozpad nie groził. Francja gwałtowanie ekspandowała pod Bonapartem, załamała się, padła, kozacy poili konie w Sekwanie, ale na Kongresie Wiedeńskim 1815 jednak wróciła do swoich wrodzonych granic i nie wypadła z gry mocarstw. Podobnie w- i po II Wojnie Św. To co dla Francji było na tle jej dziejów katarem, dla Węgier, Polski, Austrii okazywało się śmiertelne; dla Turcji nieomal - a Rosją, Niemcami targało paroksyzmami niby malaria.


Austria zupa z gwoździa

Z mapy widać, że sercem czy mięsem dla Austrii była kotlina morawsko-małowęgierska, Morawy + Kisalföld. Jednak ułomne to serce: etnicznie podzielone na troje między Słowian, Niemców i Madziarów, czego skutek na dziś, że pokrojone granicami aż między cztery państwa, szczęśliwie teraz wszystkie w Unii. Ale geohistorycznie to tyle matecznik, co korytarz, przegwizdów. Kiedy już mościło się tu pierwsze słowiańskie wielkopaństwo zwane Wielko-Morawskim, korytarzem przyszli Węgrzy ze stepu i zniszczyli, swoje państwo kładąc trochę dalej na wschód, Morawy krojąc granicą. Z zachodu spływając w dół Dunaju przyszli Bawarowie i na swoim kresie zbudowali Wiedeń. Można spekulować, że to miejsce było przeznaczone Słowianom za ich naturalny środek, z którego mogli wykreować swoją wielką cywilizację. Ale już na starcie nie udało się. Można na to patrzeć tak, że my wraz z całym Międzymorzem jesteśmy gruzem po tamtym wielkomorawskim falstarcie.

Ale idąc za Austrią: kiedy w Budzie stał Turek, morawska ostoja straciła znaczenie, Wiedeń stał się niebezpieczny i przez ważną część swoich dziejów Austria Habsburska była państwem w istocie czeskim, ze Zlatą Prahą za stolicę.

Austria okazuje się być „zupą z gwoździa” (jak we fraszce Fredry): kiedy próbować uchwycić, gdzie jest jej ciało, znika. Bo nie są nim kraje alpejskie, dopiero współcześnie niedawno bogate, kiedyś jak wszystkie góry nieludne i marginesowe. Nie lesiste pustawe wyżyny wzdłuż przełomu Dunaju. Nie równiny wokół Wiednia, bo te słowiańskie lub węgierskie. Ta jej właściwość pomogła jej upaść w 1918.

Ale ta sama bezcielesność tego państwotworu pokazuje ważny kierunek poszukiwań: oto widać na tym przykładzie, że państwo (lub szerzej: pewien cywilizacyjny egregor) prócz namacalnego w terenie i na mapie ciała musi mieć swojego mniej lokalnego (mniej uprzestrzennionego) ducha – ideę, zasadę, regułę. Od średniowiecza do mniej więcej rewolucji we Francji 1792 nośnikiem kierujących idei były dynastie, później: narody ujęte w biurokratyczny ordnung z elementami demokracji (tzw. państwa narodowe). Teraz na naszych oczach coś się zmienia i moje rozważania są po to, żeby sobie uświadomić, właściwie co.

◀ Zachodni brzeg Międzymorza ◀ ► Europa Piskozuba i inna ►


Komentarze

[foto]
1. Rozpadliwość międzymorskich mocarstw (Janusz Waluszko)Wojciech Jóźwiak • 2011-12-08

(Notkę Janusza Waluszki wstawiam w jego imieniu. WJ)

Rozpadliwość międzymorskich mocarstw [więcej o tym u WJ w tarace] dziwi[1] w porównaniu z zachodnią Europą. Tamtejsze skupiska są jednak trwalsze. Hiszpania i Wielka Brytania traciły kolonie, przestawały być światowymi super-potęgami, ale ich mainlandy trwały, ich ojczyznom rozpad nie groził.


[1] Ja: pomijając już naszą marginalność przy ich centralności, sama między/morskość = lądowość wyjaśnia, czemu u nas się to dzieje nietrwale: za Zachodem stoi i wielowiekowa tradycja (oni już w antyku odrobili nasze średniowiecze), głównie klimat lżejszy i morze jednak, co sprzyja gospodarce, bazie polityki, gdy nasza lądowość może sprzyjać raczej najeźdźcom ze wschodu, co wiele razy miało miejsce (w antyku i średniowieczu [fale ze stepu], nowożytności [na Bałkanach, czy nawet Ukrainie, Turcy] i potem od Moskwy po ZSRR, co idąc z obu str. Karpat zatrzymał się od pd. na górach Austrii i Jugosławii [zajęto stolice na nizinach], a na pn. dopiero naprzeciw armii zach., bo na niżu nic go nie hamowało). Może nie tak by się to potoczyło, gdyby nie przełom (w Europie zach. dokonany) w postaci przejścia od cywilizacji rolniczych – tu mogliśmy liczyć, że po Romanach i Germanach czas na Słowian, jak się zdało naszym post/szlacheckim wieszczom – do cywilizacji miejsko-przemysłowej, handlowej i morskiej (wcześniej i na Zachodzie zdarzały się katastrofy absolutne, jak zanik Burgundii czy papiestwa*, kto jednak w nową erę wszedł, ten do dziś trwa; (*/elementem tego jest upadek ces. [zawłaszczonego przez] Habsburgów). Widać wyraźnie, że oni przeszli przemianę XV-XVIII w. ku byciu nowym światem (różnym nie tylko od nas, odtąd ich peryferii bez szans na dogonienie, co jeszcze w końcówce średniowiecza i początku nowożytności zdawało się możliwe, ale też od innych imperiów w – skutkiem tego – kolonialnym III świecie). Rosja w pół drogi stoi, niby nie upadła (wciąż pada, jak stare imperia), kolonie z-dobyła, ale... nie wyszła poza reguły starego świata, pozostała religijno-polityczna, z polityczno-rynkowej cywilizacji małpując technikę (robili to i Turcy, dzięki czemu pobili świat islamu, ale i Bizancjum, Bałkany i nawet skrawki pogranicza Zachodu: Węgry aż po Wiedeń niemal, ledwo obroniony). Rosja, jak Chiny, nie ma własnej bazy cywilizacyjnej na jej obecnym poziomie, bez Zachodu sama też by nie przetrwała, może bić – ma armię – i kraść od innych, ale sama niewiele może stworzyć (w tym wymiarze – nie wnikam tu w kwestie idei czy panowania, choć i tutaj są ograniczania mentalne, spychające ją w dogmatyzm, co się źle kończy).

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)