02 września 2014
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Radziejewskiego i Ehrenreich: neoplemiona kontra narody
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Radziejewskiego w Nowej Konfederacji: nowy trybalizm, nowe plemiona ◀ ► Alaksieja Dziermanta: Naród jako rytuał ►
Bartosz Radziejewski w „Nowy trybalizm a polityczność Polaków” (w Nowej Konfederacji i idąc za Michelem Maffesolim) wyraźnie przeciwstawia (nowe) neoplemiona (tradycyjniejszym) narodom. Powstające „na naszych oczach” neoplemiona dostarczają, według obu autorów, silniejszej grupowej identyfikacji niż dotychczasowe narody – abstrakcyjne, odległe i zimne. Co oznacza, że jeśli ten proces dostatecznie daleko się posunie, to nowy (młody?) mieszkaniec Europy bardziej będzie czuł się członkiem (czy uczestnikiem) swojego neoplemienia lub kilku swoich przecinających się neoplemion, niż narodu, oczywiście narodu uformowanego w państwo.
W praktyce mogłoby to się wyraziście zrealizować np. w postaci takiego scenariusza, że członkowie pewnej neoplemiennej grupy, powiedzmy jacyś punkowie (czy jeszcze oni są?) lub (powiedzmy...) wikkanie przenoszą się masowo z Polski do Anglii lub Holandii właśnie po to, żeby „być u siebie” czy raczej „być ze swoimi”. Jeśli Polacy, którzy wyemigrowali do Anglii, tam uformowali się w neoplemię, lub kilka neoplemion, z własnymi znakami rozpoznawczymi, własnymi znakami przynależności i z własnym poczuciem solidarności, to coś takiego działoby się właściwie automatycznie wraz z wyjazdem tam. Potwierdzałyby to wypowiedzi w rodzaju: „wyp...lam z tej Polski, g...o mnie ona więcej obchodzi”.
Taki scenariusz jest poparty tym, że w Unii granice zniesiono i mieszkańcy Europy stają coraz bardziej ruchliwi. Niektórym wydawało się, że od tego zrobi się jeden naród europejski, ale jednak wizja Maffesolego wydaje się trafniejsza: że ten niepodzielony i bezpieczny worek Europa wypełni się nie wspólnym narodem, tylko mnóstwem neoplemion.
Czym jest naród i jego „duch” czyli nacjonalizm, pisze Barbara Ehrenreich w książce „Rytuały krwi”. Bardzo ważna książka dla zrozumienia świata, powinna być lekturą obowiązkową w liceach. Naród jest wspólnotą wojenną. Marks i jego kontynuatorzy twierdzili coś innego: że narody są wynikiem ekonomicznej konieczności, wynikiem przemysłu i handlu, który wymaga rozległego wspólnego rynku. Tej (wciąż popularnej) opinii Ehrenreich stanowczo się sprzeciwia. Twierdzi, że tym, co stworzyło narody, była wojna i to wojna prowadzona taką techniką, jaką zapoczątkowały rewolucje amerykańska i francuska, a zwłaszcza wojny napoleońskie: wymagająca indywidualnej inicjatywy i odpowiedzialności na polu walki i indywidualnego poświęcenia od każdego żołnierza. (Wcześniej była epoka armii-machin, rządzonych mechaniczną musztrą, z żołnierzami-niewolnikami sprowadzonymi do roli automatów. Jeszcze wcześniej była epoka rycerzy staczających heroiczne pojedynki.) Poświęcający się żołnierz musiał mieć coś, w co wierzy i w imię czego się poświęca. W tę rolę wszedł naród, pojęcie ostatecznie wynalezione właśnie wtedy, na przełomie XVIII i XIX wieków. Dziwnym trafem (nowoczesny) naród polski ze swoją pieśnią-fetyszem „Jeszcze Polska nie umarła” narodził się właśnie wtedy, a jego literaccy wieszczowie mitopoeci przyszli zaledwie pokolenie później. Mitem założycielskim narodów były wygrane bitwy budujące ich chwałę („chwałę oręża”) oraz przegrane bitwy i inne klęski, domagające się zemsty. (Taka jest rola celebrowania polskich klęsk, a także holokaustu przez Izraelczyków i hołodomoru przez Ukraińców.)Żeby dokończyć zaczętego wyżej wątku: nowoczesna (od ok. 1775 roku) wojna wymagała indywidualizmu od żołnierzy, indywidualnej dzielności w obliczu śmierci, ale właśnie ten indywidualizm musiał zostać poskromiony przez kolektywistyczną ideologię oferującą pewnego rodzaju nieśmiertelność przez zniesienie jednostkowych granic i rozpuszczenie się w większej nieśmiertelnej całości. Żołnierz-obywatel szedł na śmierć po to, żeby nieśmiertelny naród, którego czuł się członkiem, żył dalej. Karmił życie Narodu własnym życiem, czyli swoją śmiercią. Tu Barbara Ehrenreich podnosi wątek krwawej ofiary, który jest głównym tematem jej książki „Rytuały krwi”.
Unia Europejska, instytucja kupiecka, handlowa, nie stworzyła swojego super-narodu, tylko otworzyła przestrzeń dla neoplemion. Ale warunkiem tej lizy (rozpuszczenia, rozproszenia) narodów jest bezpieczeństwo, jest pokój. Przy wojnie lub wojennym zagrożeniu narody wracają.
Czy przy obecnym zagrożeniu Europy z dwóch stron, od wschodu przez Rosję, od południa przez islam, Europejczycy zjednoczą się w europejski naród? Czy raczej będą się bronić osobno? Lub nie bronić wcale?
Powszechny jest pogląd, że naród jest koniecznym warunkiem istnienia demokracji. (Demokracja bez dostatecznie uformowanego narodu staje się oligarchią lub fasadą dla dyktatur.) Wraz z poglądem Ehrenreich oznaczałoby to, że również demokracja wywodzi się z wojny!
Żeby neoplemiona stały się wspólnotami porównywalnymi z narodami, muszą być zdolne do prowadzenia wojen. Przynajmniej odpowiadania przemocą na przemoc – bo wg Ehrenreich wojna jest zaraźliwa, jest samopropagującym się memem, bo jeśli ktoś atakuje cię wojną, musisz odpowiedzieć tym samym, inaczej zginiesz (przestaniesz istnieć fizycznie) lub pójdziesz w niewolę (przestaniesz istnieć mentalnie). Czy dzieją się (już) neoplemienne wojny lub przygotowania do nich? – Tak, wśród islamskich imigrantów w zachodniej Europie. I to zapewne będzie narastało.
◀ Radziejewskiego w Nowej Konfederacji: nowy trybalizm, nowe plemiona ◀ ► Alaksieja Dziermanta: Naród jako rytuał ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/dobrowolski.jpg)
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Szlachcic na ogrodzie równy wojewodzie
--- gdzie "ogroda" (nie ogród!) oznaczała "miejsce ogrodzone" czyli otoczone obronną palisadą. Sens tego przysłowia był: "Szlachcic-wolny rycerz, w swojej obronnie umocnionej siedzibie, znaczy tyle samo, co królewski lub książęcy urzędnik - wojewoda". Czyli: jak się rycerz dobrze ufortyfikuje, to królewski urzędnik mu g..o zrobi.
Dopiero później w tym przysłowiu zamieniono "ogrodę" na "zagrodę" i zaczeto rozumieć to zdanie satyrycznie, że niby pseudoszlachcic zagrodowy ma być równy senatorowi.
Bańkowskiemu można wierzyć, bo przed etymologią był badaczem źródłowych zapisków staropolskich.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
czyli mit założycielski ... potrzebny każdej "poważnej" organizacji (od plemienia wzwyż), jak woda rybie ...
![[foto]](/author_photo/dobrowolski.jpg)
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=category&id=51:dyskusja-nad-qetymologicznym-sownikiem-jzyka-pol&Itemid=50&layout=default
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Tradycyjnie od uczonego oczekuje się tego, że wszedłszy na koturny, pełen najwyższego szacunku dla swoich prześwietnych poprzedników, będzie z najwyższą powagą w sposób jak najbardziej wyważony referował ich poglądy i formułował własne hipotezy. Autor Etymologiczego słownika języka polskiego nie dostosował się do tej konwencji. Swe tezy i sądy formułuje często z dystansu, bawi się swymi konstrukcjami myślowymi, igra słowami. Wszystkich sformułowanych przez niego twierdzeń nie można odczytywać serio jako prawd czy choćby hipotez naukowych, nie można ich traktować nawet jako odzwierciedlenia poglądów autora, bo czasem jest to po prostu intelektualna zabawa. Dostrzeże to każdy, kto przeczyta wstęp. Dostrzegli to także uczestnicy dyskusji w Radzie Języka Polskiego. A mimo to Rada wydała swoją opinię i wystąpiła do wydawcy z określonymi żądaniami. Uznała bowiem, że w swej ironii i kpinie autor przekroczył granice wymaganej obecnie poprawności politycznej.Wygrubienie moje.
Czy podjąwszy takie działania, Rada Języka Polskiego nie zajęła czasem pozycji Urzędu Cenzury? Z wyrazami szacunku
Zygmunt Saloni
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Prawa przydzelające ludność do rożnych narodów i płynące stąd nieprzyjemne konsekwencje dla narodów gorszych (obcych) pojawiały się od poczatków średniowiecza.
Np W Brytanii istniał praktycznie ścisły apartheid na linii Anglicy-Irlandczycy, z zakazem wzajemnych kontaktów włącznie.
Z kolei w miastach na prawie niemieckim uczyć się rzemiosła mógł tylko ktoś kto miał wszystkich dziadków (i babcie) niemieckich. Nie zawsze to obowiązywało, ale jednak.
Czyli ktoś, jakiś urząd pilnował takich spraw.
Czego wlaściwie pilnował?
Chyba interesu narodowego.
Pomysł o niezwykle niedawnym odkryciu pojęcia "naród", głoszą uparcie rożni lewicowi internacjonaliści począwszy od od XIX wieku.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Przykładem są nieustanne trudności z uzgodnieniem pojęć "narodu szlacheckiego" w I Rzeczypospolitej i "narodu polskiego" od czasów circa Dmowskiego.
Innym przykładem jest to, że np. Litwini w Polsce (w I Rzplitej) lub Słowacy w Węgrzech jakoś wcześniej wytrzymywali, a od końca XIX wytrzymywać przestali i się wyodrębnili narodowo i państwowo, i z nienawiścią do dotychczasowych współziomków węgierskich lub polskich.
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
niektóre "narody" ukształtowały się już przed XIX wiekiem (możemy je nazwać "historycznymi"), ale licząc od przełomu XVIII/XIX w. rozpoczął się proces powstawania (emancypacji) "nowych" narodów...już na starcie (z przyczyn obiektywnych) żywiących się antagonizmem do "starych" narodów. To zupełnie nowa jakość [stąd pojęcie narodu nie da się sprowadzić do jednej prostej definicji, bo "naród" narodowi nie równy]... Moim zdaniem "narody historyczne" to częściej "narody polityczne" kształtujące się przez wieki całe na zasadzie unii itp. związków, chrystianizacji, a przede wszystkim poddanych hegemonii jednego (tego samego dla poszczególnych prowincji) "domu panującego". Narody "nowe", to nierzadko "buntownicy" przeciwko zastanemu porządkowi (tj. domowi panującemu łącznie z warstwą jego bezpośrednich wasali czyli szlachtą i z religią panującą - patrz Polacy - Ukraińcy)
P.S.
tak sobie chciałem Panów pogodzić, bo obaj mądrze piszecie
Może dlatego że królestwa zaczęły słabnąc, i interesy dynastyczne (czyli nie ściśle narodowe) ustąpiły interesom banków i kupców.
Wojna okazała się dobrym interesem oraz sposobem na nowy podział rynku, a że do niej trzeba podręcić czyjeś ambicje narodowe i powołać lub zlikwidować jakieś państwo, to trudno.
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
(jeszcze w czasach "przednowoczesnych") zawsze była "dobrym interesem" dla jednej ze stron. Dobra, których nie można było nabyć na drodze wymiany najzwyczajniej w świecie zabierało się siłą (albo kiedy postanowiono wykończyć konkurencję wypalało się wszystko czego nie można było zabrać ze sobą do "gołej ziemi"). Chrobry który miał "debet" w "budżecie" po kilkunastu latach wojen z cesarstwem wynagrodził drużynę dobrami w Kijowie ...
I tutaj mała konstatacja ...otóż podobnie jak Wojtek uważam, że współczesny "naród" polski powstał wraz z rozbiorami (mitem założycielskim dla tego "nowego" narodu jest Konstytucja 3 maja, poszerzonym potem o legendę legionów i tradycje powstańcze). W efekcie ten "młody' (nowy) naród "wyemancypował" się z uścisku trzech monarchii, i jest zupełnie czym innym niż mógłby być gdyby w ogóle nie doszło do rozbiorów. Wszystko jednak wymyka się uproszczeniom, bo w rezultacie mamy do czynienia z młodym (nowym) narodem, który zaczął się formować jakieś dwieście lat temu ale odwołującym się do tysiącletniej tradycji...ciekawe co?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
[Mikołaj Kopernik] jako uczony oraz duchowny posługiwał się łaciną a na codzień językiem niemieckim. W tych językach prowadził korespondencję: tylko w jednym liście, pisanym z Krakowa zacytował czyjąś wypowiedź po polsku. Przed XIX wiekiem o kryterium narodowości decydowało nie to, jakiego języka się najwięcej używa, ale jakiego władcy jest się poddanym. Gdy Kopernik się rodził, prawnym władcą Prus Królewskich był od siedmiu lat król polski a zatem z tego punktu widzenia Kopernik był Polakiem. Dopiero zdziczenie nacjonalistyczne spowodowało, że w Toruniu postawiono mu pomnik z napisem: Niemieckiemu astronomowi – Rodacy a w Warszawie głoszący: Polskie wydało go plemię. Oba one były w epoce Jesieni Średniowiecza całkowitym nieporozumieniem. Wtedy można było się identyfikować z regionem, z jakiego się pochodzi ( jak Adama Mickiewicza: Litwo, ojczyzno moja). Tak w wiekach przedrozbiorowych postępowali mieszkańcy Prus Królewskich: gdy ich nazywano Pomorzanami, protestowali: Myśmy są Prusakami, Pomorzanie to mieszkają w Pomeranii Brandenburskiej. Tę świadomość regionalną zatracili upaństwowieni narodowościowo mieszkańcy współczesnych narodowych państw europejskich.
Zwracam uwagę, że naród szlachecki to zbitka nieprzypadkowa. Ci ludzie zwoływani na pospolite ruszenie przez króla nagle okazali się coraz bardziej świadomą grupą, oczekującą poważnego traktowania. A więc korporacja zawodowa zwana rycerzami przeobraziła się w naród i to stosunkowo liczny jak na owe czasy, choć zarazem ciągle elitarny, a więc spełniający w pewnym stopniu definicję "klasy średniej". Siła tego narodu ujawniała się głównie podczas pospolitego ruszenia i (niejako rytualnie) podczas sejmów. W tak zwanym "międzyczasie" rzadził król, dygnitarze i senatorowie.
Współczesnymi plemionami są niewątpliwie kibice. Blogosfera też wyraza specyficzne dążenie do "lokalności". Poza tym fakt, że harcerstwo jest passe - świadczy wyraźnie o próżni, która czymś musi zostać zapełniona. A przecież harcerstwo opiera się na neo-plemienności w swej istocie.
Co do mnie to uważam, że skłonność do tworzenia neo-plemion może być w naszej obecnej sytuacji korzystna, o ile ją wykorzystamy. Potrzebujemy pomocy Francuzów, Niemców, Anglików i innych, ale niekoniecznie potrzebujemy pomocy Francji, Niemiec i Anglii. To taka dyskretna różnica, gdy sie żyje na granicy z Mongolią ;-)
Chyba jednak nie! "Stanami" nazywano "stany sejmujące", czyli stan królewski, stan senatorski i stan poselski. Nie wiem jak Mickiewicz, ale my chyba popełniamy pomyłkę.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.