15 lipca 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Antropocen powszedni
Czytanie Naomi Klein „To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat”
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Ile dębów powstrzyma globalne ocieplenie? ◀ ► Klein, „Kapitalizm kontra klimat” i tamten moment historii ►
To już tak dawno? Książka Klein oryginalnie wydana w 2014, pisana głównie w 2012, powołuje się jako na aktualia na źródła z okresu kryzysu banków 2008. Chociaż to 6 lat temu, licząc od 2012, to czyta się już wyraźnie jako dokument czasu minionego. Być może w procesach antropocenu wiele się nie zmieniło, ale w życiu świata (tzn. ludzi na Ziemi w ich wymiarze ogólnym) – tak. Astrologicznie, Klein pisała przed kwadraturą Uran Pluton, która w 2012 dopiero się zaczynała. Politycznie, pisała przed stanięciem Chin jako równorzędnego rywala USA, przed turbulencjami w krajach arabskich, przed IPIL (albo „ISIS”, ale przez szacunek dla egipskiej bogini wolę polski skrót), przed kolejną serią islamskiego terroru w Europie, najazdem migrantów na Węgry i willkommen rządu Niemiec, przed Majdanem, Krymem i Brexitem. Stanom Zjednoczonym prezydował jeszcze szczęśliwy Obama, nie arogancki Trump, a Putin nie był jeszcze tak wypasiony jak później. Nie zauważając politycznych tasowań, poziom CO2 regularnie rósł, przybywało plastiku w oceanach, płonęły lasy, ginęły orangutany (futaże z udziałem z tych rudych męczenników zlewają mi się jedno ze zdjęciami z zagłady getta), odstrzeliwano wieloryby, wybijano ostatnie nosorożce gwoli erekcji chińskich impotentów. „Nasz i tak już wystarczająco nieszczęśliwy kraj” (jak mawia Stanisław Michalkiewicz) – tzn. jego rząd – dołączył do ścisłej czołówki niszczycieli wycinając ostatni naturalny las w Europie. Jeszcze wyraźniej widać to, czym martwiła się Autorka 6 lat temu: główny nurt światowa opinii publicznej odwrócił się od Sprawy Klimatu. Znudziło się, przestało martwić, wygrał BAU (business as usual) i „jakoś to będzie”. Pewnie jakoś będzie, Ludzkość paląc powoli swój jedyny dom usiłuje jakoś tam być w tym, jakoś się przystosować. Ma to szczęście, że Krnąbrna Ziemia, Defiant Earth – tytuł książki Clive'a Hamiltona, 2017 – wciąż jest dziwnie łagodna i w klimatycznych ekstremach giną po dawnemu setki, nie miliony. To jest teraz najciekawsze pytanie: kiedy przestanie? Być łagodna?
To my winni? Jako początkowy moment, kiedy sprawa klimatu przeniknęła do świadomości publicznej (koniecznie trzeba dodać: w Anglosferze), Naomi Klein podaje 23 czerwca 1988: wtedy James Hansen, wysoki funkcjonariusz NASA zeznał w przesłuchaniu przez kongresem USA, że globalne ocieplenie jest stwierdzone i pewne, na 97%. (Ten poziom pewności utrzymuje się do dziś, przynajmniej tak można wyczytać w tej książce.) 1988! Trzydzieści równo lat temu. Ja wtedy, mając trochę mniej niż 40 lat, pracowałem przy remontach wysokościowych: wisząc na linie z dyszą do piaskowania próbowałem raczkującego wtedy u nas kapitalizmu. Ale to, jak duszona przez socjalizm ludzka energia, także moja osobista, usiłowała przełamać tamy ówczesnego idiotensystemu, zasługuje na osobne analizy. Tymczasem Klein ciągnie w tym miejscu swoją opowieść, że oto właśnie wtedy wydarzyło się coś, co pokrzyżowało szyki obrońcom Planety. Pisze gorzko: „Tak zaczął się [od wyrazów przebudzania się ekologicznej świadomości, wtręt mój, WJ] rok 1989, ale zakończyć się miał całkiem inaczej.” Oto, kontynuuje, „w następnych miesiącach przez kontrolowany przez Sowietów blok wschodni … przetoczyły się masowe wystąpienia … w listopadzie obalono mur berliński.” I tę jesień Ludów, pisze Klein, wykorzystali „prawicowi ideolodzy z Waszyngtonu … żeby zdławić wszelką konkurencję polityczną[:] socjalizm, keynesizm i ekologię głęboką.”
Oj tak. Gdybyśmy posłusznie siedzieli pod ruskimi czołgami i recytowali Lenina, wszystko byłoby w porządku: biedacy z dzikiego wschodu nie przeszkadzaliby, ekologiczna świadomość Zachodu rozkwitłaby. A tak, ciemne siły wolnego rynku wzięły górę. Więc to my byliśmy winni?
Ale ironizowanie niczego nie wyjaśni. Wskazuję ten moment i te cytaty jako wyraz pewnej granicy dzielącej mnie od tej książki. Na tę granicę lub różnicę wciąż w tej książce natrafiam. Mam za sobą inne doświadczenia niż Autorka. Nie są tylko prywatne: w jakimś stopniu oddają różnicę doświadczeń zbiorowości, do których przyszło nam należeć. Ja żyłem ileś lat pod socjalizmem, Naomi Klein nie. Nie wiem, czy się zrozumiemy. (Inne różnice też są, w końcu ja czytam jej książkę, nie odwrotnie.)
Proces wtórny. Arnoldowi Mindellowi, twórcy psychologii procesu, zawdzięczamy to cenne pojęcie. Procesy (psychiczne) pierwotne, to te, których podmiot jest świadomy, o których mówi, chce ich i planuje je lub stawia otwarty opór. Procesy wtórne to te, które dzieją się – z nim i w nim – bez jego udziału, nie wie o nich lub nie ma sposobu ich nazwać. Naomi Klein umieszcza dwa procesy w jednej epoce. Dla nas, astrologów, epoka ta jest ostatnim jak dotąd obrotem cyklu Saturn Pluton. Zaczęła się od koniunkcji tych planet i śmierci Breżniewa w 1982 r., w 2020 dobiegnie końca. Nazwałem ją „epoką imienia Fukuyamy”, tamtego głosiciela rynkowo-demokratycznego końca historii. Proces globalizacji (wciąż nie wiem, dlaczego ta g. budzi taką furię wrogości u Klein...), marketyzacji i parlamentarnej-demokratyzacji, który szedł w tej epoce, był procesem pierwotnym – tego chciano. Właśnie to rządy i inne siły inicjowały, zaprowadzały, umocowywały. Holokaust przyrody, którego częścią jest emisja CO2 i innych gazów cieplarnianych, czyli sprawa klimatu – zaistniał jako proces wtórny. Bo też nie jest tak, że kiedy się pacjentowi ujawni jego wtórne procesy, to ona/ona od razu pójdzie śladem terapeuty i zrobi wszystko, by się ich wyzbyć. (Przestanie np. dłubać w nosie, spóźniać się na ważne spotkania i wyleczy wadę serca, gdy to jeszcze jest możliwe.) Nie: prędzej rewelacje uświadamiającego go/ją eksperta wciągnie, jak wiele innych rzeczy, do ciemnego worka procesów wtórnych. Zapomni o sesji, odtłumaczy sobie, zmieni terapię na mniej dokuczliwą. Tak się najwyraźniej stało z Ludzkością w epoce im. Fukuyamy. Temu zapominaniu bardzo pomagano, Klein wymienia konkretne firmy, fundacje, stowarzyszenia i osoby. – A procesy wtórne idą. Swoim tempem. W końcu wybijają jak brudy spod zlewu. Zobaczymy.
Winna skala? Coś zaczyna mi się wyjaśniać. Nie chodzi o to, by ganić zły kapitalizm i chwalić dobry socjalizm (lub odwrotnie), gdyż tych dwóch rzeczy nawet nie można porównywać, bo nie można na jednej wadze postawić rzeczywistości i projektu. Jako takie, należą do innych warstw bytu. Socjalizm jako projekt należy do Lacanowskiego wyobrażeniowego, jest mieszkańcem świata opowieści, podczas gdy kapitalizm to rzeczywiste: bo ludzie w rozmaitych okolicznościach tak lub inaczej będą wymieniać się rzeczami i świadczeniami, i dla tej wymiany znajdą taki lub inny pieniądz. Nie można też przeciwstawiać sobie, jak dalej spróbuję to wykazać, dwóch konkurencyjnych projektów wraz ze wspierającymi je narracjami: tutelaryzmu i marketyzmu. (Sorry, musiałem wprowadzić dwa neologizmy, żeby uwolnić się od tamtych słów na „s” i „k”. Tutelaryzm stawia na solidarność, opiekę, równość, wspólnotę i dzielenie się. Marketyzm na indywidualną zaradność, sprawność, niezależność i „świętość umów” umożliwiającą wymianę.) Problem jest taki, że na poziomie parterowym oba projekty i zarazem narracje lub ideologie są na swój sposób dobre. I właściwie, uzupełniają się, trochę podobnie jak tradycyjne role kobiety-matki i mężczyzny-ojca uzupełniają się w rodzinie. Jednak na podstawie jednej i drugiej rozbudowywane są systemy nieludzkie, krzywdzące, niesprawiedliwe. Tyranie i molochy. Opieka, ochrona najsłabszych, mianowicie wyzyskiwanych robotników przemysłowych i ich rodzin, posłużyła za źródłowy pretekst do zbudowania koszmaru komunizmu. W łagodnych wersjach krajów oświeconych opieka nad „słabymi, ubogimi” służy za nieustanna wymówkę dla grabienia ludności podatkami, które idą na rozrastającą się i przeważnie zbędną „klasę polityczną” i biurokrację. Libertarianie (śmietanka marketyzmu), których tak nienawidzi Klein, zaskarbiali sobie sympatię opowieściami o naturalnych przewagach wolnego rynku nad państwowym zarządzaniem: oto, gdy ktoś mi chce sprzedać pewien towar lub usługę zbyt drogo, to ja mogę pójść do innego oferenta, który sprzeda mi to samo taniej (zasada wolnej konkurencji). A jeśli niczyja oferta mi nie odpowiada, mogę sam wyprodukować to coś i sprzedawać taniej niż inni, i jeszcze na tym zarobić (zasada swobodnej inicjatywy gospodarczej). Libertarianie i inny marketyści podbijali nasze serca wizją „krótkich sprzężeń”: oto, zamiast czekać na decyzje odległej, oderwanej i często impotentnej centrali, zróbmy coś sami! Tu, na miejscu. Lokalnie, na dole, w zasięgu zwykłego człowieka, nie oglądając się na „górę”. Ciekawe, że o „krótkich sprzężeniach” i właśnie tymi słowami pierwszy pisał... kto? – Stanisław Lem w zamierzchłym niby wojny napoleońskie roku 1957, w książce „Dialogi”. – Ale by tak się działo, centrala, czyli rząd, państwo, ma nie przeszkadzać, nie krepować „regulacjami” (których luzowanie tak wścieka Klein) ani dusić podatkiem (którego Klein wielokrotnie potwierdzaną miłośniczką).
W końcu ja pisząc niedawno o rozpraszaniu się, o rozproszonych technologiach, o rozwiązaniach mutualnych i rozrzedzonych, miałem na myśli podobne zejście do parteru, podobną oddolność – na którym to poziomie to, co tutelarne (opiekuńcze i wspólnotowe) wcale nie kłóci się z tym, co marketowe (wolnorynkowe).
Autorka też dobrze wie, że mieszkańcy parterów nie mogą ufać centralom i innym wielkim systemom:
Przywołana przez Naomi Klein powódź w Nowym Jorku była 29 października 2012, w ramach huraganu imieniem Sandy. Ja rozważania o systemach rozproszonych napisałem bez huraganu – gdyż pod Warszawą, w najbogatszym przecież województwie, wystarczy całkiem nieduży wiatr, by padł prąd i internet, a nawet bez tego.
Rozproszone technologie muszą być wsparte czynnikiem ludzkim, czyli zaufaniem i solidarnością, i tu z Autorką zgadzam się całkiem. Oto: „[powódź z 2012 r.]...
Znów: nic dodać ni ująć.
A jednak tak się dzieje, że na obu tych parterowych bazach, i tutelaryzmu i marketyzmu, budowane są, jako ich „nadbudowy”, systemy molochowe, niewolące, kradnące, wyzyskujące i skłócające ludzi. Wspólnoty stają się fundamentem dla tyranów. Wolny rynek powyżej pewnego rozmiaru pozwala nielicznym gromadzić bogactwa i moc społeczną, pozostawiając większość z pustymi kieszeniami i ze sprawczością – czyli mocą – równą zero. Tyrania państwa usprawiedliwia się tutelaryzmem, czyli „opieką społeczną” i takąż „sprawiedliwością”. Tyrania korporacji usprawiedliwia się marketyzmem, czyli dobrocią wolnego rynku.
◀ Ile dębów powstrzyma globalne ocieplenie? ◀ ► Klein, „Kapitalizm kontra klimat” i tamten moment historii ►
Komentarze
A jak chce ktoś się doszukiwać czegoś na siłę to patrząc na dawny blok wschodni to są podstawy twierdzić, że gorszy jest akurat system komunistyczny.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Dotąd przeczytałem 35% książki i być może w dalszych rozdziałach znajdę miejsca z mniej uproszczonymi twierdzeniami. Autora pisała książkę przez kilka lat i mogła w trakcie trochę zmienić poglądy: oby.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Co do generalizacji: za negatywne zjawiska eko. odpowiada dominujący model cywilizacji oparty na wzroście: dochodów i konsumpcji.
I to działa, niezależnie, czy jest wolny rynek (USA), czy biurokratyczna regulacja (UE), czy władza partii kom. (Chiny).
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Na pewno dobrze, że mówimy i piszemy o tym, dobrze aby tematyka rozchodziła się jak najszerzej po noosferze. Czy możliwa jest oddolna presja na liderów światowych zanim...? Czy za kilka lat nie nadejdzie czas dla lewicy? Co powie następny spektakularny Tarot Wojtka?
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Na razie nie na tle tarota tylko astrologii widzę coraz lepiej, jak wiele zmieniło się i procesów ruszyło na przejściu od obrotu cyklu Saturn Pluton "Zimna wojna" do obrotu "im. Fukuyamy", czyli w latach ok. 1979-1991 z centrum w 1982 r, śmierć Breżniewa. Upadł komunizm rosyjski. Chiny zaczęły się uprzemysławiać kapitalistycznie. Na Zachodzie w dużym stopniu rozpadła się lewica. Dominantem stał się "neo-liberalizm", czyli doktryna poluzowanego rynku i wycofania państwa z gospodarki. Lyotard w 1979 ogłosił postmodernizm! New Age wszedł. I na tym tle wyświetlił się problem przegrzania od CO2, a potem inne anty-eko-plagi.
Teraz z nowym obrotem cyklu (2020!) nastąpi wielka przebrzebka, i na pierwszy plan wyjdą procesy, które dopiero teraz się zaczynają lub wyjdą z cienia te zepchnięte.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Pytanie, do ilu ppm CO2 wzrośnie, jeśli ludzie spalą wszystkie dostępne kopalne paliwa? pewnie ktoś to wyliczył, ale dotąd nie znalazłem.
Podobno nie jest możliwe ocieplenie typu "ucieczkowego" -- "runaway", tzn. przejście Ziemi w fazę podobną do Wenus, z wygotowaniem się oceanów. To by była jakaś pociecha.
Nie znalazłem (jeszcze) liczbowych danych na temat skutków ewentualnej katastrofy metanowej czyli wycieku do atmosfery metanu z klatratów i z marzłoci.
Nie znalazłem też świeżych wyliczeń, co będzie jak termohalina zablokuje się od topniejącej Grenlandi. Dawniejsze pomysły pokazywały, że wtedy chociaż Ziemia będzie się średnio ocieplać, to Europa, zwłaszcza ta bardziej północna, przeciwnie -- ochłodzi się. Czyli byłaby klęska w klęsce.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
17-07-2018. Wojciech Jóźwiak. Antropocen powszedni. Klein, „Kapitalizm kontra klimat” i tamten moment historii (→ Futurologia i współczesność)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.