zdjęcie Autora

24 maja 2015

Wojciech Jóźwiak

Serial: Auto-promo Taraki 4
Polityki konsumenci i producenci
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Świat bez słoni i nosorożców, czyli brak mocy ◀ ► Antenowy umysł i rozciągła teraźniejszość ►

Arkadiusz Obserwator w komentarzu pod tytułem „Polacy czyli my” przedstawił prosty i znany model „wyłaniania polityki przez naród”, oto jego zdania:

Stan demokracji jest pochodną świadomości wszystkich obywateli. Politycy pochodzą z nas i są wybierani przez nas. Jakie doły, taka góra. Nie uważam, żeby "zwykły obywatel" był lepszy od "polityka".

Z czym ja zapolemizowałem (w następnym komentarzu pt. „Politycy czyli nie my”) przedstawiając równie znany pogląd, że politycy są „klasą” inną i różniąca się od „narodu” i poglądy oraz sposoby działania jednych i drugich mogą się rozjeżdżać i często to robią, co za Komuny nazywano „zrywaniem więzi Partii z Masami”, a teraz wyraża się w ubolewaniu rządzących, że „za mało wsłuchiwaliśmy się w głosy...”.

Potem do dyskusji dołączył A. M. Zielinski („So many options....”), twierdząc, że demokracja jest dobra taka, jaka jest, ale Polacy mają zbyt wygórowane oczekiwania od demokracji i spodziewają się, że im zaraz uczyni jakiś raj na ziemi – co stanowi wątek osobny.

Przyszedł mi pomysł (pewnie nienowy i znany), żeby związek polityki z „narodem politycznym” porównać do sytuacji konsumentów i producentów. Politycy i ich zaplecze (intelektualne i organizacyjne) to producenci, a my, naród polityczny, to konsumenci. Tak jak konsument z producentem spotykają się na rynku (gdzie konsument producentowi wręcza pieniądze w zamian za towar), tak i tutaj jest rynek polityczny, którego przejawem są okresowe wybory.

Okresowe wybory – do sejmu, na prezydenta lub do samorządów – w dziedzinie rynku najbardziej przypominają aukcje. (Oczywiście, analogia nie dotyczy wszystkich szczegółów.)

Kiedy zaczniemy myśleć o polityce w kategoriach tamtej metafory konsumentów i producentów, od razu wyjaśniają się wspólne bolączki rynku towarowego i rynku politycznego, na przykład:

  • brakuje towaru, którego potrzebuje pewien konsument (ja niedawno kupując samochód, nie mogłem kupić w miarę nowego modelu Nissana Primery, bo go Japończycy po chamsku przestali produkować. Odpowiednikiem w polityce jest ciągły bul, że „nie mam na kogo głosować”);
  • potrzebny towar jest, ale niedostępny (na rynku gospodarczym jest dla kogoś za drogi, na rynku politycznym reprezentowany przez zbyt mniejszościowe stronnictwo, np. miłośnicy wolności gospodarczej jej nie dostaną, bo partia KORWiN ma zbyt mało glosujących na nią);
  • towar jest, ale nie całkiem komuś odpowiada, ponieważ produkcja jest nacelowana w innego odbiorcę (w polityce przykładem nadreprezentacja interesów rolników i to tych wielkich: KRUS, dopłaty do upraw. W ekonomii np. głupstwo, ale przykre: nie ma na rynku zeszytów z kartkami, przez które nie prześwitują cienkopisy – tak jakby rynek zeszytów był nacelowany na piszących długopisami, a nie SchwanStabilami);
  • towar jest, ale robiony pod wygodę producenta, nie konsumenta (krzyczącym przykładem są rozdęte ponad wszelką miarę systemy operacyjne Windows, z których realny użytkownik peceta lub notebooka używa 2% zawartych w nich funkcjonalności. No ale Microsoftowi od dziesięcioleci tak jest wygodniej i zyskowniej. Znanym historycznym przykładem był Henry Ford produkujący samochody w dowolnym kolorze pod warunkiem, że jest to czarny).

Ostatnia bolączka jest rzadka w ekonomii, ale notoryczna w polityce: koncepcje i sposoby polityczne są tworzone pod wygodę (i zysk) polityków i otaczającej ich i obrastającej ich klasy. W tej dziedzinie politycy wykazują się ogromną inwencją: jak przekręcić ustawy i ich wykonanie, żeby samemu najwięcej zyskać, czyli nachapać się. Po to wymyślają całe kontynentalne struktury, które realizują ICH korzyści, a przy tym są niewrażliwe na narodowe demokracje, będąc poza kontrolą narodowych wyborców – oczywiście mam na myśli UE, która do takiej roli stopniowo wyewoluowała.

Tak więc związek między narodem politycznym a politykami nie jest tak prosty, jakby wydawało się z modelu (lub metafory) wyłaniania polityki i polityków przez naród. (Ta metafora polega na tym, że naród polityczny przyrównany jest do umysłu człowieka-jednostki, a wyłaniana polityka do jego myśli. Jak „ja” coś sobie wymyślam, tak naród coś sobie „wypolitykowuje”.)

W myśl metafory konsumentów, producentów i rynku ten związek nie jest prosty, lecz mocno pośredni. Politycy występują w roli dostarczycieli „politycznych towarów”, które są stręczone konsumentom-narodowi niejako z zewnątrz i jako gotowe produkty. Nie jest tak, jakby było np. na wyspie zamieszkałej przez tubylców, którzy wspólnymi siłami projektują i budują łódź: że każdy jest producentem „towaru”, który, gdy będzie gotowy, zostanie skonsumowany, czyli wyprawiony na jakąś Tahiti lub Nauru. Politycy raczej bliżsi są akwizytorom zewnętrznej firmy, która chce nam sprzedać gotowe łodzie, odlane z laminatu gdzieś indziej, razem z silnikiem i instrukcją obsługi. My mamy wybrać sobie laminowaną łódkę, która nam najbardziej odpowiada, itd.

Oczywiście fajnie by było, gdybyśmy jako polityczny naród sami sobie tę łódź-państwo urządzili, ale tak dobrze nie jest; ostatnio próbowano za Pierwszej Solidarności, kto wtedy żył, pamięta.

Wracając, w metaforze polityki-demokracji jako rynku mamy cztery składniki: naród, który czasem bywa nazywany „demosem” (odpowiednik konsumentów), polityków (odpowiadają producentom), zestaw koncepcji politycznych (jako towar) i rynek polityczny (odpowiednik rynku w ekonomii) szczytujący okresowo w wyborach.

◀ Świat bez słoni i nosorożców, czyli brak mocy ◀ ► Antenowy umysł i rozciągła teraźniejszość ►


Komentarze

1. We wszystkich tych tekstach brakuje trzeciego, często decydującego czynnikaNN#8016 • 2015-05-24

Oprócz polityków i narodu są media, które niestety prawie zawsze kłamią, fałszują i manipulują. Są też inne czynniki takie ja służby specjalne, pieniądze, korporacje, wzajemne zależności itp. Ale z nich wszystkich media są decydujace.
To one mogą szybko wykreować albo wyeliminować z życia publicznego, chronić lub niszczyć. Ostatnie wybory są tego najlepszym potwierdzeniem.
Jeżeli nie ma obiektywnych uczciwych mediów to naród nie ma informacji niezbędnych do dokonania świadomego wyboru. Tym samym nie ma świadomego wpływu na wybory.
Podobnym czynnikiem jest stworzone prawo dające jednym dostęp do pieniędzy a innym je odbierające. W obecnych czasach to media i pieniądze decydują o wyborach. I juz na tym etapie mamy do czynienia z totalnym fałszerstwami.
Jako naród zostaliśmy ubezwłasnowolnieni. I politycy nie są reprezentantami narodu w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, działają na szkodę narodu i wśród nich są tylko sprzedajni zdrajcy i oszuści. Wystarczającym dowodem jest calkowita bezkarność ich i urzędników i tworzone prawo. Politycy (aktualnie rządzący) nie są jak naród, są tylko jak zdrajcy tego narodu.
Od wojny do dzisiaj w Polsce nie ma demokracji i jako obywatele nie mamy prawie żadnego wpływu na nasze losy i nasze państwo. W związku z tym nie wiemy jakich wyborów by dokonał naród gdyby była demokracja. Jedynie można stwierdzić że naród pozwala na to że jest ubezwłasnowolniony i traktowany jak niewolnicy albo gorzej.  
2. ryba gnije od brzuchaNN#6103 • 2015-05-24

czyli suma malych korupcji jest większa niż suma duzych korupcji ktore łatwo zaobserwowac na przykladzie "gory".

Także suma naszej zbiorowej bezczelnosci musi być większa jeśli tak dobrze to widzimy na przykladzie rządu. Rybę można uzdrowić jedynie od brzucha. Leczenie "glowy" będzie tak samo skuteczne jak objawowe leczenie raka.

Przed II WW Polska nie była raczej krajem demokratycznym, czy mi się pomyliło?

w TED widzialem wyklad gdzie jakis prof. sociologii doszedł do podobnych wnisków analizując sytuację w USA. W Polsce jest prawdopodobnie o wiele gorzej z korupcją.
[foto]
3. Mit demokratyczny, czyli jak przekonać opinię publicznąNes W. Kruk • 2015-05-24

Dwa lata temu trafił mnie ciekawy przykład mitu demokratycznego. W zalewie dezinformacji padło z ust „naszego” prezydenta takie zdanie: „trzeba przekonać opinię publiczną (...) do przyjęcia euro". Ciekawe, prawda? Nie trzeba ogłaszać referendum, by tzw „opinia publiczna” (czyli masa, która nie ma swojego zdania, a jest jedynie siłą, która przez demokratyczny bubel prawny konieczna jest do wprowadzania niektórych zmian, np. zmiany prezydenta) przyjęła lub odrzuciła przyjęcie euro. Nie. Trzeba przekonać tę opinię publiczną, by przyjęła euro, a nie by zdecydowała, czy przyjąć lub nie. Niby różnica, ale czy opinia publiczna ją zauważy? Oczywiście nie. Ci którzy zauważą, znikną w tłumie. Będziemy mieli cyrk jak w Irlandii przed laty. Jeśli zdarzy się cud, i opinia publiczna odrzuci euro, zrobi się pranie mózgów, (przepraszam - kampanię edukacyjną), i ponowne referendum. To powinno pomóc. To nic, że kampanię przeprowadzi się za pieniądze podatników, czyli tej właśnie opinii publicznej (kolejny dowcip demokratyczny  – "dam wam pieniądze, byście mogli mnie przekonać do czegoś, o czym nie mam zielonego pojęcia"). Czyli zasadniczy problem, jaki widzą rządzący, to nie zdecydowanie, czy to euro będzie dla nas korzystne czy nie. Oni już zdecydowali, jak widać. Niestety mamy bubel prawny i nie mogą sami z siebie od tak zarządzić zmiany waluty. Musi to zrobić tzw opinia publiczna, tak jak mówią zasady gry "demokracja". Mechanizm jest prosty. Należy zainwestować w propagandę (bo jak to inaczej nazwać), ludzie powinni wsiąknąć w rzeczywistość, w której przyjęcie euro jest dla nas jedynym słusznym rozwiązaniem, ogłosić referendum, na którym owi ludzie zagłosują tak, jak uważają za słuszne, czyli za przyjęciem euro.
Po co ten cyrk? Ano po to, by ludzie wierzyli, że mają prawo wyboru. Ewentualnie owszem, można przeprowadzić publiczne debaty, w których wezmą udział specjaliści rządowi (a więc za) kontra specjaliści pozarządowi (przeciw lub za), którym będzie kibicowała opinia publiczna. Ale jaki tego będzie efekt? Wygra ten, kto będzie najbardziej przekonujący, tj zatrudniający najlepszych specjalistów od marketingu politycznego. Nie będzie musiał mieć racji. W końcu tak działa demokracja – trzeba przekonać opinie publiczną.
[foto]
4. Media w polityce jak reklama w handlu. Demonopolizacja demokracjiWojciech Jóźwiak • 2015-05-24

@Andrzej Lenard: W ramach tej metafory, "polityka jest jak produkcja i handel", media w polityce grają taką rolę, jak reklama w handlu.
W tym właśnie punkcie demokracja najbardziej przypomina gospodarkę, z produkcją i konsumpcją, i handlem i reklamą pośrodku.

@ Karol i Nes: ta metafora, "polityka jak produkcja i handel", pokazuje też o co powinniśmy "walczyć": o demonopolizację demokracji. Czyli o to, żeby na polityczno-demokratycznym "rynku" było wiele politycznego "towaru" do wyboru

Metafora ta ma ciąg dalszy: próby zastąpienia demokracji (takiej lub innej) jakąś dyktaturą mają analogię w zastąpieniu rynku rozdzielnictwem na kartki.
[foto]
5. Co to znaczy...Nes W. Kruk • 2015-05-24

demonopolizacja demokracji?
[foto]
6. Demonopolizacja demokracji?Wojciech Jóźwiak • 2015-05-24

Zastąpienie istniejących teraz monopoli (raczej: oligopoli, bo jest ich kilka-mało, czyli oligo, a nie jeden czyli mono) wielością "produktów politycznych".

Ścisły monopol był za Komuny. Formalnie była demokracja, demokratycznie wybierany sejm i samorządy, ale polityczny produkt, który można było wtedy "kupić" poprzez głosowanie był tylko jeden i partia komunistyczna zazdrośnie dbała, żeby był tylko jeden.
Rozluźnienie obecnego oligopolu czyli właśnie ta demonopolizacja polegałaby na tym, że "produkty polityczne" które teraz są "mniejszościościowe" gdyż odpadają w przedbiegach, bo nie przekraczają progów lub (i) nie mają mocy żeby wystawić kandydatów we wszystkich okręgach, miały bardziej otwartą drogę do parlamentu i samorządów.
Jak to zrobić, pomysłów jest wiele, jednym są JOW′y, innym (wg. mnie lepszym) jest pomysł posłów osobistych lub rzeczników obywatelskich, pisałem o tym kiedyś:
Poseł osobisty czyli sejm bez partii, okresowych wyborów i okręgów wyborczych
Państwo oddolne.
[foto]
7. popieram demonopolizacjęArkadiusz • 2015-05-24

Od wielu lat jestem zwolennikiem ordynacji proporcjonalnej, z obniżonym progiem wyborczym do 3 procent. Ewentualnie bonus dla partii zwycięskiej ułatwiający utworzenie większości rządowej. Uważam, że błędem było podniesienie progu wyborczego do 5 procent i wprowadzenie ordynacji sprzyjającej większym partiom. Wiadomo, stało się to w następstwie rozdrobnienia pierwszych sejmów po 89′. Ale to rozdrobnienie mogło być krótkotrwałym efektem niedojrzałości naszej demokracji.
Gdyby próg wyborczy był niższy, mielibyśmy w sejmie partie ideowe: narodowe, konserwatywno-liberalne, libertariańskie, soc-liberalne, zielonych, socjalistów. Debata byłaby bardziej ideowa, obywatele mieliby większą możliwość wyedukowania się w sprawach politycznych. Zamiast tego szybko otrzymaliśmy bloki partyjne zrzeszające bezideowych zawodowych polityków, różniących się od siebie tylko poziomem sprytu i pieniactwa. Uważam, że stracono edukacyjny potencjał trochę bardziej rozdrobnionego niż obecnie parlamentu. Ale warto by było do tego wrócić.
Co do mojej opinii o powiązaniu jakości społeczeństwa i jego politycznej reprezentacji, to podtrzymuję ją. Po pierwsze moim zdaniem dojrzałe społeczeństwo preferuje określone skuteczniejsze sposoby komunikacji i rozwiązywania problemów i w sposób naturalny wybiera lepszych polityków. Po drugie dojrzałe społeczeństwo nie zostawia polityków samopas, lecz stwarza cały system kontroli jakości i kontroli poczynań polityków. Są organizacje pozarządowe, opiniotwórcze, lobbingowe, są media, maleje rola telewizji, rośnie rola wolnego internetu. Są głosy różnych grup zawodowych i środowisk. Są kodeksy etyki zawodowej, w tym etyki polityka. Politycy są zwieńczeniem piramidy organizacji demokratycznego ustroju. Dojrzałe społeczeństwo to społeczeństwo, którego rozwój trwał w sposób ewolucyjny, dekadami lub wręcz stuleciami. Społeczeństwa ludzi uśmiechniętych, dojrzałych emocjonalnie, szanujących pluralizm i odmienność. My budujemy demokrację dopiero dwadzieścia kilka lat. Niska aktywność obywatelska Polaków, niski kapitał społeczny (brak zaufania), skłonność do prowizorek, kłótliwość, niszczenie dorobku poprzedników. Do tego niezbyt dobry, bo antypluralistyczny i antydemokratyczny wpływ polskiego Kościoła.
Podoba mi się porównanie z rynkiem, bo wszystko jest jednością, na którą należy patrzeć holistycznie. Wiele dziedzin kuleje, dlaczego polityka miałaby być lepsza. Ale wszystko zależy od nas - przynajmniej w to chcę wierzyć. Bo jeśli, jak pisze Andrzej, wszyscy są zdrajcami i agentami obcych sił, to nie mamy na nic wpływu, i lepiej zmienić temat dyskusji.
8. Drogi Wojtku ja całkowicie się zgadzam z Twoją metaforąNN#8016 • 2015-05-25

dodałem tylko że warto pamiętać o innych elementach i czynnikach, chociażby mediach.
Co do rozwiązań, niektóre króre proponowałem w Braterstwie.
1. Uczciwe wybory to fundament wszystkiego. Finansowanie tylko przez państwo wyborów z gwaracją równych szans wszystkim. Do różnych  idoli można to zrobić tym bardziej możliwe jest w wyborach. Wybieramy najlepszych a nie mających lewe pieniądze albo jakieś partie. 
2. Możliwość odwołania w każdej chwili każdego posła i wyższego urzędnika
3. Narodowy System Nadzoru i Kontroli, stała społeczna komisja np. z udziałem ławników do wszelkiego typu nadapelacji odwołań od wyroków i postanowień sądów i urzędów. Z prawem i obowiązkiem zwalniania i karania winnych nadużyć. Ktoś oszukany przez urząd czy sąd po przejściu wszystkich poziomów odwołań może się zwrócić ze skargą do takiego organu. Ten z udziałem ławników decyduje i ew. naprawie błędy i karze wszystkich urzędników. To by zmusiło do uczciwości wszystkie poziomy urzędniów i eliminowało szkodliwych. To naprawia cały system.
4. Powszechne wybieranie kluczowych urzędniów takich jak szefowie TV, KRRT, Prezes Sądu, Prokurator generalny, szef NIK itd. Po to żeby służyli narodowi i państwu a nie kolesiom i wrogom.
5. Narodowy System Głosowań przez SMS, internet itp.  żeby obywatele i naród mieli kontolę i władzę nad państwem i decydujące zdanie w kluczowych sprawach. Taka forma stałego referendum.
6. Nowy narodowy kanał TV i www jako otwarte forum wymiany i wybierania najlepszych poglądów pomysłów i liderów.
7. W ogóle jak najwięcej systemów zgłaszania i wybierania najlepszych pomysłów i liderów dające wszystkim równe szanse i możłiwości. Po to żeby wybierać najlepsze bo to jest w interesie nas wszystkich.
itd. Oczywiście to tylko wielki skrót i uproszczenie.

[foto]
9. Pomoc z nieoczekiwanej stronyWłodzimierz H. Zylbertal • 2015-05-27

Pewnym uzupełnieniem pomysłu Naszego Szefa jest coraz popularniejszy (bo jeszcze nie silny politycznie ani społecznie) ruch ekonomii lokalnej z lokalnym pieniądzem na czele. Jak na moje wyczucie, decentralizacja (a więc i demonopolizacja) polityki dokonać się może właśnie za sprawą decentralizacji ekonomii - bo i dziś wielka polityka jest zakładnikiem wielkiej ekonomii. 
[foto]
10. HrabiaNes W. Kruk • 2015-05-27

1. Kiedy to się zaczęło, że jeden człowiek zaczął rządzić (przewodzić) drugim?
2. To naturalne? Zwierzęta stadne tak mają. A człowiek? Np konkretnie ja - czy faktycznie potrzebuję kogoś "nad sobą"?

Stugłowy Władzy Wąż


[foto]
11. Jeden nad drugim (@Nes), Śląsk (@Wło. Zylbertal)Wojciech Jóźwiak • 2015-05-27

No właśnie, Nes, ja też jestem przekonany, że idea władzy w sensie "jeden nad drugim", "każdy musi mieć kogoś nad sobą", nam Polakom, a przynajmniej dużej naszej części, jest obca, wroga i bezużyteczna. Większość z nas znakomicie sobie radzi bez "waadzy", a to, że ktoś zarządza i kieruje pewnym przedsięwzięciem, więc i zaangażowanymi ludźmi, jest sprawą techniczną i jak ktoś chce, to z takiego przedsięwzięcia może zawsze wyjść.

Śląsk i Kukiz
@Włodku, Kukiz jest Ślązakiem i na mapie głosów na niego Śląsk się wyróżnia jako plama podwyższonej pro-kukizowości. Może to jest znak, żeby Ślązacy zebrali się i przeforsowali projekt Jednego Śląska, czyli powołania jednego Województwa Śląskiego w historycznych granicach od Zielonej Góry do Cieszyna (lub Żywca). Była kiedyś taka idea, ale upadła, jak wiele inicjatyw w okresie bieżącego polskiego saturnowego pessimum 2010-... .

12. władza a przywództwoJerzy Pomianowski • 2015-05-27

Ludzie władzy potrzebują stada które pracuje na ich sukces i dobre samopoczucie. Pozbawieni pracowitych mrówek stają się bezsilni. Tym się różnią od hersztów zbójeckich i utalentowanych polityków,  do których ochotnicy lgnęli samorzutnie, nawet gdy byli odpędzani.
13. Kochani, jestem bardzo niezależny i samodzielny aleNN#8016 • 2015-05-27

nie tylko się godzę na to ale wręcz chcę mieć przywódców i uważam to za konieczne. I wygodne bo wiele rzeczy załatwiają za mnie i dla mnie.
Żeby stado dobrze funkcjonowało potrzebuje przewodnika. W przeciwnym przypadku byłby chaos. Poza tym każdy z nas pełni różne role i jest jednocześnie przewodnikiem i poddanym, chociażby jako syn czy córka i jako rodzic. To jest naturalne i jest dobre. W ogóle w życiu pełnimy różne role.
Ważne jest żeby to było zdrowe przywództwo. Zdrowa władza to odpowiedzialność za innych i obowiązek, chora to przywileje i wykorzystywanie. Jak to opisuję; dla chama władza to tylko przywileje dla człowieka to odpowiedzialność. Problem w tym że władza została opanowana przez chamów. W zdrowym systemie władzę sprawują osoby świadome i odpowiedzialne a dla takich władza to nie zabawa tylko wieeeeelka odpowiedzialność.
To jest dokładnie jak bycie rodzicem. Chorzy rodzice zaniedbują albo nawet wykorzystują dzieci dla własnych korzyści i szkodzą im. Ale w zdrowej rodzinie bycie rodzicem to wielka odpowiedzialność.
Kluczem jest żebyśmy wybierali i mieli właściwych ludzi u władzy.
A żeby tak sie stało my jako naród i jako obywatele musimy odzyskać naszą ojczyznę a ojczyzna musi odzyskać nas bo teraz jest porzucona i osierocona.
Bo dla większości z nas władza i państwo to oni a to jest porzucenie własnego domu i narzekanie że jest się bezdomnym a dom przejął ktoś inny. Jako Polacy musimy dojrzeć do świadomości że to nasz dom, nasze państwo.To doprowadzi do tego że będziemy wybierać odpowiednie osoby do zarządzania naszym współnym domem, naszą ojczyzną. To cud że Polska jeszcze istnieje bo sierota ona porzucona i zdradzona. Ma tylko wrogów którzy ją wykorzystują. A to nasz dom rodzinny. I tak powinna być traktowana. Bo to w naszym interesie. Bo kazdemu z nas odbiera albo daje bezpieczeństwo i siłę tak jak dom rodzinny.   
[foto]
14. Wracając do rynkowej metaforyArkadiusz • 2015-05-28

To zarówno konsumenci (wyborcy) jak i producenci (politycy) pochodzą z Narodu (chyba, że ktoś będzie się upierał, że politycy to zdrajcy, ONI itd). Dlatego metafora rynkowa nie kłóci się z tezą, że o jakości rynku (także politycznego) decyduje jakość (świadomość) konsumentów (obywateli wyborców) i jakość producentów (polityków). To wszyscy: konsumenci i producenci tworzą rynek, jego otoczenie, instytucje kontrolne, prawo, kapitał społeczny, opinie, gusta i potrzeby - w dynamicznej interakcji. 
I ważne uzupełnienie: rynek nie tworzą tylko obywatele Polski. Polityka też jest wymieszana, z licznymi wpływami i naciskami zewnętrznymi. Jako mały otwarty rynek jesteśmy mocno uzależnieni od globalnego rynku. Jak pojawia się ogólnoświatowe załamanie rynkowe to w Polsce też to odczuwamy. Tak było za załamaniem hipotecznym w Ameryce w 2007-8. Fala poszła na cały świat. Do dziś nie możemy z tego wyjść w Polsce. Podobnie w polityce, jak idzie Wiosna Ludów, fala protestów ogólnoświatowych, to prędzej czy później dochodzi do nas, i padają rządy.
I przykład: jak Kukiz (do tej pory Konsument) będzie chciał stworzyć partię (i zostać politycznym Producentem), to jakość jego działalności politycznej (produktu) będzie zależała od tego co sobą prezentuje On i ludzie, których wokół siebie zbierze. Zobaczymy, czy oprócz słusznego gniewu, złości, krytyki będzie w stanie zaoferować dobre, skuteczne pomysły na rozwiązanie bolączek społecznych. Od jakości pomysłów i od stylu prowadzenia politycznej działalności (w tym umiejętności WSPÓŁPRACY, KOMPROMISÓW, znajdywania sojuszników) będzie zależała jakość polityki w bliskiej przyszłości.
I taka myśl jeszcze: na rynku można konkurować albo tanim produktem albo dobrym produktem (Polska w tej chwili konkuruje z innymi gospodarkami tanią siłą roboczą - stąd nasza frustracja). W polityce też: można być świetnym politykiem albo politykiem - populistą, który wszystko obieca i nic nie zrealizuje. Ale jacy by politycy nie byli, trzeba ich ciągle zmieniać (bo władza korumpuje). 

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)