15 grudnia 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Siła z-inąd. Zewnętrzne źródła siły. Głęboki umysł
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Jacka Bartosiaka „Rzeczpospolita między lądem a morzem”: co w niej jest i czego nie ma ◀ ► Acemoğlu i Robinsona. Instytucje, głupcze! ►
O dzisiejszym temacie zacząłem myśleć zaczynając od Lema. Stanisława; z którego „Kongresu futurologicznego” Paweł Droździak wyciągnął (jak z szuflady[1]) zdumiewająco aktualne fragmenty. Lem w miarę mijania dziesięcioleci, również tych po jego śmierci, jawi się bezdyskusyjnym najwybitniejszym Polakiem minionych stu lat. A także coraz bardziej widoczna jest jego rola jako wychowawcy kolejnych pokoleń. Mógłby ktoś napisać rozprawę pod tytułem „Lem als Erzieher” na podobieństwo odpowiedniej Fryderyka Nietzschego, gdzie jako wychowawca podnoszony był Schopenhauer.[2] Otóż wydaje mi się jasne, że Lem swoją siłę – siłę przekazu, nowości, wnikliwości, oryginalności i w końcu zgodności z przedmiotem, którym jest rozwijająca się historia i futuro-storia ludzkości – zawdzięczał temu, że miał kontakt z głębokim umysłem.
Żeby to „chwycić”, przyjrzyjmy się bliżej rzeczy. Skąd pochodzi siła, która niektórym daje lepsze widzenie rzeczywistości i zdolność jej zmienienia, przestawienia na inny tor? Może pochodzić z historii, z dawnego dorobku i dziedzictwa. Tak dzieje się podczas renesansów. Eponimiczny renesans włoski z XV-go i ogólnoeuropejski z następnego wieku w osobach ówczesnych wielkich siłę brał z odkryć, lektur i rekapitulacji dorobku klasycznych Greków. Religijna rewolucja protestantów od Lutra i Kalwina brała siłę z uważnego i często dosłownego czytania Biblii i szczególnie Ewangelii. Chyba częściej ta siła wynika/ła z kontaktu z innymi kulturami i ich dorobkiem. Dla Japończyków, Chińczyków, Hindusów – a także dla nas Polaków, Rosjan i innych Słowian – odpowiednią siłę i idący za nią bodziec, wstrząs i przełom cywilizacyjny przyniósł kontakt z Zachodnią Europą (plus Północna Ameryka), przed którą trzeba było się bronić, czoła jej stawić lub dorównać i prześcignąć, w każdym razie stanowiła maksymalne wyzwanie.
Przechodząc od skali makro do mikro, czyli na poziom życia i czucia pojedynczych ludzi, taka siła – w tym siła potrzebna do bycia innym i do nie-powtarzania wszystkich ruchów za otoczeniem, za „się”[3] – często bierze się z doświadczeń bycia w innych krajach, „za granicą”.[4] Przykładem niech będzie mój Ojciec, który swoją niewątpliwą naturę oryginała, „innego niż wszyscy wokół” zawdzięczał wojennym i po-wojennym, przeważnie przymusowym podróżom, w których zobaczył sowiecką Rosję wraz z jej muzułmańskimi koloniami, kraje Bliskiego Wschodu, Włochy i w końcu Anglię. Co dało mu dystans i zewnętrzną wobec polsko-komunistycznej[5] rzeczywistości skalę odniesienia. Wciąż dla wielu (z nas) podobną zewnętrzną skalę odniesienia i niezależny punkt obserwacyjny przynoszą pobyty „za granicą”, choć może ten efekt słabnie w miarę urawniłowki świata i jego rosnącej łączliwości, czyli globalizacji. Podobnym źródłem siły jest znajomość języków innych niż rodzimy, to siedzenie na dwóch językowych stołkach, zdarza się, że więcej niż na dwóch. Drugi (lub dalszy) język, to jakby drugi dodatkowy umysł w mózgu. Wtedy nosisz ze sobą kogoś drugiego, więc masz punkt odniesienia, a ten drugi może cię uszczypnąć, gdy za bardzo dajesz się wciągnąć złudzeniom, w morzu których przebywasz.
Wielkim wynalazkiem Nowoczesnej Europy (i Am. Pn.) było w rozważanej dziedzinie obserwowanie rzeczywistości dla niej samej, możliwie bliskie zejście się z nią. Historycy powinni przepatrzeć, jaką i jak wielką rolę w rozwoju – w tym w rozwoju ku wielkości – wielkich ludzi (mężczyzn i kobiet) Zachodu odegrały obserwacje przyrody, robienie zielników, notowanie obserwacji i szkicowanie ptaków, patrzenie w niebo przez lunetę, majsterkowanie z metalami i kwasami. Wydaje mi się, że była to wielka i niedoceniana rola. Nauki przyrodnicze jako takie stały się taką dźwignią i odskocznią, niezależną skalą odniesienia, dla całej zachodniej cywilizacji. Zdaje się, że tylko Nowoczesny Zachód i wcześniej Grecy odkryli umiejętność obcowania z przyrodą ohne weiteres,[6] oko w oko i bez osłonek fantazji ni mitu.
Zbiorę: siłę niezależnego poglądu, wniknięcia i oceny, daje znajomość i doświadczenie (a) alternatywnych kultur, wśród których są te (a1) historyczne i (a2) współczesne, ale „zagraniczne”, więc „egzotyczne”. Dalej, jest to umiejętność bliskiego kontaktu z rzeczywistością nie-ludzką, nie-kulturową, więc i nie-opowiadaną, wolną od wysnuwanej z umysłu sieci baśni – więc z (b) przyrodą. Tu chętnie dołączę matematykę, która także jest nie-ludzka w tym sensie, że wolna od mitów, baśni, bajania i bajdurzenia.[7]
Carl Gustav Jung do tej listy dodał punkt, który niewątpliwie ucieszył poetów: (c) archetypy! Ale z nimi trzeba ostrożnie jak z Eugeniuszową siekierą,[8] gdyż jak Diabeł[9] z karty Oswalda Wirtha, napisane na sobie mają wprawdzie Solve!, ale z drugiej strony Coagula – więc zarówno rozwiązują i uwalniają, o co nam tu chodzi, jak i lepią i więżą, z czego właśnie chcemy znać sposób uciec.
Powoli dochodzimy do ostatecznego źródła siły krytycznej i darzącej wglądem: jest nim to, co w tytule: głęboki umysł. Jego, ciągnąc metaforę, głębokie warstwy. Będąc w tym miejscu (naszej myślowej podróży, Gedankenreise) myślimy (też) o medytacji, oczyszczeniu percepcji, o szamanach, transie, zwierzętach mocy.
Jak wejść w kontakt z głębokim umysłem?[10]
[1] W języku esperanto byłoby to jedno zwarte i dosadne słowo: eltirkestis – czyli, jakby, „wyszufladował”.
[2] Schopenhauer als Erzieher. Pod tym adresem także inne (wszystkie) dzieła F. Nietzschego.
[3] Raczej Się Heideggerowskim niż Stachurowskim.
[4] Nieustannie dziwię się, jak ten termin się przestarzał.
[5] Międzywojnie, niekiedy też czasy przed I wojną św., wtedy dla wielu były taką niezależną skalą odniesienia.
[6] Niem. „po prostu”; dosłownie „bez dalszego” (bez dalszych spraw z tym związanych).
[7] Tę serię słów na „ba-” rozciągają Lemowe „baldury i badubiny”, z innej opowieści Ijona Tichego.
[8] Careful With That Axt, Eugene.
[9] The Tarot of the Magicians, tłum. ang., cała książka w PDF. Karta Diabeł na str. 121.
[10 ] Może warto byłoby założyć stowarzyszenie czujących się uczniami i inspiracjobiorcami Stanisława Lema?
◀ Jacka Bartosiaka „Rzeczpospolita między lądem a morzem”: co w niej jest i czego nie ma ◀ ► Acemoğlu i Robinsona. Instytucje, głupcze! ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/zrodlo.jpg)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Betryzacja
Czy nie macie wrażenia, że od mężczyzn coraz częściej oczekuje się łagodności, delikatności, rezygnacji z podejmowania ryzyka? "Nie biegaj!", "Złaź z tego drzewa, zwariowałeś?!", "Namiot w lesie? Przecież są kleszcze!"
Coraz więcej jest samotnych matek, które wychowują synka do spółki z babcią i ciocią. Pojawiają się jakieś dziwne ruchy LGTB, gdzie mężczyzna już nie przypomnia mężczyzny. Przytaczanie faktów jest niekiedy nazywane "mową nienawiści" (wiemy o co chodzi). Marsz Niepodległości jest nazywany "marszem faszystów". Broni nie wolno posiadać, bo niebezpieczna. Dzisiaj przeczytałem na Facebooku wezwanie do podpisania petycji wprowadzenia zakazu uprawianiu boksu, bo podobno jest barbarzyńskim sportem.
Jednym słowem, od mężczyzn w dzisiejszych czasach coraz częściej oczekuje się, że będą potulni. Czyli to, co przewidział Lem w Powrocie z gwiazd.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.