11 sierpnia 2017
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Działania narodowo-wyzwoleńcze pod pozorem wycinki Puszczy Białowieskiej
Na marginesie czytania Canettiego
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Canettiego: polonez ◀ ► Canettiego. Słoma i inne symbole masy ►
Wycinka Puszczy ma wyobrażeniowy sens narodowo-wyzwoleńczej wojny, czyli narodowego powstania. Tnąc Puszczę – pokazują wycinkarze – dowodzimy naszej suwerenności nad naszym krajem.
Wycinka Puszczy nie jest krucjatą. Krucjaty idą w obronie wiary, a katolickie chrześcijaństwo zbyt pewnie czuje się u nas, żeby wołało na krucjaty. Wiara w diabelskie skażenie pozostawionej luzem i dziko przyrody, więc wiara w to, że gdzie chłop nie zaorze, meliorant nie wyprostuje i nie zabetonuje, ksiądz nie pokropi, a wszyscy razem nie wystawią krzyży, tam szatany będą się lęgnąć, owszem istnieje i ma swój udział w ministerialnym niszczeniu otuliny Białowieskiego Parku Narodowego, ale nie jest to udział decydujący.
Nie wyobrażony kościół jest tam broniony, ale wyobrażony naród.
Wycinka Puszczy ma wyobrażeniowy sens narodowo-wyzwoleńczej wojny, czyli narodowego powstania.
Z: Michał Żmihorski, Twitter, 17 marca 2018. Duże zdjęcie....
Żeby uchwycić ten sens, zauważmy, że ministerialno-leśniczy atak na Puszczę został poprzedzony szczególnym przygotowaniem, mianowicie tzw. ustawą wycinkową, która zezwalała odtąd każdemu właścicielowi ziemi dowolnie wycinać drzewa rosnące na jego posesji. Z pewnymi ograniczeniami, które dla jasności możemy pominąć. Wcześniej właściciel miał obowiązek zgłosić zamiar wycięcia drzewa urzędowi gminy lub miasta i i ten zamiar uzasadnić, a urząd się zgadzał lub nie. W ten sposób drzewa były częściowo wyłączone z własności jaką stanowiła ziemia-działka, a ich własność częściowo przekazana urzędowi. Niektórzy traktowali ten stan jako uciążliwość, zapewne uzasadnioną, a inni, którym urzędy tej zgody nie dawały, jako zamach na ich własność czyli coś w rodzaju kradzieży lub wywłaszczania dokonywanego przez władzę. Ustawa wycinkowa, kojarzona z ministrem Sz., ten stan znosiła i właścicieli gruntów uwłaszczała na drzewach. Wiosną tego (2017) roku przeszła fala cięcia drzew. Obserwowałem to w mojej okolicy. W pewnym miejscu widziałem, jak uradowane dzieci (albo syn z synową lub córka z zięciem) wnosiły rodzicom prezent: nowo kupioną, jeszcze ładnie zapakowaną piłę mechaniczną. Po kilku dniach tamta posesja, dotąd w kępie starych jesionów i brzóz, świeciła golizną. Inni cięli na oślep, wydziabując dęby tu i ówdzie, bez widocznego porządku. Nie wszyscy ulegli tej manii.
Ustawa wycinkowa czyniła wrażenie obliczonej na pozyskanie sobie licznych ideowych sojuszników: oto najpierw obywatele wycinają swoje drzewa, a za chwilę minister solidarnie z nimi zaczyna wycinać Puszczę. Jak u Klasyka: „gdy wielki wielkiego // Będzie dusić – my duśmy mniejszych, każdy swego” – tyle, że w odwrotnej kolejności niż w poemacie: bo najpierw „mali” zachęceni ustawą, jęli ciąć swoje „małe” drzewa, a potem dopiero „wielcy”, czyli minister z :Lasami Państwowymi ruszyli na „swych wielkich” czyli ciąć Puszczę.
Drzewa są tu elementami metafory, są w tym równaniu zamiast czegoś innego. W małej podwórkowej skali lepiej to widać niż w tamtej wielkiej. Gospodarze-właściciele posesji dostali wolność odebrania swojej własności – drzew u nich rosnących – temu, kto im tę własność zawłaszczył, skonfiskował. Czyli komu? Onym. Wspólnym przeciwnikiem są oni. Czyli trudna do wskazania palcem, niekonkretna sfera władzy, państwa, urzędów, prawa, spraw wspólnych. Ustawa wycinkowa miała sens zezwolenia na bunt przeciw tej sferze, przeciwko onym. Ale lokalni, mali oni, te panie-urzędniczki bogu ducha winne wykonujące przepisy o ochronie zieleni, też okazali się być metaforą: metaforą potężnych onych, którzy (jakoby) zawłaszczyli Polskę. Od lat modne jest wśród prawicowych publicystów przedstawianie i uszczegóławianie wizji, w której Polska jest rządzona lub jakoś zdalnie sterowana przez obcych onych: czyli przez kompleks w którym są dawni komuniści, „wnuki ubeków”, rozwiązane (lub nie) ukryte wywiady, obcy agenci, obcy kapitał, w końcu: brukselscy biurokraci. W ich przeciwieństwie, „my”, Polacy, naród itd. w myśl tego przekonania mielibyśmy być we własnym kraju wyzuci z praw i własności. Drobną, ale uwierającą każdego (chyba) właściciela ziemi z drzewami, częścią tego wyzucia był brak możliwości swobodnego rozporządzania drzewami. Które przez to urosły do rozmiaru forpoczty obcego najazdu, obcych wojsk. Najazdu, który musi być odparty i ukrócony.
Drzewom nie pomogło to, co zauważył Canetti: że las jest ulubionym symbolem własnej masy, więc i potęgi, przez Niemców. Pewnie nikt z decydentów tamtego pisarza nie czytał, ale takie symbole działają przez skórę. Sprawa Białowieży ma strzałki wskazujące na Niemcy. Mówi się, jakoby min. Sz. zatrzymał planowaną przez jego poprzedników prywatyzację lasów, czyli, właściwie, wyprzedanie ich obcym, zapewne Niemcom. Mówi się, że niedawno w Bawarii kornik, jak teraz w Białowieży, niszczył tamtejsze lasy. Niemcy wtedy zostawili przyrodę samej sobie i stracili swoje lasy, które zamarły – a teraz tę kapitulację zalecają „nam”. W tym świetle leśnicy kierowani przez ministra wyrastają na obrońców ojczystych zasobów, ojczystego stanu posiadania, ojczystej ziemi... A to już nie przelewki. To jest walka o ojczystą całość, w której wyrażają się najsilniejsze uczucia narodowe, co byśmy o nich nie myśleli. Przy tym drzewa w lesie, dopóki nie wycięte, są podejrzane o służenie obcym onym.
Idąc za myśleniem wycinkarzy, Puszcza Białowieska została nam, narodowi zabrana. Jest chroniona, ale nie z naszej woli, tylko z jakiejś woli międzynarodowej, woli europejsko-unijnej, woli jakiegoś UNESCO. Z woli onych – którzy śmią upominać się o ten las, tak jakby już był ich, do nich należał, jakby już został zawłaszczony przez onych. W takim razie narodowa suwerenna władza nad Puszczą najlepiej zostanie zademonstrowana przez wycięcie sporego jej kawału. Tnąc – pokazują wycinkarze – dowodzimy naszej suwerenności nie tylko nad tym lasem, ale nad naszym krajem w ogóle. To jest nasze i możemy z tym zrobić cokolwiek, tak jak właściciel działki może ją wygolić, zlać roundupem i posadzić tuje i nikt mu nie przeszkodzi. Unia nam też nie przeszkodzi. Unią rządzą Niemcy, nasze lasy nie będą niemieckie – udowodnimy, że są polskie, wycinając je swobodnie.
Są dalsze odcienie. Puszcza Białowieska leży na granicy z Białorusią, większa część tego lasu jest po białoruskiej stronie i tam jest cała parkiem narodowym. Na tym pograniczu żyją polscy obywatele, którzy są trochę inni niż większość: są prawosławni i w tle mają drugi swój język wschodniosłowiański, i przy tym tradycyjnie głosują na lewicę, co skutkiem jeszcze wojennych i powojennych złych doświadczeń z „żołnierzami wyklętymi”. Tym bardziej to predestynuje to miejsce do zademonstrowania nacjonalnej większościowej siły. Puszcza Białowieska była chronioną własnością wspólnych królów polskich i książąt litewskich, ale po rozbiorach stałą się ulubioną domeną carów Rosji i to tej rosyjskiej opiece zawdzięcza ocalenie swojej pierwotności. Eksploatować ją, czyli niszczyć, zaczęli Niemcy okupujący ją podczas I wojny światowej, i to niszczenie kontynuowano za Polski. Polscy leśnicy lub zarządcy lasów mają prawo mieć nieczyste sumienie wobec Puszczy. Być może to jest jedno z głębokich źródeł ich negatywnego stosunku do tego unikalnego lasu.
W tym wszystkim jednak najprzykrzejsze jest to, że „sprawa białowieska” w perspektywie rządzącej partii, polega na zrównaniu tego, co (powinno być) wspólne, obywatelskie i niepodzielone pomiędzy indywidualnych posiadaczy – z tym, co (rzekomo) obce, bo przejęte przez onych. To co obce, bo przejęte przez onych, a nawet tylko zagrożone przejęciem przez nich, lepiej zniszczyć, zdeptać, zabić niż pozwolić, by oni tym się cieszyli.
Odgórnie rządowo zarządzone „narodowo-wyzwoleńcze powstanie białowieskie przeciw puszczy” zawiera groźniejszy ładunek toksyny, niż to pierwotnie wygląda.
◀ Canettiego: polonez ◀ ► Canettiego. Słoma i inne symbole masy ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/dobrowolski.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
A jak sie uda to jaka radocha z przekraczania zakazów prędkości!
Oczywiście, to nie jest jednak tak, że Sarmata u siebie nie jest, bo oczywiście jest i to nie sam, ale jego narracja wypływa z podświadomości wyalienowanego chama, nad którym zawsze ktoś się musi pastwić bo inaczej Sarmata nie będzie wiedział kim jest. Ten ktoś powyżej jest wszechmogący (Unia, Rosja, Niemcy, UNESCO ale także Bóg "ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie").
Motyw przewodni urojeń: "oni nam to zrobili". I ciekawe, ten motyw jest też motywem żydowskim.
Polak bez karzącej figury boskiej nad sobą nie funkcjonuje jako Polak. Odrzucenie takiej narracji sprawia, że przestaje być postrzegany jako Polak a staje się "Europejczykiem", "drugim sortem", "obcym".
![[foto]](/author_photo/dobrowolski.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Każdy zaczynając od siebie.

Skojarzenie mam dalekie z tym, że cały etos narodowo-wyzwoleńczy (okupacja, rozbiory) mieścił się w domach i był przeważnie w rękach kobiet domami władających. Idea narodowo-wyzwoleńcza łączy się nie tylko z fallicznością (powstanie- nomen omen) ale z tym, że baba siedzi w domu i pilnuje "odwiecznych polskich wartości". Ten element "matczyny" -zanikający wobec antykoncepcji, emancypacji kobiet, opustoszenia "gniazd" i ruchów feministycznych - przejął PiS. Czy PiS jest Matką Boską w głowach 40% społeczeństwa to nie wiem, ale mam wrażenie, że poprzednia władza stawiała raczej na męską dynamikę (skuteczność, zrób sobie dobrze sam) niż na matczyne karmienie jak PiS. Oczywiście na poziomie narracji a nie w realu.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Oto czym jest:
Najpierw (w porządku logicznym, a niekoniecznie czasowym) występuje partyjna ekskluzywność: gdzie mówi się: "Tylko my (ta partia), mamy i możemy mieć wyłączność na zajmowanie się sprawami wspólnymi, społecznymi, ponad-indywidualnymi."
Na powyższe myślenie nasuwa się (jak lodowiec!) ekskluzywność nacjonalistyczna: "Tylko Prawdziwi Polacy mają prawo zajmować się sprawami wspólnymi, a ponieważ Pr.Pol. są skupieni w Naszej Partii, to każdy, kto poza Nasza Partią ośmiela się zajmować sprawami wspólnymi, nie jest Pr.Pol., zatem nie należy naprawdę do naszego narodu, zatem jest obcy, jest ONYM, a jako ONY jest wrogiem."
Ściągając jeszcze raz do punktu: monopartyjny styl rządzenia motywowany nacjonalistycznym dyskursem powoduje, że wszyscy mający inne poglądy na sprawy wspólne niż rządząca partia, są przez jej wyrazicieli "wypychani za próg" i zrównywani z narodowo-obcymi wrogami.
Stary jestem, więc pamiętam czasy frakcji Moczara w PZRP około 1968 r, która robiła to samo. Smutne, że ludzie, którzy zaczynali od heroicznej i straceńczej walki z tamtym, w końcu weszli na tę samą drogę.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Dobrze pokazał to Sienkiewicz w tej oto scenie z "Potopu":
Pan Kmicic … w ręku dzierżył łuk wyborny... a wreszcie, gdy olbrzymi rajtar przypadł pod skałę i począł wrzeszczeć [, powiedział]:
— Na Boga! przeciw Najświętszej Pannie bluźni... Ja niemiecką mowę rozumiem... bluźni strasznie!... Nie wytrzymam!
I zniżył łuk ... Rajtar, osłoniwszy dłonią oczy, patrzył za śladem swej kuli, a on naciągnął łuk … wychylił się dobrze i zawołał:
— Trup! trup!
Jednocześnie rozległ się żałosny świst okrutnej strzały; rajtar upuścił muszkiet, podniósł obie ręce do góry, zadarł głowę i zwalił się na wznak. Przez chwilę rzucał się jak ryba wyjęta z wody i kopał ziemię nogami, lecz wnet wyciągnął się i pozostał bez ruchu.
— To jeden! — rzekł Kmicic.
Urażenie ("bluźnierstwo") Matki Boskiej domaga się natychmiastowego ukarania-pomszczenia winnego śmiercią. Tu nie ma dyskusji.
Religii grupa nadaje swój rys. Polski katolicyzm też specyficzny, taki po polsku zrezygnowany jak ten Chrystus Frasobliwy. We Francji, Australii gdzie dłużej bywałam- chrz. inne, radosne, wspólnotowe.
To że PiS w dużym stopniu odtwarza PRL (na poziomie deklaracji zwalczany) też odpowiada grupie a nie zostało to grupie narzucone. Nie można powiedzieć, że ci ludzie czegoś innego nie znają - bo przecież tak, granice są otwarte od dawna, ale odtwarzają PRL-owską (i totalitarną, faszystowską) narrację ze względu na swoje traumy i rozgrywanie ich, zwłaszcza lęku (np. utożsamić się z figurą władzy, wejść w jej rozkosz przemocy- gdy było sie z boku lub przez nią niszczonym). Więc religia jest wyrazem jakichś nieświadomych gier grupy. Jak zostanie przepracowany jakiś traumatyczny próg- zmieni się postrzeganie i potem dopiero religia. To są procesy masowe, nieświadome, tym sterować się nie da. I długofalowe- w sumie masy były pogańskie do kontrreformacji.
Ale co do indywidualnych poszukiwań, wglądów i rachunku sumienia poza religią- w pełni się zgadzam. Jednak mas to nie porwie, nie.
PS. Faszyszkę kupuję. Piękne :)
![[foto]](/author_photo/dobrowolski.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.