27 lutego 2019
Wojciech Jóźwiak
Serial: Medytacja i inne praktyki
Intencja?
O medytacji, jodze, magii i o jęczących religiach
◀ Medytacje o 21-szej ◀ ► Dwa przypadki, kiedy siedzisz, a nie medytujesz ►
Do niedawna wydawało mi się, że medytacja lub inne praktyki „energetyczne” powinny być związane z intencją. Lub, że są robione po coś. Ma się w nich na uwadze jakieś cel, który powinien zostać osiągnięty. Czyli, jakby, medytacja (lub podobne działanie), jeśli puszczona luzem, zmarnuje się. Pójdzie na rozkurz. O potrzebie intencji wiele razy mówiłem na warsztatach, które prowadziłem, i ta intencja wydawała mi się konieczna dla dobrej praktyki. Wprawdzie od wielu lat biorę udział w medytacjach „bezceremonialnych” w stylu Toni Packer prowadzonych przez Jacka Dobrowolskiego, gdzie nie mówi się o żadnej intencji, ale ponieważ tam w ogóle się mało mówi, to nie dziwiło mnie to.
Jakiś czas temu, parę miesięcy, lama Rinczen (ten z Grabnika), coś mi przestawił w głowie. Była wtedy w Grabniku prowadzona ceremonia tybetańskiej wadżrajany, barwna i bogato zdobiona, jak w tamtejszym zwyczaju, obserwowałem ją na FB i zapytałem lamę Rinczena, z jaką intencją jest prowadzona ta ceremonia. Odpowiedział, że z jedyną, z jaką praktyki są prowadzone: taką, żeby wszystkie istoty osiągnęły wyzwolenie z samsary. I to było to. „Wszystkie czujące istoty... wyzwolone...” – to niby jest intencja, ale przecież nie jest intencja. To „zadanie” nie może zostać wykonane w żadnym czasie. W ludzkim czasie najmniej. A jednocześnie jest to intencja, którą swoją wagą gasi wszystkie inne, te bardziej cząstkowe, bardziej partykularne, ograniczone: żeby ktoś wyzdrowiał, coś zrozumiał, kogoś pokochał, żeby jakiś interes, przedsięwzięcie się udało... Żeby „ryba poszła, piesiec poszedł” – o czym wróżyli szamani Nieńcom, czytaj tu.
Tamta tybetańsko-buddyjska intencja gasi wszystkie intencje. Jednocześnie pokazuje, że jak się dobrze przyjrzeć, to tam, gdzie w duchowych praktykach jest intencja, praktyki te stają się magią. Być może magia działa, tzn. niektórzy ludzie znają sposoby, żeby wywołać skutki nic nie robiąc, tylko przez samo ich zechcenie, siłą woli. Przeważnie jednak nie jest tak, że „co zechcesz, to się stanie” (Wyspiański, Wesele). Owszem, można praktykować magię i nie widzę powodów, żeby to negować. Ale raczej nie powinno się magii mieszać do medytacji, bo to jednak co innego, różne rzeczy.
Medytacja należy do jogi w takim sensie, jak definiował ją Patańdźali: „jest to wygaszenie zawirowań umysłu”. To wszystko, żadnego „po co”, żadnego „a co ja z tego będę mieć”. Umysłowi są wygaszane jego zawirowania i to jest wszystko. Więcej nie ma czego chcieć. Więc i niepotrzebne są intencje, które przy tej okazji miałyby „zrobić” coś innego.
W tamtej tybetańsko-buddyjskiej formule były jeszcze wspomniane „wszystkie istoty”. To jest coś ważnego. Wygaszając zawirowania umysłu, robisz to nie tylko sobą i nie tylko dla siebie. Gdy medytujesz lub wykonujesz podobną praktykę, tworzysz lub raczej współtworzysz pole. Owszem, odkrywasz sam i dla siebie pewien stan, który jest wart starań, ale nie tylko odkrywasz, ale włączasz się do niego, a ten stan, właściwie, istnieje gdzieś szerzej, dalej i oprócz ciebie. Włączasz się w to pole. A do tego stanu lub pola mogą włączyć się i inne „wszystkie istoty”, i jeśli ty tam będziesz, to im będzie jakoś łatwiej. Nie ma powodu ani sensu ogłaszać bardziej hałaśliwych intencji.
Tu jest jeszcze coś. Wyrastamy z cywilizacji, która jest przesiąknięta ludzkim wrzaskiem, który ma wymusić na jakichś wyższych istotach, żeby nas ratowały, chroniły, jedzenie i benzynę pod nos podtykały, zbawiały, przemieniały czy coś tam. By gromiły naszych wrogów i zmieniały poglądy naszych politycznych oponentów na te słuszne czyli nasze. Totalna niedorosłość. My próbujemy od tego odejść, znaleźć coś innego. To nie jest łatwe, bo nawyki się trzymają, szczególnie kiedy ich się nie rozpoznaje i nie oświetla. Jeśli nie chcemy tworzyć kolejnej jęczącej religii, to powinniśmy na to uważać.
◀ Medytacje o 21-szej ◀ ► Dwa przypadki, kiedy siedzisz, a nie medytujesz ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
- a. Komentarze piszemy zrozumiale i sensownie, poprawnym językiem i z polskimi znakami,
- ...
- c. Autor komentowanego artykułu lub administrator witryny mogą dowolnie korygować, redagować lub usuwać komentarze (patrz: Zasady wbudowane),
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Wszystko jest „po coś”, nawet spacer biedronki. Jeśli nie wiemy „po co?”, jesteśmy ignorantami. Medytacja jest „po coś” jedynie ważnym jest, by to „coś” nie stało się celem, by „palec pokazujący księżyc”, nie stał się dla nas księżycem, by nie pozwolić zaprzęgnąć naszego nowego działania do rozsiewu chwastów naszych automatyzmów, przyzwyczajeń i wad.
Czego się więc spodziewam po
medytacji? Czego oczekuję? Jakiej domagam się nagrody za podjęty
trud? Otóż, po pierwsze, spodziewam się przyjemności,
zadowolenia. Jestem człowiekiem niesystematycznym. Systematyczność
kojarzy mi się ze zniewoleniem i rutyną. Jeśli dzięki podjętej
próbie przełamię te szkodliwe dla mnie przekonanie, będę bardzo
zadowolony.
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.