08 października 2014
Wojciech Jóźwiak
Serial: Auto-promo Taraki 3
Czy jestem sobą? Czy czyjąś kopią?
◀ Inspiracje zjazdowe (niektóre) ◀ ► Mem a mit ►
Czasem mam takie poczucie. Że to, co robię i co ze mną się dzieje, jest tylko jakąś ułamkową niedoskonałą i częściową kopią wydarzeń, które ktoś inny realizuje w swoim życiu w pełni. A jeśli nawet nie w w pełni, to bardziej niż ja, głębiej, w bardziej nasyconych barwach. Ktoś to realizuje, albo nikt – bo może też być tak, że tamten ideał, który kawałkami przebija się przez moje życie, nie jest w pełni realizowany nigdzie i przez nikogo, pozostaje ideałem.
Osiem lat temu byłem na warsztatach śpiewu na Dolnym Śląsku, wtedy wydawało mi się, że w końcu zaśpiewam, do czego nie doszło, ani wtedy, ani dotąd. Był upał. Grupa pod wodzą pewnej Rosjanki usiłowała zmóc tamtejsze pieśni. Napisałem wtedy:
W wolnych chwilach czytałem tam nową książkę Mariusza Wilka pt. "Wołoka". Wilk, Polak młodszy ode mnie o pięć lat, od kilkunastu lat mieszkający na Północy Rosji, na Wyspach Sołowieckich, gdzie są stare klasztory, a kiedyś łagry, opisuje Rosję od jej wnętrzności, u nas całkiem nieznanych. Miałem więc podwójną dawkę tamtego kraju: w lekturze oniryczne rejsy Wilka po Biełomorkanale, w realu pieśni Iriny z Tweru. Może miałem w horoskopie na ten czas pisaną podróż do Rosji, tylko nie umiałem rozpoznać tego zapisu i nie zrealizowałem? Jeśli faktycznie istnieją równoległe rzeczywistości, to pewnie w jednej z nich tamtejsza kopia mnie to zrobiła: jeździła po tamtejszym odpowiedniku Rosji, zanurzała się w tamten świat, co ja tu pod Głogowem naśladowałem niby obserwator platońskich cieni. Dokucza mi myśl, że jesteśmy ledwie nieudanymi, niedokładnymi kopiami bardziej doskonałych i pełnych bytów, które gdzieś w równoległym świecie żyją pełnią życia, które i nam niby było pisane, ale bokiem przeszło gdzieś.
Więcej jest w: „Quaritz, Taxodium, Rogala ...czyli: zdjęcia robione w upał” (2006-07-23).
Kiedy indziej nawet urządziłem warsztaty, na których mieliśmy namierzyć tego Idealnego Kogoś, kto jest naszym wzorcem, tego Pełnego i Autentycznego. Nazwałem go „Awatarem”. O tych warsztatach przeczytasz tu: „Wywoływanie awatarów. O retricie Twardej Ścieżki 5-10 listopada 2011”. Napisałem tam m.in.:
...awatarem jest więc czyjś ukryty potencjał – to czym-kim mógłbyś się stać, gdybyś mógł... Gdyby ci było wolno, gdybyś potrafił, miał odwagę, trafił na inne warunki, inną epokę itd., lub może tylko w jakimś momencie życia podjął inne decyzje, zamiast tych, które zapakowały cię w obecną klatkę.
To poczucie, że jest się czyjąś częściową kopią, ma podbudowę w astrologii. Urodzeniowy kosmogram, czyli ten planetarny wzór, który istniał w chwili twoich narodzin i który odczytuje astrolog, przeważnie jest jakoś niedoskonały. Aspekty nie są ścisłe, a gdybyś się urodził/urodziła pół dnia wcześniej, to byłyby ścisłe. Planety nie leżą na osiach, a za godzinę właśnie na osie wejdą. Kiedyś urodzili się Albert Einstein, Meryl Streep, Vaclav Havel... lub dowolny wielki i sławny człowiek, ale w świecie żyli lub żyją dosłownie setki ich horoskopowych bliźniąt, czyli ludzi urodzonych przy tych samych lub podobnych ustawieniach planet, i o nich i ich czynach i życiorysach nic nie wiemy – jednak astrologia każe się domyślać, że coś z tamtymi celebrytami mieli wspólnego, może właśnie byli ich niedoskonałymi kopiami. Więc zapewne wśród twoich horoskopowych bliźniąt jest ktoś, kto jest bardziej tobą niż ty sam/a.
O podobnym pisze James Hillman w nowo przetłumaczonej na polski książce „Kod duszy” (The Soul's Code), gdzie tego awatara nazywa geniuszem, a wydarzenia, podczas których się on objawia w życiu osoby: powołaniem. Hillman daje przykład czteroletniego Yehudiego Menuhina, który zapragnął dostać skrzypce, ale zareagował płaczem i gniewem, gdy dano mu zabawkę: „Nie dla dzieci...”
Geniusz Menuhina skierował go na drogę trudną, ale wybitnie społecznie cenioną. A co ma ktoś, czyj geniusz próbował skierować go na drogę... niemożliwą? Albo jakoś głupią i społecznie nieakceptowaną?
◀ Inspiracje zjazdowe (niektóre) ◀ ► Mem a mit ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/teresti.jpg)
Są te wersje podobne fizycznie, mają zbliżone zdolności i podobne losy. Nie identyczne, bo zdarzenia losowe w ich żywotach mogą dawać inne rezultaty.
Ich życie jest w pewnym stopniu sprzężone. Jeśli osobnik A znajduje na ulicy w naszym świecie 1 zł, to jakiś jego "bliźniak A1", gdziś tam we wszechświecie wygrywa np milion w totka.
Zapewne jedna z wersji osiąga szczyt możliwości, a inne są "niedorobione".
Utalentowane - lecz zbyt słabo by żyć lekko, szczęśliwie i długo cieszyć się sukcesem.
Ostatecznie można powiedzieć że w myśl tej hipotezy śmierć nie istnieje. Ginie tylko pojedyńcza wersja człowieka, reszta żyje, lub jeszcze się nie narodziła.
Trochę pocieszające, a trochę makabryczne.
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
"... Jeśli [jak pisze Jerzy] osobnik A znajduje na ulicy w naszym świecie 1 zł, to jakiś jego "bliźniak A1", gdziś tam we wszechświecie ...." ... ,...[moim zdaniem] powinien zgubić 1 zł.
Wydaje mi się, że jeżeli ci osobnicy są (powinni być) jakoś ze sobą związani to chyba wszystko też powinno bilansować się "na zero", co wynika min. z zasady zachowania energii. Moim zdaniem tak samo wiążącej w przypadku istnienia jednego (jedynego) Wszechświata jak i Wieloświata.
(oczywiście, nie upieram się...)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Zapisuję czterem żywiołom
to co miałem na niedługie władanie
ogniowi - myśl
niech kwitnie ogień
ziemi którą kochałem za bardzo
ciało moje jałowe ziarno
a powietrzu słowa i ręce
i tęsknoty to jest rzeczy zbędne
to co zostanie
kropla wody
niech krąży między
ziemią niebem
niech będzie deszczem przezroczystym
paprocią mrozu płatkiem śniegu
niech nie doszedłszy nigdy nieba
ku łez dolinie mojej ziemi
powraca wiernie czystą rosą
cierpliwie krusząc twardą glebę
wkrótce zwrócę czterem żywiołom
to co miałem na niedługie władanie
- nie powrócę do źródła spokoju
Nie wiem, czy to, co powiem, nie jest objawem nieświadomości, ale nie miewałam takiego poczucia, o którym pisze Wojtek. Kiedy ktoś wyjątkowo trafnie w jakimś współbrzmieniu z moim sposobem odbierania (tu ważność okoliczności, miejsca, czasu, stanu ciała) potrafi coś wyrazić - w wierszu, krótkim komentarzu, piosence, a nawet na ceramicznej płytce błyszczącej nieznanymi hieroglifami:), czy też podając upieczone cudownie pyszne ciasto, nie postrzegam tego kogoś jako potencjalnej kopii. Ona/on to ona/on a ja to ja chociaż z nimi, wbrew, poza czasem, nie przeciw. Uznanie dla umiejętności rozwinięcia jakiejś cechy - zdolności nie przekłada się na czynienie ideału. Zdarza się mi patrzeć/słuchać w zachwyconym osłupieniu, nawet, gdy na moment pojawia się zazdrość, to jest to ukłucie w rodzaju - dlaczego ja nie potrafię - przecież też TO czuję, podobnie rozumiem, odbieram. Znam odpowiedź. W pewnym momencie życia zdecydowałam, wiedząc tyle ile wtedy wiedziałam, rozwijać inną swoją zdolność.
Od jakiegoś czasu nie to, że miewam, ale wyczuwam jakieś usiłowania pedagogicznego wrzucenia mnie w taki koncept: ja realne a ja idealne. Zdaję sobie sprawę (w ograniczonym zakresie rzecz jasna, pytanie jak bardzo) z nakładania się na siebie różnych naszych ja, także tego ja, które nie jest realne nie jest idealne, ale jest oczekiwane przez innych ludzi. Czy one w ogóle dają się oddzielić?
Co w nas w połączeniu ze światem decyduje, że ten a nie inny talent jest "lepszy", "ważniejszy", "bardziej godny" realizowania niż inny, który też posiadamy? Jeśli tylko wola, to i owszem talent się rozwinie, pokaże swoją manifestację w realu, zostanie nawet dostrzeżony i doceniony, brzmi, ale wybrzmiewa chłodem. Wola z serdeczną miłością (kolejne słowo kolos na glinianych nogach).
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
A teraz bardziej serio. "Czasem mam takie poczucie. Że to, co robię i co ze mną się dzieje, jest tylko jakąś ułamkową niedoskonałą i częściową kopią wydarzeń, które ktoś inny realizuje w swoim życiu w pełni." Ja mam takie poczucie, gdy wchodzę do supermarketu albo molocha.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.