05 września 2017
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
O ciele, ciąg dalszy
◀ Co mówi twoje ciało? ◀ ► Clive’a Hamiltona: antropocen, czyli gry i zabawy na titaniku Ziemia ►
Autorzy komentarzy pod poprzednim odcinkiem kilka ważnych spraw poruszyli.
Czy astrologia potrafi odczytywać ciało z kosmogramu?
„Zapewne sprawni astrologowie po zobaczeniu kosmogramu są w stanie powiedzieć, jak wygląda lub będzie (jeśli to małe dziecko) wyglądać dana osoba” (Arkadiusz).
No właśnie, „zapewne”! Ten pogląd nie odnosi się do realnej astrologii lub astrologów, tylko do mitologii astrologii. Astrologia ma swoje mity. (Głównym jest ten, że „astrolog widzi przyszłość”.) Ja dotąd nie znalazłem nigdzie i żadnych wiarygodnych wskazówek, jak wygląda osoba, której horoskop oto mam. Tzn. nie znam i nie znalazłem żadnych reguł, które by pozwalały określić wygląd osoby na podstawie jej urodzeniowego kosmogramu. Z drugiej strony, skoro sposoby astrologii dają wgląd w psychikę osoby, często bardzo trafny, to dziwnym byłoby, gdyby układy planet nie miały nic wspólnego z formą ciała. Być może ten fragment astrologii jest zaniedbany. Zapewne wymaga jakichś prac badawczych. Jeśli tak, to nie wiadomo, od czego zacząć. Jeszcze jest ta krótkość (shortage), że o ile istnieje dość dobra wiedza o typach psychicznych, np. ze są ekstrawertycy i introwertycy, neurotycy i opanowani itd., to nie ma dobrej typologii form ciała – takiej, która byłaby użyteczna dla astrologa. Bo na pewno w horoskopie nie widać różnicy między wysokim a niskim, ani między grubym i chudym. Więcej: znam ze swojej praktyki pary osób, które miały uderzająco posobne urodzeniowe kosmogramy, a nawet były niemal bliźniętami horoskopowymi, i były nawet podobne z rysów twarzy – a jedna była niska, druga wysoka.
„Ciało jest w doskonałej unii z umysłem...” (Arkadiusz)
To dlaczego i Katarzyna i ja pisaliśmy o czymś przeciwnym? Czyli o braku tej unii, o buncie umysłu przeciw ciału lub ciała przeciw umysłowi? Ta rzekoma „doskonała unia umysłu i ciała” to – na mój gust – takie hasło, które bardziej zaciemnia niż wyjaśnia. Temat ma ogromną tradycję. Nazywa się „zagadnieniem psychofizycznym” i jest od wieków wałkowany przez filozofów, zdaje się, że bez rozstrzygnięć. Najtęższe umysły, w tym Kartezjusz, nie wiedziały, w jaki sposób umysł (lub „dusza”) spina im się z ciałem. Dla przybliżenia sobie sprawy, radzę rozważyć tematy: „myślę ciałem” i „poruszam ciałem przez umysł”. Oba te rozważania nie są do wykonania podczas siedzenia za biurkiem przy kompie: są to raczej ćwiczenia jogi. Dalszy ciąg pierwszego polegałby na obserwacji, co się dzieje w moim umyśle podczas przyjmowanych pozycji ciała – nawet nie jogicznych, tylko jakichś bardziej zwyczajnych, np. różnica w myśleniu między zgarbieniem się i zwieszeniem głowy, a wyprostowanie i uniesieniem podbródka i oczu. Dalszy ciąg drugiego szybko doprowadzi cię do wniosków negatywnych: pewnych „umysłowych”, tzn. zaprojektowanych myślą i wolą ruchów ciała zwyczajnie nie wykonasz! Ja mimo lat jogi nie dotknę czołem do kolan mając wyprostowane nogi. Siedząc na krześle i mając stopy na ziemi i kolana pod kątem prostym, nie wstaniesz. Itd. Czyli zamiast rzucać erystyczne figle (jak tamten o „unii”), radzę sprawdzać, jako to jest. I co to znaczy.
Dusza nad umysłem i ciałem?
„...Obie te formy [cało i umysł] są przejawem celu naszej duszy.” (Arkadiusz)
Oczywiście, znam i wszyscy znamy pogląd o tym, że jest „to trzecie”, które jest nadrzędne. (Gdy się pisze/czyta o gnozie i gnostykach, to tam jest inna terminologia i raczej „duszą” czyli psyche nazywa się to, co bliższe ciału i czasowe, a to, co dalsze od ciała i bardziej „wieczne” nazywane jest „duchem”, gr. pneuma. Jak zwał, tak zwał. Hillman, żeby sobie dać spokój z historyczną terminologią, to coś nazwał „żołędziem”. Ale OK, możemy przyjąć, że jest ciało, umysł lub psychika czyli mój czasowy byt, oraz to trzecie, które poprzez tamten czasowy byt realizuje jakieś swoje cele. Bardzo jestem ciekaw, żeby ktoś solidnie przeanalizował taka wizję świata i człowieka w nim, i co z tego wynika, i czym się różni od innych wizji, i czy nie prowadzi do jakichś ostrych sprzeczności. A jeśli ktoś to zrobił i jest książka albo internet, to proszę o bibliografię.
Karma
„Karma jest po pierwsze po to, żebyśmy się czegoś nauczyli, po drugie po to, żeby uniemożliwić nam, lub utrudnić, powtarzanie działań złych lub głupich.” (Przemysław Kapałka)
Bardzo jestem ciekaw, kto to powiedział? Napisał? Do takiego wniosku doszedł? Może gdzieś w (nieskończonym...) hinduizmie? Może Bławatska? Steiner? Nie jestem dobrze oczytany w klasykach ezoteryki. Odniesione do buddyzmu powyższe stwierdzenie jest nieprawdziwe. Karma nie jest „po coś, żeby”, nie jest żadnym celowym nakierowaniem, przeciwnie, jest martwym i tępym prawem ruchu istniejących bytów, które z nudną monotonią powtarzają to, co raz kiedyś udało im się uczynić. Prawem podobnie mechanicznym jak grawitacja Newtona. Następnie: z karmicznych powtórek dokładnie nikt niczego nie może się nauczyć! Karma nie jest źródłem wiedzy! Przeciwnie, jest skutkiem i przejawem niewiedzy. Następnie, karma nie utrudnia „powtarzania działań złych lub głupich” tylko właśnie jest powtarzaniem działań, które przeważnie są złe, głupie lub oba. Dalej buddyzm (a może sam Budda? – nie wiem) uczy, że kto poznał prawo karmy, to może dopiero coś z nią zrobić. Jak kosmonauta znając prawo grawitacji może usiłować poruszać się w jej polu, wykorzystywać jej orbity do poruszania się zgodnie ze swoim zamysłem, tak buddyjski praktyk może usiłować poruszać się w polu karmy. Wykorzystując głupie nawyki do utrwalania rzeczy szlachetnych. Wtedy ma do czynienia z „karmiczną zasługą” czyli „dobrą karmą”. Ale źródłem poznania nie jest karma, tylko oświecenie.
Karmiczna sprawiedliwość?
„Jeśli ktoś bije słabszych, to w następnym wcieleniu sam może być słaby, żeby poczuć, jak to jest.” (Przemysław Kapałka)
Careful with that axe Eugene! Dostojewszyzna! Raskolnikow z siekierą! Może jakimś bogom wolno tak mówić,* nam ludziom nie wolno, bo to prosta droga do usprawiedliwienia zła i stanięcia po stronie zła. Widzę, jak łobuz bije kogoś i myślę: należy się temu bitemu, oj należy, bo ten osiłek z kijem oto wymierza mu sprawiedliwa karę za jego grzechy w poprzednich wcieleniach. Wyznawca tego poglądu powinien sam z kijem dołączyć się do bicia. – Ale czy na pewno? Przecież zawsze powiedzieć może, że „moja karma wcale mnie nie skłania, żebym teraz na kogoś z kijem leciał”. Straszne ex falso quod libet. Naprawdę nie warto takich zdań wygłaszać.
[*Ale nam ludziom bogów, którzy tak myślą, nie wolno czcić.]
„W nielicznych przypadkach ułomne ciało jest wynikiem świadomego wyboru – niektórzy chcą na przykład przekonać się, jak to jest” – Nie rozumiem. Czy chodzi o – chyba naprawdę nieliczne – przypadki, kiedy ktoś ucina sobie nogę, albo sam się kastruje (jak historyczni skopcy)? – Chociaż skopcy akurat nie robili tego w celach badawczych. Czy to ma być jakiś „świadomy karmiczny wybór”? Jeśli tak, to przez kogo i kiedy?
Sumując, mam wrażenie, że duże pomieszanie jest w tym temacie. Tym, których to interesuje, radzę nie uciekać w karmiczno-gnostycką fantastykę, tylko patrzeć, jak jest i co się dzieje: z ciałem i umysłem, z rolą ciała w naszym myśleniu, z mową ciała, wpływem ciała na umysł i umysłu na ciało. Ja sam mam nieustanny niedosyt na powyższy temat.
◀ Co mówi twoje ciało? ◀ ► Clive’a Hamiltona: antropocen, czyli gry i zabawy na titaniku Ziemia ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
To, że jest silna relacja między gunami a doszami (a tym samym między umysłem a ciałem) dla mnie nie ma wątpliwości. Wystarczy przestraszyć się czegoś albo, pomyśleć o ulubionej czekoladzie a poczujemy reakcję w ciele. Gdy mówimy o najczęściej powtarzających się procesach myślowych (pragnieniach, celach, intencjach) wieloletnich i odpowiadających im następnie działaniach to wiadomo, że w ten czy inny sposób będzie się to odbijać w ciele. Astrolog z pewnością jest w stanie określić, jaka osobowość odpowiada danemu kosmogramowi. Dalej, niekoniecznie astrolog, ale fachowiec z innej dziedziny, jest w stanie połączyć osobowość z ciałem.
Moim zdaniem bez sensu byłoby niepogodzenie ciała i umysłu, nie wiem po co przyroda/natura miałaby działać inaczej. To, że czasami nie widzimy tej łączności wynika z tego, że nie znamy pełni swego umysłu, naszego cienia, podświadomości, naszych ukrytych pragnień i skłonności. Ja tu umysł postrzegam szeroko, dużo więcej niż świadomość "dzienna", średnie JA czy nasze myślenie życzeniowe.
Każdy z typów miał być (według Huxleya, nie Sheldona) predysponowany do jednej z trzech ścieżek praktyki duchowej, która miała przychodzić mu łatwiej i z szybszymi rezultatami. I tak endomorficy ze względu na łagodne usposobienie mieli być bardziej skłonni do praktyk w rodzaju bhakti jogi i ogólnie uczestnictwie we wspólnotowym życiu religijnym. Energiczny mezomorfik najlepiej miał się spełniać w praktycznych i konkretnych działaniach, dobroczynności i w zasadzie wszystkim co wymaga aktywności i inicjatywy. Natomiast ektomorfików, o dobrze rozwiniętym i czasem nadwrażliwym układzie nerwowym miało pociągać spełnienie przez rozwój intelektualny, życie zakonne i indywidualną praktykę duchową.
Zastanawiam się, czy te pomysły są jakoś adaptowalne pod enneagram, co sugerowałby trójpodział typów morfologicznych.
@Arkadiuszu, ja się niedawno spotkałem z czymś takim, jak rozpatrywanie "składu" czy też "konstytucji" żywiołów u osoby właśnie przez obserwację budowy, zachowania i tendencji psychicznych.
Ciało czasem buntuje się przeciwko umysłowi, a umysł buntuje przeciwko temu jak działa czy wygląda ciało. Skąd to się bierze? Może coś w kulturze narzuca/narzuciło takie tendencje? W każdym razie wygląda na to, że zintegrowanie obu wymaga pracy - poznawanie możliwośc
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
A jeszcze lepiej:
https://en.wikipedia.org/wiki/Somatotype_and_constitutional_psychology
bo polski tekst chudziutki, a ang. do studiowania.
Pytałeś Pawle o Sheldona a enneagram. Narzuca się, że:
ektomorfy .... typy lękowe i zarazem będące "w głowie" .... 5, 6 i 7
mezomorfy .... typy gniewne i zarazem instynktowne .... 8, 9, 1
endomorfy .... typy wstydowe i zarazem społeczne i "w brzuchu" .... 2, 3, 4
Ale może inaczej?
Np. tak:
ektomorfy .... paranoidzi .... 1, 2, 6
mezomorfy .... hebefrenidzi .... 3, 7, 8
endomorfy .... katatonidzi .... 4, 5, 9
Albo jeszcze lepiej tak:
ektomorfy .... od Lacanowskiego Symbolicznego .... 1, 3, 5
mezomorfy .... od L. Realnego .... 6, 8, 4
endomorfy .... od L. Wyobrażeniowego .... 2, 7, 9
To ostatnie podobieństwo najbardziej mi się podoba.
Coś kiedyś o tym chyba w Tarace pisałem. Albo nie?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Tzn. stosunek naszej świadomej woli, zamiaru, wyobraźni i możliwości realizacji -- do Pieniędzy -- jest podobny do tego, jaki ma ta świadoma wola itd. do Ciała.
Tzn. podobnie jak Umysł jest wielokrotnie i typowo bezradny wobec Ciała, na tej samej zasadzie przeważnie typowo jest bezradny wobec Pieniędzy.
Jak nam się psuje i zawodzi nas Ciało (starzeje, choruje, jest nie takie jak trzeba, umiera) -- tak, podobnie, zawodzą nas Pieniądze: nie umiemy ich pozyskiwać, zawsze ich brakuje, ich brak lub konieczność poświęcenia im zbyt wiele nie pozwala na samorealizację Umysłu.
Przypomniał mi się Marx (Carl, ten), który to zjawisko z pieniędzmi nazwał "alienacją" i zapoczątkował ruch socjalistów, którzy twierdzili, że znają sposoby na poradzenie sobie z kłopotami z pieniędzmi. Ale ostatnio socjaliści przestawili się i zajmują się nie tyle złem, które wynika z tego, że ludzi różnicują Pieniądze, co drugim złem, gdzie ludzi różnicują ich Ciała. Że jedne żeńskie drugie męskie, trzecie homo itp., albo jedne białe drugie czarne itd.
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Obaj badacze obracali się w podobnym zakresie tematycznym tj. związku ciała z umysłem, a dalej zdrowiem, poprawą efektywności myślenia i działania, przywracaniem pierwotnej harmonii ciała - "gracji" jak to określał Lowen. Zakłada się pewien ideał harmonii ciała, którą dobro wspiera a nieszczęście i zło zaburza. Obaj, rzecz jasna, byli znakomitymi praktykami tzn. bezpośrednio pomagali ludziom. Lowen był nakierowany na psychoterapię, Feldenkreis skupiał się na poprawie kreatywności, przez przywrócenie pierwotnej ekonomii ruchu.
Mamy też współczesnych, ciekawych badaczy skupionych na wykorzystaniu związków ciała, psychiki i umysłu, w edukacji. Jest mała książeczka pt. "Zmyślne ruchy, które doskonalą umysł" autorstwa Carli Hannaford. Praca o tyle cenna, że daje elementarny wykład podstaw neurofizjologicznych "gimnastyki mózgu". Pomocna, by twoje dziecko łatwiej się uczyło, lub pozbyło "problemów".
Oczywiście mamy jeszcze jeden obszar zamożnych sponsorów intensywnych badań naukowych w temacie - walka z nadreaktywnością - sport i kompleks militarny. Ochłapy z tego stołu, paradoksalnie, potrafią zmieniać świat na lepsze.
Mamy Hunę z masażem świątynnym Lomi, który potrafi wyłączyć uzależnienia, mamy wreszcie Jogę - jednak Wojtek ma rację - nikomu jeszcze nie udało się odpowiedzieć na pytanie - co (kto) i jak kieruje ciałem. To zagadka. Mam taką intuicję, że ta zagadka rozwiązana - mogłaby unieszczęśliwić ludzi, odebrać im nadzieję, przynieść zwątpienie, smutek i falę samobójstw.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Chyba się już przyzwyczailiście, że odpowiadam z opóźnieniem.
Odnośnie karmy:
Nie wiem, czy ktoś to powiedział w takiej formie, piszę to na podstawie wielu, bardzo wielu przeczytanych i słyszanych wypowiedzi i na podstawie swojej wiedzy. Oczywiście nie jest to dosłownie. Co do buddyzmu się nie wypowiadam, nie jest to moja dziedzina i zdecydowanie nie chcę jej zgłebiać. Karma jak najbardziej jest po coś. Czemuś służy. Grawitacja też czemuś służy, konkretnie temu, żeby przedmioty nie latały sobie bez ładu i składu. Każde prawo Wszechświata czemuś służy, a przynajmniej każde z tych podstawowych. I jak najbardziej karma jest źródłem wiedzy. Dzięki niej uczymy się skutków postępowania, a konkretnie w ten sposób (znów będę przybliżał), że jak działania wracają rykoszetem do nas, to prędzej czy później zaczniemy wyciągać z tego wnioski, a nawet jeśli nie to stracimy siły do niewłaściwego postępowania. Zazwyczaj dzieje się to później, w dodatku wcale nie uświadamiamy sobie że w wyniku karmy, ale jednak się dzieje. Karma działa w ukryciu (przynajmniej dla tych nieświadomych), ale jednak skutecznie.
Karmiczna sprawiedliwość:
To jest najczęstszy zarzut stawiany prawom karmy. Użyję analogii: Jeśli ktoś w wyniku swojej głupoty złamie sobie rękę, to każdy normalny będzie mu tą rękę leczył, a nie jeszcze wyginał na zasadzie „należy mu się”. Ale też nikt nie będzie się nad nim użalał, jaki to on biedny i nieszczęśliwy. Podobnie z tym biciem słabszych. Należy takim pomagać, nie ma sensu kręcić tej spirali krzywd i agresji, ale nie ma sensu płakać nad ich losem. Zasada jest taka, że jeśli ktoś bezwarunkowo musi oberwać, to oberwie i nikt temu nie przeszkodzi. Ale to nie znaczy, że konkretnie
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Czym byłby dla człowieka świat wyjaśniony i skończony? Więzieniem.
A czym jest teraz? Placem zabaw. Pałacem cudów. A najbardziej - domem.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Zasada jest taka, że jeśli ktoś bezwarunkowo musi oberwać, to oberwie i nikt temu nie przeszkodzi. Ale to nie znaczy, że konkretnie ja muszę mu przyłożyć i tym samym brać udział w jego złym losie.
Chociaż słyszałem, nie pamiętam gdzie, że prawdziwi mistrzowie, widząc czyjąś karmę, specjalnie mu dokładają i traktują go źle, na zasadzie „lepiej żebym ja mu dołożył niż ktoś głupi i nieświadomy”. Ale żeby tak postępować, trzeba być mistrzem. Dla nas na pewno nie jest to zalecenie.
A że takich zdań nie warto wygłaszać – zależy, w jakim towarzystwie. Inaczej wśród zbójów i drani, inaczej wśród tych, którzy płaczą nad losem całego świata i wygłaszają żale na temat bożej niesprawiedliwości. Mam nadzieję, że towarzystwo Taraki należy do tych, wśród których na wygłaszanie takich zdań już można sobie pozwolić.
Co do ułomnego ciała: Niektórzy przed inkarnowaniem się na Ziemi świadomie decydują się przyjąć ułomne ciało. Na podobnej zasadzie, na jakiej niektórzy porzucają dobrobyt i życie w luksusie, i odchodzą gdzieś daleko żyć w ascezie. Czasem nawet ma to sens.
A pomieszanie w tym wszystkim jest. Ja wcale nie udaję, że wiem wszystko na temat praw karmy, swoją wiedzę na ten temat oceniam najwyżej na dostateczny z plusem. Najwyżej. Tyle, że w porównaniu z przytłaczającą większością ludzi i tak jest to wiedza na poziomie eksperckim i dlatego czasami decyduję się zabrać głos.
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Rozważania o karmie czyli o uwarunkowaniach z poprzednich żyć, nie biorą pod uwagę tego, że ludzi ("wcieleń ludzkich") gwałtownie przybyło i przybywa. Skoro dzisiaj jest 7 razy 10 do 9 ludzi, czyli 4 razy więcej niż było w połowie ubiegłego stulecia, to stąd wynika, że 75% obecnie żyjących ludzi nie miało poprzednich ludzkich wcieleń, czyli nie mają oni karmicznej pamięci ludzkiej, tylko jakąś zwierzęcą-bydlęcą lub jeszcze pewniej owadzią lub demonią. (Lub najpewniej, nie mają żadnej.)
Może tak faktycznie jest i dlatego świat wygląda jak wygląda?
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Ja karmę postrzegam jak dynamiczną matrycę duchowo-psychiczną (która wpływa i zwrotnie reaguje na fizyczne wzorce), starając się nie używać pojęć moralności, sprawiedliwości. Raczej coś na podobieństwo prawa przyciągania, rezonansu, psychologicznego odpowiednika praw fizyki. Po prostu dusza "przejawia sobie" ciało fizyczne, które jest naturalnym biologicznym zwieńczeniem jej aktualnego (kompletnego lub wycinkowego) duchowego wzorca. Niektórzy mówią, że wszystko jest wibracjami. W świecie wibracji mówiąc językiem np. V. Zelanda mamy energie, wahadła, egregory, różne interferencje, wpływy, zakłócenia. Tworzymy to o czym myślimy i co wzbudza w nas emocje, doświadczamy tego czego pragniemy lub czego się boimy. W polu konkretnych wibracji, którym poświęcamy uwagę i myśli, doświadczamy ich fizycznie na rozmaite sposoby, czasami jako kaci czasami jako ofiary (ale zawsze jako narzędzia jednej świadomości), aż do momentu kiedy przestajemy tym wibracjom poświęcać duchowo-mentalną uwagę. I wtedy udajemy się w inne czasoprzestrzenie czy pola świadomości.
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Z tymi 7 miliardami ludzi i reinkarnacją, to też się zastanawiam, jak to jest. Częściowym wyjaśnieniem może być to, że kiedyś rodziło się ludzi bardzo dużo i większość umierała, ale to na pewno nie wyjaśnia wszystkiego.
Z wcielaniem się w gąsienice to jedna z najczęstrzych interpretacji karmy i jedna z największych bzdur. Ludzie rzadko wcielają się w zwierzęta, a już na pewno nie w gąsienice (może i się to zdarza, ale nie sądzę, żeby częściej niż jeden na milion przypadków). Ciekawi mnie, skąd się bierze tak powszechna wiara w te bzdury.
@Arkadiusz: Chyba jesteś bliski prawdy. Mówienie o karmie jako pokucie czy karze to uproszczenie. Jak się dobrze przyjrzymy, to właśnie na to wychodzi, ale jest to efekt końcowy, a nie istota zjawiska.
"Ten, który zabija i jest okrutny idzie do piekła lub jeżeli odrodzi się pośród ludzi, będzie żył krótko. Ten, który torturuje innych, będzie cierpiał z powodu choroby. Gniewny będzie miał brzydki wygląd, zazdrosny będzie pozbawiony wpływów, skąpiec będzie biedny, uparty będzie miał niskie urodzenie, bezczynny będzie pozbawiony wiedzy. W przeciwnym wypadku człowiek będzie odrodzony w niebie lub jako człowiek będzie długo żył, będzie miał piękny wygląd, wpływy, szlachetne urodzenie i wiedzę." (Majjhima Nikāya 135)
Adhipateyya Sutta: "Zabijanie … kradzież … nieprawe współżycie
seksualne … kłamstwo … oszczerstwo … obraźliwa mowa … głupia paplanina,
gdy wytwarzane, kontynuowane i często powtarzane prowadzą do odrodzenia w
piekle lub pośród zwierząt lub pośród duchów." (Anguttara Nikāya III 40).
Czyli kara jak najbardziej, ale dlaczego cierpieć za cudze (poprzednika) grzechy?
Ps
Jak wytłumaczyć częste przypadki gdy kanalia i bandyta żyje długo i szczęśliwie?
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
W przedostatnim zdaniu opisałeś moją Babcię Leokadię :) Była w tej postawie heroiczna, a żyła lat 94. Miała bazę. Wiem, to nie przesądza o błędności Twego poglądu, ale chodzi o to, że fokus osoby, nakierowanej na siebie (ja chcę żyć długo, ja chcę być zdrowa, ja chcę być lepsza od ciebie) to droga do cierpienia, bo młodość i siły przepadną, rozum zawiedzie i stracisz wszelkie znaczenie.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Jeśli chodzi o nakierowanie na siebie, to nie pisałem o "ja chcę żyć długo, ja chcę być zdrowa, ja chcę być lepsza od ciebie", ale raczej miałem na mysli respektowanie własnej umysłowości, emocjonalności i cielesności. Dostaliśmy takie parametry i możliwości a nie inne. Mamy dbać o siebie i żyć odpowiednio do swoich możliwości i potrzeb. Powinniśmy wiedzieć i sprawdzać, co nam służy a co nie, kiedy jesteśmy szczęśliwi i spełnieni, a kiedy robimy rzeczy wbrew sobie, pod górkę, bez wewnętrznego wsparcia. Babcia Leokadia miała taką bazę, że dawała z siebie innym dużo i przeżyła prawie sto lat, najprawdopodobniej żyjąc zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Inni mają inne bazy i muszą żyć zgodnie z tym, czym dysponują i iść tam, gdzie ich pcha.
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.