20 sierpnia 2014
Wojciech Jóźwiak
Serial: Auto-promo Taraki 3
Tarot Wirpszy i enneagram
◀ Bóg, kasa i smutek ◀ ► Co z tym dzieckiem, tym Wewnętrznym? ►
Krótka historia enneagramu jest taka: w 1970 roku na pustyni koło miasta Arica w Chile Oscar Ichazo prowadzi paromiesięczne warsztaty (lub odosobnienia) na których kilkadziesiąt osób wprowadza w enneagram. Jest to początek Ennegramu Osobowości – Enneagram of Personality. Ichazo ma wtedy 39 lat, jego biografia jest bodaj bardziej fantastyczna niż ta, którą podawał Castaneda, a ponieważ „mistrzowie” na których się powoływał, nie istnieli, należy jego uznać za twórcę enneagramu – tzn. enneagramu osobowości, ponieważ enneagram jako układ tanecznych kroków znał dużo wcześniej Georgi Gurdżijew. Jednym z arikańskich uczniów Ichazo był Claudio Naranjo, wówczas 38 l., też Chilijczyk, ale działający w USA, i jego zasługą było przeniesienie idei enneagramu do core'u alternatywnej psychologii czyli do Insytutu Esalen. Od Naranjo enneagram poznała Helen Palmer (która jest kobietą, więc nie pisze, kiedy się urodziła), która napisała sławną, przetłumaczoną na 28 języków książkę „The Enneagram: Understanding Yourself and the Others in Your Life”, 1988, którą po polsku wydał Jacek Santorski w r. 1992, pod prostym tytułem „Enneagram”. Ja przeczytałem tę książkę chwilę później, 1994-5, a znalazłszy w niej prawdziwą do bólu charakterystykę własnej osoby z jej cieniami (w punkcie 9) przyjąłem enneagram za część własnego światopoglądu.
Na początku lat 2000 enneagram wydawał mi się skończoną kompletną strukturą, przy której pozostawało tylko sięgać do książki Palmer dla znalezienia jakichś szczegółów. Moje ówczesne rozumienie enneagramu dobrze przedstawia tekst „Enneagram, czyli: być sobą na dziewięć sposobów”, który napisałem dla „Cosmopolitan”, teraz w Tarace. Rewolucja przyszła z Krzysztofem Wirpszą, którego poznałem po 2000 r. Krzysztof wtedy wrócił do Polski po paroletnich podróżach po świecie, enneagramu uczył się z innych źródeł niż te palmerowskie, i mniej z książek, a bardziej z osobistego przekazu. Jego podejście i zastosowanie enneagramu było też inne niż to, do którego nawykłem; szersze, luźniejsze, daleko mniej schematyczne i matematyczne niż to, które rozpropagowała Palmer; również enneagram w wykonaniu Wirpszy stosował się do różnych barwnych szczegółów, jak wiersze, fikcje, osobisty styl i klimat. Podejście Krzysztofa było (i zapewne jest dalej) intuicyjne i holograficzne, w tym sensie, że z drobnej części można odtworzyć całość. Od niego uczyłem się enneagramu od nowa i było to fascynujące. Krzysztof przysyłał mi do zamieszczenia w Tarace kolejne eseje o typach enneagramu i czekałem na nie tak, jak fani Harrego Pottera czekali na kolejne tomy jego przygód. (Harry Potter jest enneagramową Piątką Obserwatorem, zapewne tak samo, jak jego twórczyni.) Tamtego cyklu monografii typów enneagramu, z którego miała złożyć się książka, Krzysztof nie dokończył. Opisał typy nr 1 („Zuch” wg jego oryginalnej terminologii), 9 („Gapa”), 8 („Skurczybyk”) i 7 („Lekkoduch”). (Później artykuły te, i kilka innych, wycofał.)
Drugą rewolucję Krzysztof zaprowadził w 2009 r., publikując w Tarace – niestety, obecnie też wycofany – tekst pt. „Dodekaedr: dwanaście czakr. Wprowadzenie do cyklu.” Przyporządkował tam atutowe karty tarota do linii przejść w enneagramie (linii komfortowych i stresowych). Rozwinąłem ten temat w: „Wielkie Arkana tarota w świetle enneagramu”. I to była największa bomba. Dwa potężne systemy geometrii znaczeń zostały połączone w jeden! To tak, jak Maxwell połączył jednym układem równań elektryczność i magnetyzm, a Einstein połączył w jedno masę z energią. To podejście jest bardzo otwierające: pozwala zobaczyć nowe, nieznane wcześniej aspekty zarówno punktów enneagramu jak i kart tarota.
Jestem pewien, że Krzysztof zaskoczy nas – pozytywnie – jeszcze niejedną ideą i będę śledził jego pisanie, gdziekolwiek będzie publikował.
◀ Bóg, kasa i smutek ◀ ► Co z tym dzieckiem, tym Wewnętrznym? ►
Komentarze
Ad. “Ja przeczytałem tę książkę [“The Enneagram” by Helen Palmer] chwilę później, 1994-5, a znalazłszy w niej prawdziwą do bólu charakterystykę własnej osoby z jej cieniami (w punkcie 9) przyjąłem enneagram za część własnego światopoglądu.”
Pana wzmianka przywołała moje spostrzeżenie (od ponad 30 lat mieszkam w USA i stąd pochodzą moje enneagramowe obserwacje), że niemal wszyscy po raz pierwszy czytający o enneagramie - ze mną włącznie - inicjalnie “rozpoznają” siebie jako 9-kę. Może dlatego, że jej grzechem głównym ("root sin" wg terminologii R. Rotha) jest lenistwo – ze wszystkich pozostałych “grzechów” najmniej wizerunkowo krępujący, do którego najłatwiej się przyznać nawet pracoholicznej 3-ce (którą jako zbiorowość ucieleśnia naród amerykański)?
A może po prostu - jako że ideałem enneagramu (jako metody formacyjnej) jest przepracowanie w sobie wszystkich 9-ciu punktów - ten ostatni jest naturalnym punktem startowym (“przebudzeniowym”) w niełatwym procesie zdobywania samowiedzy?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Źle mnie Pan zrozumiał, a może ja niezbyt jasno to wyraziłam. O nic 9-tek nie pomawiam. Z moich obserwacji/rozmów wynika tylko, że dla POCZĄTKUJĄCYCH jest to typ najbardziej (na oko) “niewinny”, a przez to atrakcyjny (ale zarazem najrzadziej występujący jako charakterystyka dominująca, bo czystych typów raczej nie ma). Stąd m.in. tak częste (życzeniowe?) utożsamianie się z 9-ką. Sama przez to przechodziłam, za nic nie chcąc się przejrzeć we właściwym dla siebie “zwierciadle”. W mojej ówczesnej ocenie to mój typ (a nie jestem ani 9-ką, ani 6-ką) był “najgorszy” - i dlatego najtrudniejszy do przełknięcia. Może więc właśnie od takiej “alergicznej” intuicji należałoby zaczynać enneagramową identyfikację?
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.