28 kwietnia 2020
Wojciech Jóźwiak
Serial: Koniunkcja Saturna i Plutona 2020
Co było inaczej? Obecne i poprzednie przesilenie w cyklu Saturn Pluton
◀ Mała epoka Wodnika: lata 2020-2026 ◀ ► Retro ►
Jeden obrót cyklu Saturn Pluton temu był późny stan wojenny, lata 1982-83. Pandemia koronowirusowa dość wiernie przypomina ówczesne praktyki: policyjne rygory, ograniczenia w poruszaniu się. Wtedy zabroniono wyjeżdżania poza swoje województwo (województwa wtedy były ok. 3 razy mniejsze niż teraz), była godzina policyjna czyli zakaz wychodzenia z domu po ciemku i przez jakiś czas wyłączono telefony, wtedy nieporównanie rzadsze, albo zakłócano wstawką „rozmowa jest kontrolowana”. Teraz był/jest powszechny chociaż mający wiele wyjątków zakaz wychodzenia z domów, noszenie maseczek, a granice przywrócono wewnątrz Unii Eu. Łączności nie wyłączono, przeciwnie, znaczna część komunikacji przeniosła się z realu do internetu. W obu „stanach wyjątkowych”, tym z początków lat 1980-tych i z r. 2020 założono ban na spotykanie się ludzi, na zebrania i zgromadzenia. Z odmiennych powodów, ale z podobnym skutkiem. (Pominę to, że stan wojenny był tylko w Polsce, a rygory koronowirusowe w dużej części świata, zwłaszcza tego białego i bogatego.)
Różnica jest taka, że wtedy władza jawnie walczyła ze społeczeństwem i podział my-oni, swój-wróg był dla większości oczywisty. Ludzie władzy byli wrogami. Teraz szczęśliwie do tego nie doszło, a parlamentarne „wojny na górze” nie przenoszą się na agresywne podziały na dole.
Ale myślę o subtelniejszych różnicach pomiędzy obu kryzysami. Wtedy istniał, był, dawał znać, wywierał wpływ i formował wydarzenia autorytet kościoła katolickiego, który czuli i uznawali nawet zaprzysięgli antyklerykałowie, wolnomyśliciele lub duchowi alternatywiści, podpisanego włączając. Teraz kościół zniknął, zgasł, faded jakby powiedzieć po angielsku. Być może jest to trwałe. Wtedy w latach 1980-tych działo się religijne wzmożenie, dla większości w ramach KK, ale ta tendencja była ogólniejsza, ponieważ także w religijnej alternatywie był to czas wiosny: czas energicznych i pełnych nadziei początków i przebudzeń. Religijna alternatywa, której większość mieści się pod etykietami buddyzm i joga, była wtedy na fali. Czuło się, że to jest przyszłość, to jest wyzwolenie, że ex oriente świeci lux, wieje nowego wiatr. Na tych, którzy jeszcze nie załapali, o co chodzi i nie medytują, nie mantrują, kadzideł nie palą, nie mają oświeconych mistrzów patrzyło się jak na dziwolągi, zacofańców. Wciąga mnie ten figlarny język, ale rzecz jest poważna i prosi się o poważniejszy namysł i badania. W porównaniu z latami 1980-tymi jesteśmy teraz twardo-ziemscy, stoimy na ziemi czterema nogami, liczą się tylko fakty, a nie nieokreślone nadzieje. Wydaje mi się, że nawet subtelni filozofowie wycofali się ze swoich analiz zbiorowej świadomości wobec przewagi prostych faktów. Nie idee, wiary czy duchowe przemiany są tym, co powoduje ludźmi, za czym idą i do czego się przyłączają, ale fizyka, biologia i ekonomia. Ile CO2 przybyło, o ile wzrosła temperatura i spadła wilgotność, ile lasów wycięto lub spłonęło, ile zwierząt wymarło, czy ludzie będą mieli pracę i dochody, na co rządy jeszcze zmarnują powierzone im pieniądze. W mojej bańce ma to jeszcze takie znaczenie, że nie tylko KK faded – gdyż New Age faded też. Obie formacje nie mają propozycji.
Nieobecność buddyzmu w dzisiejszym społecznym dyskursie mnie dziwi. Dziwi tym bardziej, że to, co się odbywa, aż domaga się uzupełnienia buddyjskimi podstawami, postawienia na buddyjskich podstawach. Paweł Droździak w obu swoich wypowiedziach, tej republikowanej w Tarace, „Tezy o koronawirusie” i tej z „Polityki”: „Upadają mity. Wirus okazał się bombą mentalną” – naświetlił, że „gdy trwoga” przy zagrożeniu koronowirusem, uciekliśmy w wycofanie się z aktywności, w odosobnienie, w szlaban na kontakty. Wycofaliśmy się w introwersję! Paweł Droździak ocenia to tak, że wzbierająca wciąż cywilizacyjna i szczurowyścigowa ekstrawersja zaczęła być odczuwana jako męcząca przez to, że nadmierna i przekracza nasze mentalne wymiary, i dlatego z ulgą ja zarzuciliśmy przy okazji, jaką dał koronowirus. Ale to odrzucenie ekstrawersji i ucieczka w introwersję – w zasłonięte-zamknięte usta, trzymanie dystansu, siedzenie w domach – nie było przecież oczywiste. Zapewne były inne możliwości, inne kierunki ucieczki. Dlaczego spontanicznie jako społeczeństwo wybraliśmy ucieczkę mającą buddyjskie pozory? Wybraliśmy odosobnienie? – Tu dodam dla mniej wtajemniczonych, że słówko odosobnienie czyli retrit, ang. retreat, ma wysoce dostojny sens w buddyjskim kontekście: oznacza samotną praktykę medytacyjną, możliwą właśnie pod warunkiem odcięcia się od światowych, społecznych ani międzyludzkich rozproszeń. Wykonaliśmy więc zbiorowy gest, mający buddyjskie pozory – tyle, że bez myśli, bez nadawania temu sensu, bez świadomości. Ja bym dodał do ustaleń Pawła, że być może ujawniła się pewna nieuświadamiana intencja: że tym co cenne, i co jest ratunkiem, jest „nieporuszona przestrzeń umysłu”, owo „zwierciadło bez odbijanego”, czy jak inaczej autorzy koanów nazywali To Coś, The Thing, Das Ding (ostatni termin tytułem innego tekstu Droździaka). Co z tą nieuświadamianą intencją dalej się stanie, co dalej zostanie zrobione?
Wtedy, w latach 1980-tych, byliśmy nastawieni ucieczkowo. A kiedy zrezygnowaliśmy z ucieczek indywidualnych (ja wtedy też „uciekłem w Bieszczady”, w Beskid Niski ściśle), nastawiliśmy się na alternatywę. Nie na współ-robienie czegoś w istniejącym społeczeństwie, które wtedy wydawało się stracone, przegrane i skażone, ale na budowanie alternatyw. Alternatywnych grup i społeczności, opartych na podstawach nietutejszych, bo buddyjskich, jogicznych, indyjskich, tybetańskich, koreańskich, japońskich, indiańskich. Teraz w r. 2020 nie widzę podobnego parcia na alternatywy. Mam też wrażenie, że staliśmy się bardziej spoiści społecznie. Tamta, z lat 1980-tych wrogość, podział na my kontra oni, była warunkiem ówczesnego parcia na tworzenie alternatyw. Teraz, rok 2020, chyba jednak mamy znacznie większą świadomość i poczucie bycia całością, należenia do jednej wspólnej tkanki, do jednej sieci. Bardzo możliwe, że ostatnimi, którzy tego nie widzą, są politycy.
◀ Mała epoka Wodnika: lata 2020-2026 ◀ ► Retro ►
Komentarze
Nagle okazało się , że niektórzy moi znajomi zamknęli się w mieszkaniach i nie chcą nigdzie wychodzić ani spotykać się z najbliższymi . Dopiero z cierpliwych i spokojnych rozmów wynika, że boją się, bo mogą się zarazić i umrzeć. Mojej koleżance pomogły rozmowy o istocie wirusa ( podejście naukowe) i o nieuchronności śmierci każdego z nas.Wreszcie poszła na własną działkę ogrodową , gdzie zobaczyła mnóstwo rozmawiających ze sobą ludzi i odzyskała pogodę ducha .
Druga grupka to indywidualiści nie negujący zagrożenia ( NIKT NIE NEGUJE) ale filtrujący wszystkie informacje przez swój światopogląd i stosujący wybiórczo się do zaleceń. Chodzę na poranne spacery z moim psem "tajną" ścieżką wzdłuż torów i wszyscy spotykani tam psiarze zdejmują maseczki i toczą pogawędki tak samo jak zawsze
W moim małym miasteczku mnóstwo ludzi chodzi na spacery po mieście z torbami na zakupy i rozmawiają ze spotkanymi ludźmi trzymając odpowiedni dystans
znane mi organizacje przeniosły kontakty do internetu , w ten sposób docierając do swoich członków
Tak więc ma Pan rację, że nie ma alternatywnych grupowych podejść do rzeczywistości tylko indywidualne postawy, a to oznacza , że powrócimy do tych samych schematów pracy i życia społecznego
„Autorytet kościoła katolickiego uznawali nawet zaprzysięgli antyklerykałowie, wolnomyśliciele lub duchowi alternatywiści”, ponieważ kościół był im (oraz przywódcom ruchu zmierzającego do rozbicia obozu socjalistycznego) potrzebny do zjednoczenia społeczeństwa przeciw ówczesnej władzy. Mimo zakazu zgromadzeń i panowania jedynej słusznej ideologii w mediach pozwalał wpływać na umysły i niósł ludziom powiew wolności. Teraz stał się politykom mniej potrzebny – rządzący nadal mają państwowe media po swojej stronie, opozycja posiada własne media. „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść”. Co zaś do buddyzmu – w latach osiemdziesiątych zaczęto wydawać książki poświęcone różnym religiom i ruchom alternatywnym. Przyjeżdżali nauczyciele. Wyznawcom być może wydawało się, że łatwo osiągną oświecenie, poza tym wszelkie wizyty lamów ściągały głównie młodzież traktującą je trochę jak imprezy towarzyskie, na których można spotkać znajomych albo poznać kogoś interesującego. Poglądy zachodnich mistrzów na związki seksualne były dość liberalne (skoro przywiązanie do zjawisk i rzeczy jest czymś niepożądanym, to przywiązanie do partnerów również), co zwłaszcza chłopakom bardzo odpowiadało. Teraz są alternatywy – całe mnóstwo atrakcji: randki internetowe, FB albo „insta” itp. a słowa o rezygnacji z egocentryzmu i ratowaniu wszystkich istot jakoś chyba mniej chwytają. Mnie zastanawia jednak jak to możliwe że ruch kontrkultury wykwitł nagle w latach 60-tych w USA, gdy teraz w społeczeństwie nie pozostał po nim prawie żaden ślad, brak kontestacji? Natomiast nie sądzę, żeby odosobnienie związane z koronawirusem wykorzystywano do zagłębiania się w siebie - mamy umysł zbyt uzależniony od natłoku bodźców.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
B) Ylvaluizo, weź pod uwagę, że duchowe i religijne alternatywy nie były wynikiem manipulacji jakichś cwaniaków. W tej dziedzinie myślenie spiskowe ("teorie spiskowe") również się nie sprawdzają. Tamte ruchy i tendencje były do bólu autentyczne. A nie że ktoś dawał się złapać na takie lub inne cukierki-zanęty.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)

Główna różnica między tamtym kryzysem 1981/2/3 a obecnym 2020 jest taka, że teraz nie możliwości ucieczki. Podczas gdy wtedy była.
Ta niemożność ucieczki jest wielo-wymiarowa. Nie ma "Bieszczadów" dokąd ktoś mógłby wyjechać na odosobnienie. Dlaczego nie ma? Raz, bo ostatki względnie "dzikich" terenów zostały przez te 40 lat zagospodarowane. Została dokonana de-re-wildyzacja. Dwa, bo poszła urbanizacja i w zasadzie cała Polska (i Europa) została przykryta jednym wielkim Miastem. Trzy, bo sieci mobilne wykluczają samotność i życie w małych grupach.
Następnie, nie ma atrakcyjnych alternatywnych "ideologii". Nie ma pomysłów na stworzenie alternatywnej cywilizacji -- a czymś takim były pomysły tworzenia alternatyw buddyjskich, indyjsko-jogicznych lub New-Ageowych z lat 1980-tych. Inaczej mówiąc, nie ma opcji ucieczki do innej cywilizacji, ucieczki nie w fizycznej przestrzeni, tylko ucieczki mentalnej. Nie da się obecnie budować alternatywnych mentalnych "schronisk" lub "rezerwatów". Mamy świadomość tego, że jesteśmy jacy jesteśmy, oraz tego, że nie przemienimy się w coś innego indywidualnie ani w małych rezerwatowych grupach ("sektach").
Z tego powodu nie ma ucieczki od polityki. Jesteśmy w nieporównanie większym stopniu niż 40 lat temu skazani na politykę.
A patrząc z tego puntu widzimy też, że w polityce nie ma wentylu bezpieczeństwa, jakim 40 lat temu były zachowania i ideologie ucieczkowe. Na miejscu Rządzących bym się z tego nie cieszył.
Zwykli ludzie w nadchodzących naprawdę trudnych czasach skupią się na przeżyciu " do pierwszego", a wtedy -jak historia uczy- nie ma żadnych buntów. Protesty na większą skalę wybuchają gdy większość ludzi ma załatwione podstawowe problemy bytowe ( piramida Masłowa) oraz czas na słuchanie i rozumienie tego co mówią im działacze polityczni
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.