04 września 2017
Jan Szeliga
Serial: Moja Twarda Ścieżka
Siódma Wyprawa do Miejsc Mocy w okolicach Ślęży
Przebudź swoją moc w miejscach Mocy! - Warsztaty Twardej Ścieżki Michałkowa k. Świdnicy 20 - 23 lipca 2017 r.
◀ Drugi szałas potu w okolicach Dukli ◀ ► Chodzenie po ogniu na wrotyczowych polach ►
Twarda Ścieżka, szałas potu, chodzenie po ogniu
Michałkową w Górach Sowich pierwszy raz odwiedziliśmy w kwietniu, a drugi raz w październiku 2015 r. W tym roku po raz trzeci zawitaliśmy do agroturystyki Michałówka w Michałkowej. Tym razem nasza wizyta była połączona z już siódmą wyprawą do miejsc mocy położonych w okolicy.Poprzednio do Michałkowej jeździłem przez Wrocław i Świdnicę. Tym razem postanowiłem skrócić sobie drogę i pojechałem przez Nysę i Dzierżoniów. Już przy samym końcu drogi miałem do wyboru dwie możliwości. Albo pojechać tak jak poprzednio jechaliśmy na Wielką Sowę, albo jechać trochę okrężną drogę przez Świdnicę. Wybrałem tę pierwszą możliwość.
Przejechaliśmy koło parkingu, na którym poprzednio zostawiliśmy nasze samochody, idąc na Wielką Sowę, przejechaliśmy przez miejsce, w którym poprzednio spotkaliśmy spacerującego byka i już byliśmy całkiem blisko, a nawet byliśmy już prawie na miejscu (jak się później pokazało 100 m przed naszą agroturystyką), gdy okazało się, że most jest w remoncie i nie da się dalej jechać.
Zadzwoniłem do drzwi pobliskiego domu po to, aby zapytać o drogę. Otworzyła mi Natalia, która przyjechała na wakacje do tej miejscowości gdzieś z Polski. Natalia domyśliła się, że jedziemy na warsztaty, o których skądś słyszała. Tak się później złożyło, że wzięła udział w szałasie potu. Widocznie, miałem jechać tą drogą, aby tak się stało i następnie nadłożyć jeszcze 7 km, aby objechać remontowany most i dotrzeć do Michałkowej od drugiej strony. Na szczęście inni uczestnicy warsztatów dotarli na miejsce bez problemów i gdy się już ściemniało, zrobiliśmy nad stawem powitalny krąg. Gdy się ściemniło, zebraliśmy się w domku i zrobiliśmy podróże przy bębnie.
Zbieramy się w powitalnym kręgu
Początek wspinaczki na Ślężę
W piątek po śniadaniu wybraliśmy się na Ślężę. Pogoda nam dopisywała. Było trochę chłodno, ale słonecznie. Wyruszyliśmy żółtym szlakiem z Przełęczy Tąpadła. O tej porze praktycznie nikogo jeszcze nie było na szlaku. Idąc do góry, co chwila zbaczaliśmy trochę w bok szlaku, aby przyjrzeć się ciekawym formom skalnym. Niektóre z nich były bardzo ciekawe.Idziemy żółtym szlakiem
Na szlaku
Kij Mocy
W połowie szlaku
Piramida
Przy źródełku na szczycie
Na szczycie Ślęży
Gdy dotarliśmy na szczyt, okazało się, że było tam tylko kilka osób. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć w kilku stałych punktach wybraliśmy się w drogę powrotną. Tym razem postanowiliśmy przejść koło wieży widokowej i dalej po zrobieniu medytacji przy grzechotce obok wieży, zaczęliśmy schodzić w dół niebieskim szlakiem.Przy niedźwiedziu
Na wieży widokowej
Medytacja przy grzechotce
Schodzimy niebieskim szlakiem
Zejście momentami było dość strome. Czasami droga biegła w górę i trzeba się było wspinać po skałach. Szlak niebieski jest jednak dużo ciekawszy niż żółty. Panuje tu dużo większa różnorodność form skalnych i roślinności. Energia kolejnych miejsc też bardzo się od siebie różni. Zejście w dół zajęło nam dużo więcej czasu niż wejście na szczyt.Na sam koniec naszej wyprawy udaliśmy się do oddalonej o kilka kilometrów od Przełęczy Tąpadła studni św. Świerada. Studnia ta położona jest w parku "Wenecja" kilkaset metrów od głównej drogi, która prowadzi do m. Sulistrowiczki. Idąc w stronę studni, mijaliśmy dość dużo ludzi niosących butelki z wodą. Studnia ta słynie na całą okolicę z bardzo dobrej wody do picia podobno o "cudownych właściwościach".
Rzeczywiście jak sprawdziliśmy, woda ta smakuje wyśmienicie.
Pijemy wodę ze studni św. Świerada
Studnia św. Świerada
Brama wejściowa do parku Wenecja
Było już dość późne popołudnie, gdy wróciliśmy do naszej agroturystyki. Po obiedzie zabraliśmy się do budowy ogniska do chodzenia po ogniu.Drewno było bardzo suche, więc ognisko szybko się rozpaliło. Ogień palił się dość mocno, przybierając różne ciekawe kształty.
Wspólne zdjęcie na tle stawku
Ogień rozpalony
"Zaklinanie ognia" bębnami i grzechotkami
Idziemy po rozżarzonych węglach
Gdy ogień się wypalił, uformowałem ścieżkę ognia, po której wszyscy przeszli. Ogień był dla nas bardzo łaskawy. Czuliśmy tylko lekkie ciepło w stopach.W sobotę wstaliśmy dość wcześnie i zaraz po śniadaniu udaliśmy się w stronę Czech, aby odwiedzić położone kilka kilometrów za granicą Adrszparskie Skały.
Po przejechaniu kilku kilometrów zauważyliśmy byka, który biegał z urwanym łańcuchem po drodze. Nie było to dla nas zaskoczenie, ponieważ poprzednio jadąc z Wielkiej Sowy, spotkaliśmy innego byka kilka kilometrów dalej. O ile poprzednia sytuacja z bykiem bardzo nas zaskoczyła, tak że nawet nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia, to teraz mieliśmy aparat w pogotowiu i tym samym udało nam się złapać byka w kadr. Byk czmychnął na łąkę obok drogi, a my pojechaliśmy dalej.
Spacerujący drogą byk
Przy jednej ze skał w Adrszpaskie Skały
Na tle jeziorka w Adrszpaskie Skały
Do Adrszparskich Skał dojechaliśmy dość wcześnie. W tym czasie nie było tam zbyt wielu turystów. Zwiedzanie tego miejsca zajęło nam kilka godzin, po czym udaliśmy się w drogę powrotną.Po obiedzie zabraliśmy się za budowę szałasu potu.
Budowa szałasu przebiegła szybko i sprawnie. Gdy kończyliśmy budowę, zaczął lekko kropić deszcz. Na szczęście wkrótce deszcz przestał padać. My w tym czasie udaliśmy się do domku, aby odbyć ceremonię picia kakao.
Budujemy szałas potu
Przykrywamy kocami szałas potu
Przyrządzamy kakao
Rozpalamy ognisko
W oczekiwaniu na rozgrzanie kamieni
Kamienie się grzeją a my gramy
Szałas był dość intensywny. Po szałasie większość jego uczestników weszła do pobliskiego stawku, aby się ochłodzić. Szałas zakończył się dość późno w nocy.W niedzielę po śniadaniu rozebraliśmy szałas i zrobiliśmy kilka praktyk zakańczających warsztaty.
Szałas potu następnego dnia
Pora na pożegnanie z Michałówką
Po wysłaniu orłów zjedliśmy obiad, który zakończył nasze warsztaty.Podsumowując naszą wyprawę, muszę stwierdzić, że była ona bardzo udana. Pogoda bardzo nam sprzyjała. Było dość ciepło, ale nie za gorąco. Burze i nawałnice też omijały teren naszych działań. Następnego dnia dowiedziałem się, że kilka kilometrów dalej padało bardzo mocno. W drodze powrotnej też kilka razy spotkałem intensywnie padający deszcz.
Dziękuję gospodarzom oraz wszystkim uczestnikom za miłe i bardzo owocne spotkanie.
◀ Drugi szałas potu w okolicach Dukli ◀ ► Chodzenie po ogniu na wrotyczowych polach ►
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.