22 lipca 2014
Katarzyna Urbanowicz
Serial: Prababcia ezoteryczna
Słowa twarde i miękkie czyli trochę o robalach
◀ Stowarzyszenie miłośników rasy Basset Griffon Vendeen ◀ ► Apartament z widokiem na morze ►
Wokół padają twarde słowa. Chwilami wydaje się, że już nie ma twardszych, ale nie, są jeszcze. Ich zasób zdaje się niewyczerpany. Jeśli jednak zastanowić się nad tymi słowami, coraz wyraźniej widać, jak bardzo zmieniły one sens. Do coraz banalniejszych i coraz mniej ważnych rzeczy używa się słów coraz większych, napęczniałych swoją wielkością i znaczeniem. – Ty tchórzu – kiedyś było to najgorsze wyzwisko. Dziś kilkanaście razy pada ono z ław sejmowych i mimo że jeden i drugi pan są osobami znanymi i publicznymi, żaden z nich jakoś nie chwyta za szablę. Nie podejrzewam nawet, żeby uznano któreś ze słów za na tyle obraźliwe, aby powodowało korowody w sądach. Nazwanie kogoś gówniarzem, łobuzem, przestępcą wcale nie jest szczytem obrazy.
Przesuwa się też znaczenie słów. Za mojej młodości „zuchy” (to taki przedsionek harcerstwa dla tych, którzy tego terminu nie znają) zdobywały różne „sprawności”, to znaczy umiejętności. Robinson, Indianin, jaskiniowiec i inne. Polegały one głównie na umiejętności dawania sobie rady w terenie (zdobywano je często na obozach letnich) oraz innych umiejętnościach: aktorskich, śpiewaczych, poznawania śladów zwierząt, znajomości elementów dawnych kultur (Słowianka/Słowianin). Dziś ten zasób sprawności został rozszerzony o znajomości książek lub filmów dla dzieci (np. sprawność: „fantasta/fantastka” — kiedyś uznany byłby raczej za antysprawność, — czy „gumiś”). Jest ich naprawdę bardzo dużo, ok. 180, i można zapoznać się z nimi: http://8trop.pl/pliki/sprawnosci_zuchowe.pdf
Każda ze sprawności, nawet pozornie kojarzonych z rozrywkami, wiąże się z koniecznością zdobywania pewnych umiejętności, które są opisane i skomentowane. Nie słyszałam jednak do dziś o zdobywaniu sprawności w jedzeniu słodyczy, do czego namawia pewna, obejrzana przed chwilą reklama. Na zdrowy rozsądek wydawałoby się, że do tego nie potrzeba żadnej sprawności, wręcz przeciwnie, pożeranie słodyczy to coś, czego powinno raczej się w przyzwyczajeniach dzieci unikać. Od maluczka więc wychowane na takiej reklamie dziecko uzna, że wszystko co niesie za sobą przyjemność, w miarę doświadczania coraz bardziej wyrafinowaną i niestandardową, wymaga zdobywania „sprawności” i zdobywanie jej jako takiej jest pozytywnym wysiłkiem niezależnie od rodzaju i charakteru tej przyjemności. Lubowanie się w zabijaniu, na przykład, czy dręczeniu, jest wartością samą w sobie, jeśli tylko niesie przyjemność.
W takt wielkich okrzyków uwznioślających klauzule sumienia traci się busolę moralną, mającą pokazywać jaka właściwie postawa jest słuszna i moralna, a jaka jest tylko pozorem posiadania sumienia. W operowaniu pojęciami/ideami zło/dobro całkowicie zanika rozumienie słusznego i niesłusznego postępowania czy wyboru mniejszego zła. Nie odwołuję się już do okrzyczanego przykładu prof. Chazana, ale zajmuję się ezo-światkiem, gdzie odpowiedź na pytanie, czy wolno postawić tarota kobiecie żądającej wglądu w sprawy seksualne dorosłego syna, żonatego po raz wtóry, nie jest jednoznacznie instynktownym zaprzeczeniem. „Jeśli ja jej nie powiem, to powie inna wróżka, albo drugi raz do mnie nie przyjdzie” – odpowiada któraś wróżka. Zresztą śmiało konsultuje z innymi wróżkami w grupie tarotowej na FB kwestie znaczenia kart postawionych na rodzinę brata znajomego i zajmuje się małżeństwem kogoś z tamtej rodziny, raczej nieproszona o to.
Korespondując z kimś bardzo interesującym przeczytałam m.in. taką opinię, że ezo-światek jest ogromnie nadęty, skupiony na własnej ważności i własnym posłannictwie, tak bardzo, że cała reszta umyka mu z pola widzenia.
Jeżeli jednak opuścimy go i udamy się w inne rejony świata opinii, dostrzeżemy rzeczy wcale nie sympatyczniejsze. Czytam dziś na przykład taką fejsbukową ewangelię na dzień dzisiejszy:
„Weltschmerz mija mi dopiero w takich chwilach, jak ta. Budząc się po południu z resztkami wyrzyganego jedzenia w ustach, z eksplodującą głową, całkiem nagi, pod swoją kołdrą i wciąż pijany - pomimo, że jest środek tygodnia; pomimo, że skończyłem pić o szóstej nad/ranem. Przeglądając wiadomości na telefonie i uświadamiając sobie, że straciłem kolejną istotę w moim życiu, którą dopiero co poznałem. Wypijając haustem herbatę Lipton i zamawiając dziwkę na 18. Gdy się spuszczę na jej twarz, upodlę całkowicie siebie, ukażę tu swój ekshibicjonizm, po raz kolejny będę udawał kogoś, kim nie jestem, wstawię - na domiar złego - kolejne zdjęcie ze mną, bez mimiki/głupią miną (co ludzie, to opinia). Gdy to zrobię, będę mógł dopiero zakrzyknąć: że życie ma sens!”
W komentarzach wyznawców do tej ewangelii padają nazwy związków chemicznych, które nic mi nie mówią, ale uściślają i segregują odmiany duchowości.
I może prawdziwym komentarzem będzie zupełnie inny tekst, takie haiku:
„Nigdy nie zapominaj:
Chodzimy nad piekłem
Oglądając kwiaty”
Issa (1763-1827)
Wracam więc do początku – do zdobywania sprawności pożeracza słodyczy. Wąchacze kwiatów także do tej grupy należą. Jest jednak taki punkt w czasoprzestrzeni, kiedy wszyscy tego rodzaju poszukiwacze szczęścia wewnątrz siebie przechodzą metamorfozę niczym bohater Kafkowskiej „Przemiany” z człowieka w robala. Niestety, robale nie żyją tylko dla swojego wnętrza, ich otoczenie zmuszone jest do własnych przemian i fale tych przemian nakładają się na siebie, tworząc czasem tsunami. Kto wie, czy właśnie przypadkiem nie plażujemy w takiej chwili na złocistym piasku.
◀ Stowarzyszenie miłośników rasy Basset Griffon Vendeen ◀ ► Apartament z widokiem na morze ►
Komentarze
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.